Wszyscy ekscytujemy się finiszem kampanii wyborczej. Choć ten drugi tydzień jest trochę mniej emocjonujący (poza wystąpieniem Tuska), to jednak powoli należy się zastanawiać, jak wyglądała by wizja prezydentur i Trzaskowskiego i Nawrockiego. Bo mimo wszystko, 1 czerwca któraś z grup będzie zadowolona, druga nie, ale wszyscy musimy się przyzwyczaić, że głową państwa może być osoba, która nie do końca jest przez nas lubiana. Dlatego poniżej chciałem przedstawić swoją wizję i to, jak kadencja, będzie przebiegać:
Gdyby wygrał R. Trzaskowski, jest duże prawdopodobieństwo, że powtórzyłby się scenariusz z Bronisławem Komorowskim. Tj. mielibyśmy sytuację, kiedy kandydat zapowiada wiele pomysłów, chce być dla każdego takim "dobrym wujkiem". A po wyborach okazuje się, że nawet w najmniejszym procencie, nie jest w stanie się z tego wywiązać. Różnica jaka jest między Komorowskim a Trzaskowskim to taka, że b. prezydent jednak miał tzw. kręgosłup moralny, był twardy w swoich głównych poglądach i podążał według nich. Trzaskowski ma w gruncie rzeczy nieuregulowane tą wizję; zrobi tak, jak w danej chwili "zawieje chorągiewka". Ale poza tym to, co będzie łączyć obie prezydentury to to, że Trzaskowski będzie wycofany, będzie stał gdzieś z tyłu. Tak jak Komorowski, który obiecywał odmienność od Tuska, po czym, podejmował takie same decyzje, jak ówczesny rząd. Dla Trzaskowskiego to idealna rola; jest wręcz stworzony do brylowania na salonach, jeżdżenia po różnych miejscach oraz mówienie ogólników. Bardzo dobrze będzie wypełniał rolę reprezentacyjną. Jeśli chodzi o kwestie tych najważniejszych spraw, to nie można się będzie spodziewać rewelacji; będzie uważam stał w tzw. rozkroku tj. nie będzie mimo zapowiedzi mocno uderzał w katolików; w mojej ocenie, będzie trzymał ich na tzw. dystans. Z kolei nie podpisze twierdzę, żadnej kontrowersyjnej ustawy lewicy np. o aborcji czy związkach partnerskich. W pierwszej najbardziej może skłaniać się do zaakceptowania powrotu do tzw. kompromisu aborcyjnego, co większość ludzi, będzie skłonna zaaprobować. W kwestii związków, przedstawione do podpisu mu zostaną kosmetyczne zmiany, które wielkiej rewolucji nie poczynią. Z racji ryzyka utraty szybko poparcia, nie będzie starał się tego ryzykować za wszelką cenę. Możemy to zobaczyć na przykładzie Warszawy. Dodatkowo Trzaskowski wiedząc, że to akceptacja społeczna do niego, jest bardzo krucha, będzie bardzo ostrożny, a nie zechce się "popisywać", bo wchodzić będzie z mocnym bagażem negatywnych miesięcy rządów Tuska, a on szczególnie będzie z nim kojarzony.
Nawrocki z kolei patrząc na jego kampanię, będzie uważam bardziej niezależny od Trzaskowskiego. Kandydat PIS wie, że nie może irytować się na np. Konfederację, a będzie trzeba współpracować. Bez waśnie z przeszłości. Jego kadencja może upłynąć pod znakiem budowania podwalin pod nową większość na prawicy. To będzie miało wpływ, bo PIS, długo może nie odzyskać władzy samodzielnie. Będzie w swoich poglądach centrowy, choć w niektórych kwestiach stanowczy. I bardziej wiarygodny w tym, co robi. Nie jest w jego stylu brylowanie na salonach, także to możemy sobie odpuścić. Nie wydaje mi się, że Nawrocki, będzie jakoś wybitnie mocnym "hamulcowym" rządu; dobre pomysły, zapewne podpisze. I nie będzie starał się jak najszybciej rozwiązać parlament; będzie działał z wyczuciem.
Podsumowując: żaden polityk odkąd objął władzę, nie prezentował tak negatywnej odmiany siebie samego z kampanii. Widzimy zatem tylko opakowanie podczas gdy zawartość, pozostaje odmienna.
Inne tematy w dziale Polityka