Porter Porter
102
BLOG

O co gra Rosja?

Porter Porter Polityka Obserwuj notkę 5

 

 
Dawno, dawno temu, była sobie partia polityczna zwana SLD. Miała swojego prezydenta, premiera, większość parlamentarną (wraz z mayority makerem – Pawlakiem) , obsadziła wszystko co się da, gdzie sie da i jak sie da. W mediach nikt nie miał szans nawet cichutko się wychylić i cieniutko pisnąć czegoś, co mogłoby sie SLD nie podobać. Inne ugrupowania znajdowały sie albo w głębokim kryzysie, albo w ogóle istnienie ich było wątpliwe. Prezydent z premierem nie wchodzili sobie w drogę, dzieląc biznesy pomiędzy Duży Pałac i Kierownika Zakładu. Może przyjaźń pomiędzy dwoma ośrodkami władzy była szorstka, ale z pewnością nie było mowy o wzajemnych wrogich działaniach. Aż tu pewnego razu lukratywny kontrakt dla armii irackiej przerżnął z hukiem Bumar popierany przez premiera Millera, za to wygrało konsorcjum, w skład którego wchodziła firma Ostrowski Arms. Jej właścicielem był p. Andrzej Ostrowski, a firma ta to był malutki sklepik z bronią w podziemiach hali Gwardii. Jakby ktoś chciał kupić pistolecik, najlepiej całkiem nieduży – trudno wskazać lepszy adres. Ale – prawdę mówiąc, niełatwo pojąć dlaczego akurat ta firma potrafiła skutecznie rywalizować o tego rodzaju zamówienie, skoro nie posiadała ani doświadczenia, ani koncesji na międzynarodowy obrót bronią. Wprawdzie p. Janina Paradowska tłumaczyła rzecz całkiem logicznie, ze to dlatego, iż Ostrowski Arms reklamuje sie w Polsce Zbrojnej, ale ktoś nieufny mógłby w to nie uwierzyć.  W każdym razie, dość głośno zrobiło się na mięście, że pana premiera, którego wspierały cywilne służby skutecznie  przelicytowały służby wojskowe, sympatyzujące z panem prezydentem. W sumie można by o całej sprawie zapomnieć, bo wszak „wybierzmy przyszłość” było hasłem rządzącej formacji, gdyby nie pewien drobiazg, który spowodował, ze ten w sumie drobny epizod stał sie zarzewiem do straszliwej wojny. Otóż kiedy Leszek Miller po wyborach, które wygrał wchodził na sale przy ulicy Rozbrat przyjmować gratulacje, towarzyszył mu dość młody, mocno zbudowany łysy gentleman (chociaż bez krawata). Był to właśnie p. Andrzej Ostrowski, nieoficjalny ochroniarz Leszka Millera. Ktoś, komu późniejszy Kanclerz ufał bez zastrzeżeń. I jeśli WSI odwróciły takiego p. Ostrowskiego, by działał wbrew interesom Leszka Millera, to oznaczało wyprowadzenie wojny. I wojna pomiędzy służbami wojskowymi i cywilnym oraz reprezentującymi ich Pałacem Prezydenckim i Urzędem Prezesa Rady Ministrów wybuchła, doprowadzając do wyniszczenia obu stron. Przy czym większe szkody ponieśli oczywiście politycy. Nawet Aleksander Kwaśniewski, który wygrał starcie z Kanclerzem Millerem nie nadawał się wizerunkowo do dalszej eksploatacji.
Oczywiście, natura nie znosi próżni, więc służby postawiły na Platformę Obywatelską, partie założoną przez generała Gromosława Czempińskiego i traktowaną wcześniej, jako opcja rezerwowa. Po niespodziewanym zwycięstwie PiS w wyborach parlamentarnych, istniała  realna groźba, że Lech Kaczyński wygra wybory parlamentarne. W związku z tym służby skupiły sie na poparciu dla Tuska, a zrobiły to zmuszając do wycofania się Włodzimierza Cimoszewicza. Nagle oficerowie Brochwicz i Miodowicz wyciągnęli skądś p. Anne Jarucka, osobę, która była rzecznikiem prasowym Stalexportu w czasach, kiedy p. Cimoszewicz, jako premier, podpisywał koncesje na budowę autostrady Kraków – Katowice. Potem została bliska współpracownicą p. Cimoszewicza, a następnie czemuś przestała go lubić i pomogła wspomnianym oficerom w zaszczuciu go. I to był koniec SLD, jaka znaliśmy. Pozostały jakieś popłuczyny, prowadzone przez popierdułki w rodzaju Napierniczaka i Olejarskiego, bez wpływu na cokolwiek. I obecnie mamy PO popierana przez służby, ale także wspierane przez naszych szanownych sąsiadów, finansujących ze swego budżetu całą masę instytutów i fundacji stanowiącej wylęgarnię kadr PO, nie mówiąc już o takich drobiazgach, jak niezwykła wręcz życzliwość dla PO polskich mediów, którymi właścicielami są niemieckie koncerny. A z kolei rząd PO nie robi nic, co na arenie międzynarodowej mogłoby nie spodobać się rządowi p. Angeli.  W szczególności zaś nie prowadzi własne polityki zagranicznej.
Katastrofa smoleńska bardzo zmieniła sytuację: osłabienie PiS, które obecnie trudno może zauważyć, wkrótce po wyborach prezydenckich spowoduje walkę o schedę po poległych liderach. Tej walki PiS może nie przetrwać w jednym kawałku. I jeśli PiS przegra wybory prezydenckie – znowu będziemy mieli do czynienia z władzą jednej partii, która obsadzi wszystko i praktycznie nieistniejąca alternatywę. Oczywiście Tusk pomny doświadczeń poprzedników nie chciał stworzyć konkurencyjnego ośrodka dyspozycyjnego, dlatego postarał się by pozostawić w swoich rekach urząd premiera, dający realną władzę urząd prezydenta powierzyć p. Komorowskiemu. Ten wybór jest oczywiście nieprzypadkowy. Aspiracje i kompetencje pana marszałka są doskonale dopasowane do obserwowania żyrandola i podpisywania co mu Tusk podsunie bez zbędnych grymasów. Do tego – tu z góry mówię, ze nie wiem, ale mam przeczucie, że p. premier wykonuje obecnie zaciąg hakowy. Umacnia Boniego, stawia na Belkę i Komorowskiego…  Na każdego z nich z pewnością ma niemało. I w sumie mogłoby zadziałać, gdyby nie zaskakujący obrót wypadków. Po katastrofie w Smoleńsku ewentualny sukces Komorowskiego byłby dla Tuska groźny. Po prostu przewaga PO stała by sie tak duża, że prawdopodobny byłby rozpad tej formacji. Marszałek Komorowski jest blisko związany z WSI. Głosował przeciwko rozwiązaniu tej formacji, zaś jej ludzie blisko z nim współpracowali w operacji mającej skompromitować weryfikacje jej funkcjonariuszy. Najcięższym zarzutem, jaki zgłaszano pod adresem WSI nie były szemrane interesy, zakupy sprzętu dla wojska „na karabin”, tylko to, ze była po prostu ekspozytura GRU. I jeśli w takiej sytuacji, z osłabioną maksymalnie opozycją, cała władza przejdzie w ręce PO, to powstanie ośrodka władzy konkurencyjnego w stosunku do premiera, wspieranego przez dawne wojskowe służby, a poprzez nich – przez Rosjan, jest zagrożeniem poważnym. Poważnym zagrożeniem jest to, że Niemcy dogadają się z Rosjanami wedle wzoru „wasz prezydent, nasz premier” i dlatego w PO daje sie dostrzec brak determinacji we wspieraniu kampanii p. marszałka. Niby go popierają, ale jakoś bez przekonania. Coraz więcej mediów poświęca coraz więcej czasu gafom i lapsusom p. Komorowskiego. Opuszczają go współpracownicy, niezależne media przestały go chwalić –  i o dziwo nie atakują tak wściekle Jarosława Kaczyńskiego. Możliwe, że PO wolałaby, by Komorowski przegrał wybory, ale – i to jest najśmieszniejsze – nie ma na to decydującego wpływu. Bo decydujące znaczenie może mieć Władimir Putin. To od niego zależy, co zostanie odczytane wśród niewyraźnych głosów w kabinie Tupolewa. I jeśli będzie chciał wykończyć Jarosława Kaczyńskiego – będzie mógł to zrobić. Oczywiście, decyzja nie jest łatwa, bo może okazać sie, że Tusk i p. Angela maja lepsze środki nacisku niż GRU. I wówczas Putin wspierając wszechwładzę PO w Polsce strzeliłby sobie w stopę.
Porter
O mnie Porter

Mam dobrą pamięć. Nie mam hamulców, żeby z niej korzystać. Tam, gdzie w grę wchodzą sumy wyższe, niz 100 złotych nie wierzę w przypadki.

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Polityka