Manipulacje odpowiedzialnością zaczęły się lata temu, zatem kolejne szachrajstwo, o którym niżej, już nie zaskakuje, lecz raczej skłania do szukania dróg ucieczki. Zaczęło się wszystko bodaj w Norymberdze, gdzie współsprawcy wywołania II wojny sądzili z wysokości prokuratorskich stołków swoich kamratów w zbrodni. Jednym z punktów oskarżenia był „spisek przeciwko pokojowi”, faktycznie zawiązany przez dwóch wybitnych działaczy socjalistycznych, towarzyszy Stalina i Hitlera. Na miejscach dla podsądnych zabrakło jednak Stalina i Mołotowa, chociaż znalazło się dla Ribbentropa. Odpowiedzialność za II wojnę zwalono jedynie na socjalistów narodowych, tych internacjonalistycznych uznając za cnotliwych i niepokalanych.
Następnie już poszło z szybkością przewracającej się wieży Eiffla: po ujęciu i osądzeniu sprawców holokaustu tropiciele zajęli się kolejnymi kręgami odpowiedzialności, brutalnie gwałcąc moralność i logikę. Szybko okazało się, że współsprawcą może być firma, która zrealizowała kontrakt z państwem będącym podmiotem prawa międzynarodowego. Obwiniono także kolejarzy, którzy wbrew własnej woli wypełniali okupacyjne rozkazy. A na koniec przekroczono wszelkie granice – na podstawie jednego drobnego, niejasnego epizodu oskarżono po jedwabnej linii plemiennej cały naród o uczynki kilku jego przedstawicieli.
Przesuwanie odpowiedzialności z własnych czynów na dowolnie definiowaną zbiorowość bardzo się postępowcom spodobało. Gdyby sądzono za czyny, to należałoby się do pracy przyłożyć, znaleźć dowody, poszlaki, ustawić je w nie budzącym wątpliwości łańcuchu przyczynowo-skutkowym. Sądzenie za powierzchowną przynależność jest prostsze, jako że wymaga jedynie udowodnienia zaistnienia w zaatakowanym zbiorze bez przejmowania się konkretnymi dowodami winy. To tak, jakby za stłuczenie szyby przez jakiegoś młodocianego chuligana pociągnąć do odpowiedzialności szkołę, do której wandal raz na miesiąc przychodzi.
Innymi słowy – jeśli jakiś kretyn wysmaruje fasadę wielkomiejskiej kamienicy antysemickimi bzdurami, to winnym będzie nie on, lecz właściciel budynku, ponieważ „udostępnił” powierzchnię do malowania. Burżuj powinien postawić przecież przy swojej nieruchomości budkę strażniczą i całodobowo pilnować integralności ścian. Jeśli nie upilnuje – to „sąd” mu pokaże, gdzie raki zimują i co obecnie znaczy pojęcie „ponosić odpowiedzialność”. Za przeklinającego w autobusie pasażera beknie Zarząd Transportu Miejskiego, za zamordowanie w awanturze domowej partnera świecznikiem – kopalnia miedzi, a za popuszczenie na ulicy pan Bóg. Z odpowiedzialności natomiast wyłączeni będą wandale, przeklinający i zanieczyszczający powietrze. Oni nie mają z faktem szkody żadnego związku.
Konsekwencje takiego rozumowania są niepokojące. Oto relatywizuje się osobistą odpowiedzialność, rezygnuje się z obarczania konsekwencjami sprawcy, anihiluje związek czyn-kara. Z treści cytowanej notki nie wynika, czy łobuzy, którzy wrzucili film do sieci ponieśli jakieś konsekwencje. Chyba nie, skoro przed trybunał ludowy przywleczono osoby trzecie. Jaka nauka płynie zatem z tej afery dla autorów filmu? Oczywiście: „róbta co chceta”. Wy nie ponosicie odpowiedzialności za swoje ekscesy, winne jest społeczeństwo, szkoła, rodzina, menedżerowie Googla. Zamiast szczeniactwu przylać, póki czas, uczy się ich bezkarności. Rozwydrzona młodzież chwyta takie niuanse w lot, po czym nie ma żadnych oporów przed zadźganiem nożem zwracającego im uwagę policjanta czy w ogóle kogokolwiek.
Ideologiczna krucjata wymierzona w kapitalizm i wolność osobistą odniosła zatem kolejne zwycięstwo, a mnie utwierdziła w przekonaniu, że komunizm ostatecznie zwycięży.
Inne tematy w dziale Polityka