Jednym z najczęściej propagowanych seksistowskich stereotypów jest twierdzenie kobiety są lepiej wykształcone od mężczyzn. Na dowód tego aroganckiego pustosłowia przytacza się bez podania źródła statystyki poświadczające ów „fakt”: 60% kobiet posiada wyższe wykształcenie, po czym buduje Himalaje pretensji. Chodzi o płace i stanowiska – lepiej wykształcone zarabiają mniej i rzadziej zajmują kierownicze stanowiska. Stąd już tylko krok do zawodzenia o parytety, mające ową „nierówność” zlikwidować. Oczywiście likwidacja segregacji ma się odbyć jedynie w zakresie płac i wyższych stanowisk, do pracy w usługach asenizacyjnych oraz górnictwie nie ma zamiaru zgłosić się nawet tow. Środa Magdalena, chociaż zgodnie ze swoim ukochanym parytetem mogłaby liczyć na stanowisko kierowniczki szychty.
Dlaczego właściwie wyższe wykształcenie ma predestynować do lepszego stanowiska i wyższej relatywnie płacy? Istotnie, więcej kobiet niż mężczyzn kończy wyższe studia, lecz co właściwie z tego wynika? Czy ilość przechodzi w jakość?
Zacznijmy od tego, że nie jest prawdą ów ulubiony argument-bełkot o generalnej („60-procentowej”) przewadze wykształcenia kobiet nad mężczyznami. Według najnowszego rocznika demograficznego GUS za zeszły rok, struktura wykształcenia Polaków wygląda następująco:
Wykształcenie wyższe
Kobiety: 19,8%
Mężczyźni: 14,7%
Zatem faktycznie istnieje przewaga niewiast w ilości zdobytych papierków uczelnianych, niemniej nie jest ona tak porażająca jak mityczne 20% różnicy. Fałszerstwo polega na tym, że pojęcie „posiadane wykształcenie” zastępuje się prawdziwym, aczkolwiek mającym zupełnie inny sens zdaniem „Kobiety stanowiły 56,4% wszystkich studiujących”. No i:
Wykształcenie podstawowe ukończone
Kobiety: 21,0%
Mężczyźni: 17,7%
O, a to ciekawostka, o której zwykle zapominają panny parytetówny! Zapominają, ponieważ dane te są nieprzydatne na sabatowe nasiadówki i wycie do księżyca o „lepszym” wykształceniu… Podobnie jak to, że przewaga kobiet uwidacznia się jedynie w wykształceniu średnim i policealnym, natomiast przewagi takiej nie ma w zakresie wykształcenia gimnazjalnego i zawodowego. I w tym momencie możemy sformułować pierwszy wniosek: kobiety nie zarabiają tak dobrze jak mężczyźni, ponieważ później wchodzą w życie zawodowe. Facet ma ukończoną zawodówkę i zaraz po niej idzie do pracy, egzaltowane nastolatki natomiast szykują się do matury i egzaminów na studia. Przy czym należy pamiętać o tym, iż w naszej socjalistycznej ojczyźnie istnieje faszystowski przymus edukacji do osiągnięcia wieku 16 lat, w rezultacie czego ktoś, kto nie zawraca sobie głowy papierkami może robić interesy wcześniej od maturzysty, tkwiącego w szkolnych ławach jeszcze dwa lata.
Oczywiście nie każdy po zawodówce staje się rekinem giełdowym i nie każdy maturzysta marnuje czas na studiach. Popatrzmy, co najchętniej się w Polsce studiuje (kierunek studiów/przybliżona liczba studentów):
Ekonomia i administracja – 450 000
Nauki społeczne – 270 000
Nauki pedagogiczne – 240 000
Nauki humanistyczne – 170 000
Inżynieria i technika – 140 000
Medycyna – 110 000
/Notatka informacyjna GUS Studenci szkół wyższych w Polsce w roku akademickim
2007/2008/
Zbadajmy rzecz bardziej szczegółowo:
Studenci pedagogiki – 74% kobiet
Nauki humanistyczne i sztuka – 71% kobiet
Nauki społeczne – 65% kobiet
Ekonomia i administracja – 61% kobiet
Nauka – 36%
- Podgrupa Informatyka – 10% kobiet
Opieka społeczna – 89%
Technika, przemysł, budownictwo – 28%
/ Publikacja GUS - Szkoły wyższe i ich finanse w 2008 r./
Krótki rzut oka na ogłoszenia „Dam pracę” i porównanie zamieszczonych ofert z powyższymi danymi dowodzi, że humanistycznie
lepiej wykształcone kobiety będą miały problemy ze znalezieniem pracy większe niż ich koledzy po topornych studiach technicznych. Co więcej –
lepiej wykształcone kobiety okupują kierunki pasożytnicze, których absolwentki nie wytwarzają PKB i są na utrzymaniu budżetu. Darmozjady z opieki społecznej, administracji i podejrzanych nauk społecznych legitymują się dyplomami ukończenia studiów wyższych oraz rozeznaniem w romansach Danieli Steel, jednak z punktu widzenia pracodawców oraz społeczeństwa są nieprzydatni, nieprodukcyjni i kosztowni. Jednocześnie na kierunkach technicznych istnieje wyraźna mniejszość płci pięknej, której nie spowodował żaden męski spisek. Nikt nie zabrania kobietom studiowania informatyki czy budownictwa, one same nie mają ochoty na te nudy. Jest to zrozumiałe i usprawiedliwione genetycznie.
I tak samo niezrozumiałe i w żaden sposób nieusprawiedliwione jest domaganie się lepszego opłacania kobiet tylko na podstawie posiadanego bezwartościowego papierka. Gender studies być może faktycznie wyposażają słuchaczy w fascynującą
interdyscyplinarną wiedzę z zakresu społeczno-kulturowej tożsamości płci, ukazywanej z perspektywy literaturoznawstwa, teorii sztuki, lingwistyki, historiografii, antropologii, socjologii i psychologii, jednak z punktu widzenia gospodarki oraz pracodawców umiejętności takie są równie potrzebne jak rower rybie. Nikt normalny nie zapłaci specjalistce od
teorii gender i queer płacy porównywalnej z otrzymywaną przez ordynarnego, nieoczytanego mechanika samochodowego z bardzo prostego powodu – mechanicy samochodowi wykonują pożyteczną pracę, a studentki Kazimiery Szczuki mogą jedynie liczyć na parytety i posady państwowe.
Wykształcenie, które nie jest pożądane przez rynek pracy nie daje żadnych atutów. Posiadaczki bezwartościowych dyplomów są więc w praktyce gorzej wykształcone od nieokrzesanych drabów po szkole gastronomicznej. A skoro są gorzej wykształcone, to nie mają prawa domagać się wyższych płac i stanowisk, przeto najlepiej byłoby, gdyby zrezygnowały z tego niekończącego się wyrzutu jesteśmy lepiej wykształcone…
…swoją drogą, gdyby parytetowo potraktować każdy zawód – co rodzice przedszkolaków pomyśleliby sobie, gdyby przyszło im oddać na pół dnia swoje pociechy w ręce faceta? I w drugą stronę – czy tow. Środa Magdalena weszłaby na pokład samolotu dowodzonego przez parytetowo wyświęconą pilotkę?
Inne tematy w dziale Polityka