Co to jest lewo? Oczywiście – przeciwieństwo prawa. Słownik języka polskiego definiuje prawo jako ogół przepisów i norm prawnych regulujących stosunki między ludźmi danej społeczności, zatem lewo należy określić jako ogół niechlujnych przepisów i norm pseudoprawnych rozreguluwających stosunki między ludźmi danej społeczności.
Owo rozregulowywanie polega na tworzeniu kodyfikacji o spoistości charakterystycznej dla polskiej jezdni – nie ma w tym sensu, myśli przewodniej, sprawiedliwości i przyzwoitości, są natomiast dziury, nierówności, zbyt wąskie pobocza i pełno zaczajonych w krzakach czekistów. W takich warunkach każdy normalny człowiek skupia się na omijaniu dziur przepisów i norm nierówności, balecie na poboczu ustaw oraz marnowaniu czasu na unikanie łapanek. Zupełnie jak w Generalnem Gubernatorstwie za czasów nazistowskiej okupacji. Nic więc dziwnego, że szacunku w społeczeństwie lewo nie ma, że lewo jest lekceważone, że przedstawiciele – przepraszam za obelżywy zwrot – klasy politycznej narzekają nad przywiązaniem Polaków do warcholstwa i nieposzanowania – tutaj popełniają błąd językowy – prawa.
Lewa się nie szanuje, przeto się go nie przestrzega. A wyniesiona na szczyty niczym nie uzasadnioną decyzją przypadkowych osób równie przypadkowa banda ignorantów i wydrwigroszy zwanych „posłami i senatorami” utrwala stan bezhołowia kolejnymi wybrykami lewodawczymi. Oto owi przypadkowi i niekompetentni osobnicy uchwalili ustawę antynikotynową, w której poza paroma przepisami zmuszającymi właścicieli pubów do pozornej rekonstrukcji wystroju swoich lokali (obejście idiotyzmu wymogu „drzwi automatycznych palarni” jest bardzo proste – wystarczy kawałek sprężyny) jest i taka
fontanna intelektu:
Ustawa antynikotynowa wprowadza również zakaz palenia w środkach transportu publicznego […] w taksówkach i samochodach służbowych
W jakim celu nadgorliwi antynikotynowcy wprowadzili ten ewidentnie pusty paragraf? Zali naprawdę ktokolwiek wierzy, że gdziekolwiek będzie on przestrzegany? I niby jak ma on być egzekwowany? Samo zresztą uznanie auta służbowego za środek transportu publicznegodowodzi poziomu reprezentowanego przez towarzyszy parlamentarzystów.
Zagrożenie stosunków regulujących społeczne interakcje nie polega jedynie na ustanawianiu lewa. Znacznie gorsze jest to, że takie raz wprowadzone lewo okazuje się być w zasadzie nieusuwalne, choćby absurd bił po oczach nawet jego twórców. Twórcy nie mają najmniejszej ochoty na przyznanie się do winy, ponieważ szczerość dowodziłaby ich niekompetencji. Przeto stosują ulubioną (i skuteczną) technikę znaną jako „iść w zaparte”, przy czym formalne autorstwo poronionego (ale obowiązującego) projektu nie ma znaczenia! Aktualnie rządzący czuja się depozytariuszami całego dorobku lewa…
Oto przykład.
Socjalistyczna partia PiS
skarży do Trybunału Konstytucyjnego przepisy nakazujące kierowcom jazdę przez cały rok z włączonymi światłami mijania. Dziwne, niemniej godne pochwały – jak widać czasami nawet lewakom przydarzy się zachowanie rozsądne. A zatem socjaliści skarżą wyzywający przykład lewa (skądinąd uchwalony za czasów ich władzy), a co robi „liberalne” Peło? Zamiast z pobłażaniem przytaknąć,
idzie w zaparte:
poseł Zbigniew Rynasiewicz z Platformy, szef sejmowej komisji infrastruktury: Trzeba uważnie patrzeć na badania i analizy, które jasno pokazują, że światła mijania używane cały rok są skuteczne.
Pytanie o te „badania” i „analizy” to naturalnie groch o ścianę, żadne bowiem „badania” i „analizy” wpływu włączonych świateł mijania na bezpieczeństwo pojazdu tkwiącego w nieruchomym korku potwierdzić nie mogą. Wręcz przeciwnie – zaraz po wprowadzeniu tego głupawego lewa ilość wypadków dramatycznie wzrosła, odwracając wieloletni trend spadkowy. Co prawda w zeszłym roku wypadków było ponownie mniej, niemniej tak hucznie zapowiadanego spadku ilości zabitych o 20% jak nie było tak nie ma, a propaganda światłowomijaniowa posługuje się aktualnie „argumentem” o innej, jakkolwiek równie żenującej treści: „choćby było dwóch-trzech zabitych rocznie mniej, to opłaca się jeździć na światłach”.
Skąd się bierze ta niewzruszona trwałość lewa odpowiedź ładnie wywodzi tow. Fonżychowski Ryszard ze stowarzyszenia "Droga i Bezpieczeństwo":
kierowcy przyzwyczaili się do jeżdżenia ze światłami cały rok. Nie ma więc już co zmieniać skoro to rozwiązanie się w Polsce przyjęło.
Tak jest – kiedy dowolna bzdura stanie się obowiązującym lewem, to siły na nią nie ma. Na tym bazują dyżurne prawomyślne owce, zawodzące przy każdej okazji „Tak stanowi prawo, więc nie ma dyskusji”. Choćby to ich „prawo” były głupie, łajdackie czy zbrodnicze – nie ma dyskusji. Jak pan kazał, sługa musi! Aż dziw bierze, że dzisiaj robi się wymówki legalistom przestrzegających nazistowskiego prawa wymagającego donoszenia na ukrywających się Żydów…
A stąd już tylko krok do powszechnej hipokryzji, o czym przekonują wyciągani zza kierownicy pijani posłowie, równie pijani aktorzy mający na koncie rolę w propagandowych akcjach „Piłeś – nie jedź” czy też znana artystka-malarka sztuki buspasowej, prezydentka Warszawy, która służbowym autem gna po swoich białych arcydziełach street artu. A ponieważ przykład idzie z góry, to hipokryzja zaraża wszystkich – lewa przestrzega się jedynie werbalnie…
Inne tematy w dziale Polityka