Pewnego razu jechałem pociągiem w towarzystwie ekstrawagancko zachowującego się osobnika. Otóż co kwadrans jegomość zrywał się z siedzenia, uchylał okno i wyrzucał na zewnątrz garść kolorowego proszku. Za którymś razem nie wytrzymałem:
- Co pan robi, przepraszam?
- Rozpylam proszek zwalczający jednorożce.
- Ależ panie, przecież żadnych jednorożców tu nie ma!
- No właśnie, widzisz pan? Dzięki mojemu proszkowi!
Dowcip stary, lecz nadal aktualny. Identyczny żart opowiadała wczoraj w telewizorze jakaś satyryczka w policyjnym uniformie, niestety nie pomnę nazwiska, a szkoda – wróżę tej pani wielką przyszłość sceniczną, od czasów Nikodema Dyzmy nie było nikogo, kto by z taką maestrią żartował w stylu Bastera Kitona (wiecie – nieruchoma twarz podkreślająca komizm wypowiedzi). Jak tylko zwolni się z pracy w Policji Państwowej i zgłosi do cyrku, przebije popularnością Szymona „Ale jestem zabawny” Majewskiego.
W ciągu minionego długiego łikendu podczas łapanek ulicznych udało się zatrzymać, olaboga, aż 2335 „pijanych” kierowców. Dlaczego olaboga? Dlatego, że jest to wzrost w porównaniu z zeszłorocznym długim łikendem o całe 14%. Tyle tylko, że liczba zabitych w wypadkach w tym roku w porównaniu z 2009 była niższa o 36%. Tak, tak – więcej pijanych, mniej zabitych, przy niemal identycznej liczbie wypadków (różnica wyniosła 3% na korzyść 2009 roku) i rannych (+6% ). Jak tu dialektycznie wyjaśnić ową rażącą dysproporcję między „pijany kierowca to prawie morderca” a „przy większej ilości pijanych było bezpieczniej”?
W tym momencie do akcji wkroczyła wspomniana wyżej umundurowana artystka kabaretowa rozpylając proszek przeciw „pijanym” kierowcom: zabitych w wypadkach było mniej, ponieważ zdążyliśmy wyłapać więcej nietrzeźwych niż zwykle!
Daję słowo honoru, że taki tekst wydostał się zza malinowej bramy ust tej krasawicy na służbie. Nadobna dama nie skrzyżowała palców, nie dawała żadnych znaków mową ciała, nie puszczała perskiego oka, przeto należy założyć, że wierzyła w to, co mówi. Niektórzy z podobnym przekonaniem głoszą, że Ziemia jest płaska, a Księżyc jest z sera…
Można by wzruszyć ramionami, ot, powiedziała co wiedziała. Tyle tylko, że antypiracka histeria zastępuje wszelkie inne informacje z dróg – dla prezenterów telewizyjnych ważniejsze było „złapano aż trylion kierowców na podwójnym gazie” od „zginęło 35 osób”. Takie są priorytety.
Sugestia jest jasna – przez tych cholernych alkoholików giną ludzie. Nikt jednocześnie nie podaje, ilu spośród tych zabitych zginęło w wypadkach spowodowanych przez „pijanych”, zapewne żadnego dramatycznego związku między jednym a drugim nie ma. Nie w tym rzecz – ważniejsze pytanie bowiem brzmi: co usiłuje się zakamuflować wyrzekaniami na „pijanych” szoferów? Kto zapewnia sobie w ten sposób alibi? Kto łowi ryby w mętnej wodzie?
Podejrzanych widzę kilku. Po pierwsze – nasze Waaadze, centralne i lokalne. Drogi mamy wąskie, pełne przeszkód, wystarczy jeden TIR sunący w tempie relaksacyjnym, by jadący za nim musieli po kolei ryzykować życie podczas wyprzedzania. O autostradach szkoda nawet pisać, starożytni Rzymianie budowali szybciej i lepiej. W takich warunkach o wypadek nietrudno. Kto jest zatem winny braku istnienia odpowiednich tras przelotowych? Kto jest winien wypadkom? Tak jest – „pijani” kierowcy.
Po drugie – nasi kochani drogowi czekiści. Schwytać „pijanego” rowerzystę jest przecież łatwiej niż jakiegoś obwieszonego złotymi łańcuchami niczym najbogatszego pasażera Amistad zdegenerowanego przestępcę. Przestępców jest mniej od ogółu kierowców, poza tym przeciętny kierowca na widok policjanta nie sięga po broń, ponieważ a) jest prawomyślny i b) nasza socjalistyczna ojczyzna zadbała o to, by niewinni ludzie byli na łasce uzbrojonych bandytów. Tak więc schwytać „pijanego” można łatwo, statystyki rosną, wyniki są, potrzeba własnego istnienia zaspokojona.
Przy okazji – słyszał ktoś kiedyś policjanta namawiającego do bezpiecznej jazdy? Skądże – jeden z drugim Wujek Dobra Rada namawia „wolniej” albo „zgodnie z przepisami”, tak jakby przepisy regulowały warunki aktualnie panujące na drodze.
Po trzecie – żurnaliści mają o czym pisać. Mogą organizować kampanie. Licytować rekordzistów. Tworzyć atmosferę nagonki i polowania na czarownice. To jest to, co dziennikarze uwielbiają. A temat dosłownie leży na ulicy.
Po czwarte – „pijanej” ofierze policyjnej kontroli pobiera się odciski palców i robi sprawę w sądzie. Sąd, jak to sąd – jest obiektywny i niezawisły, więc bez zastanowienia wymierza karę. Karę osoba prześladowana odbywa, po iluś tam latach informacja o wyroku zostaje wykreślona z Centralnego Rejestru Skazanych. Dręczy mnie jednak pytanie – czy odciski palców z policyjnej bazy także zostają wymazane, czy też zachowuje się je, aby mieć haka?
Na zakończenie wyjaśniam, dlaczego piszę „pijani” a nie pijani. Dlatego, że robienie z normalnych ludzi przestępców tylko dlatego, że wypili dwa piwa albo wczoraj byli na przyjęciu urodzinowym to hańba i faszystowski zamordyzm. W wielu krajach 0,5 promila jest grubo poniżej limitu, u nas wystarczy mieć 0,51 być stać się przestępcą. Tak, przestępcą, czyli człowiekiem pokroju ulicznego chuligana, masowego mordercy czy gwałciciela dzieci. Za co? Za nic, za niewinność – nie ma bezpośredniego związku między dwoma piwami we krwi a jakimkolwiek zagrożeniem, czego dowiodły tegoroczne statystyki.
Albo proszek pani policjantki. Sami wybierzcie, co jest bardziej prawdopodobne.
Inne tematy w dziale Polityka