- Tatusiu, dlaczego ci panowie biegną?
- Oni się ścigają. Ten, który przybiegnie pierwszy na metę, dostanie nagrodę.
- A pozostali co dostaną?
- No, nic.
- To po co biegną?
Ten stary dowcip doskonale oddaje sens pretensji „głosowanie na autsajdera sondaży to marnotrawienie głosu”. Zarzut wydziela mocny odór totalitaryzmu, co wielbicielom demotfukracji jakoś nie przeszkadza. Podejrzewam, że nawet ze swoich totalniackich zapędów nie zdają sobie sprawy.
Z powyższej definicji „straconego głosu” wynika, iż głos ocalony to taki, który oddaje się na przodującego w sondażach. No, powiedzmy, na liderów rankingów. Oznacza to, że w demotfukracji nie głosuje się wedle własnych poglądów, zasad czy idei, lecz na wzór much obiadujących te paskudne, dymiące rzeczy. Subiektywne oceny są nieistotne, ważność własnego głosu uzależniona jest od poparcia udzielanego przez ogół faworytom. Nawet jeśli ci faworyci wygadują odrażające głupstwa, wobec których robi nam się niedobrze i życzymy ich głosicielom wszystkiego najgorszego. Obrazowo rzecz ujmując zwolennik Korwin-Mikkego winien postawić na jakiegoś socjalistę, ponieważ socjalista co prawda planuje zwolenników JKM okraść nowymi podatkami, no ale ma tę zaletę, że próg 20% poparcia przekracza. Czyli: oddanie głosu na kogoś, kogo ma się za złodzieja, marnowaniem głosu nie jest. Tak wynika z logiki propagandy miotającej klątwy przeciw „marnowaniu głosu”.
Z agitacji wymierzonej w amatorów „marnowania głosu” wynika także, że głosowanie na wysoko stojącego w sondażach łobuza jest bardziej honorowe od głosowania zgodnego z własnymi przekonaniami. Zdolność honorowa w demotfukracji najwyraźniej ma inną skalę niż starożytnych kodeksach, kiedyś szacunek budziło wolnomyślicielstwo, obecnie – niewolniczymyślicielstwo. Posiadanie własnego mniemania zdaniem demotfukratów dowodzi głupoty, głosowanie na byle kogo – mądrości. Nie zmarnowałem głosu popierając kandydata, którego poglądy mi się nie podobają! Brawo! Nie ma to jak prostytucja, oddawanie się przypadkowym klientom to cnota!
Oczywiście nic nie dzieje się bez przyczyny. Propaganda „antymarnowaniogłosowa” ma całkiem racjonalne, demotfukratyczne podstawy. Jej celem jest umoczenie w bajorze wyborów możliwie dużej części elektoratu, aby z jednej strony błyszczeć wobec opornych „demotfukratycznym mandatem większości Polaków”, a z drugiej obciążyć tę „większość” odpowiedzialnością za swoje błędy, łajdactwa czy zaprzedanie głoszonym wcześniej postulatom – „sami chcieliście!”
Towarzysz Adolf Hitler doszedł do władzy demotfukratycznie, co skłania niektórych skłonnych do uproszczeń uczonych do orzeczenia winy narodu niemieckiego, chociaż nigdy NSDAP nie zdobyło w wyborach więcej niż 45% głosów. No cóż, nie da się ukryć, że ci, co na NSDAP nie głosowali „zmarnowali głos”…
Inne tematy w dziale Polityka