Senatorowie w krwawym pocie czoła rozważają zapisy ustawy, wśród których znajduje się zakaz stosowania kar cielesnych wobec dzieci. Ich wątpliwości budzi uznanie klapsa za przemoc. Rozterki przeżywają także telewidzowie TVN, którzy w sondażu „Czy klaps to przemoc” podzielili się w stosunku mniej więcej 30 do 70. Te 70% to było zaprzeczenie – klaps nie jest przejawem przemocy.
Tak uważający jednak się zasadniczo mylą – klaps to jest przemoc. Ewidentna przemoc, naruszenie nietykalności cielesnej, zadanie obrażeń psychicznych. Oczywista, że zaprzeczanie jest zrozumiałym sprzeciwem normalnych ludzi wobec agresji państwa i chęci Waaadzy do wtrącania się w elementarne związki międzyludzkie, niemniej zaprzeczanie faktom słusznemu oporowi nie pomaga. Należy otwarcie przyznać – tak, klaps to przemoc.
Klaps to pacnięcie otwartą dłonią w pupę malucha. Klaps spełnia funkcje ostrzegawcze, otrzeźwiające, informacyjne, jego cechą jest jednorazowość, rzadziej dwu-, góra trzykrotne powtórzenie. Klaps nie służy do bicia dziecka w formie zwanej potocznie „laniem”, jest wymierzany doraźnie dłonią, a nie pasem, pejczem czy bejsbolem. Klaps raczej nie boli, jego wpływ bazuje na zaskoczeniu i odebraniu miotającemu się dziecku inicjatywy. Niemniej pozostaje aktem przemocy, owszem. Tylko – co z tego?
Stwierdzenie tego faktu klapsa nie kompromituje, ani nie czyni odrażającym i godnym odrzucenia! Wszak przemoc wobec małych dzieci nie ogranicza się jedynie do klapsów, rodzice dokonują szeregu innych agresji na suwerenność dziecka, począwszy od zakładania mu pampersów, ubierania po swojemu bez pytania szkraba o zdanie, nie wypuszczania go w deszcz na podwórko czy odmówienia prawa do wsadzenia drutu do kontaktu w ścianie. Mocą swojej władzy rodzicielskiej odmawiają nieszczęsnemu maluchowi czynienia tylu ekscytujących rzeczy…! Czyż nie jest ordynarną przemocą przytrzymanie za szelki smarkacza, któremu podczas wizyty w ZOO przyszła ochota wskoczenia na wybieg tygrysów?
Tak, rodzice stosują przemoc w zasadzie codziennie. Na siłę karmią dzieciaki ohydnymi daniami ze słoiczków, zamiast postawić na stole hamburgery z frytkami. Zimą nie wypuszczają bachorów z domu zaraz po kąpieli, tylko wykorzystując przewagę fizyczną zmuszają do wysuszenia włosów, ogrzania się i założenia ciepłego ubrania.
No i czasami wymierzają klapsy.
Każdy, kto miał dzieci przypomni sobie następujący obrazek – rozwścieczonego odmową dania lizaka malucha, do którego słowa rozsądku nie docierają. Pół biedy, kiedy atak złości ma miejsce w pustym pokoju o ścianach obitych pierzynami. W takiej sytuacji można smarka zostawić na kwadrans samego, po prostu przeczekując napad szału. Sytuacja taka zachodzi jednak niezmiernie rzadko, trudno w M-3 wygospodarować miejsce na taką izolatkę, jeszcze trudniej znaleźć podobny pokoik podczas zakupów supermarkecie. Miotającego się między wystającymi kantami stalowych półek dzieciaka należy szybko spacyfikować dla jego własnego dobra – klaps jest wówczas poręczną terapią szokową.
Dziecko w wyniku otrzymanego klapsa nie ponosi trwałych szkód psychicznych – w przeciwieństwie do rodzica, któremu zwykle jest potem głupio. Tak, klaps był usprawiedliwiony okolicznościami, niemniej jakiś osad pozostaje. Oczywiście nie należy się dziecku do tego przyznawać, a ni tym bardziej przepraszać go! Wymierzenie klapsa to ciężki obowiązek rodzicielski, czyniony wbrew sobie, z konieczności. Kajanie się przed dzieckiem odziera klaps z jego funkcji wychowawczo-informacyjnych. Klepnięty w tyłek malec zapamięta wyraźny sygnał „Nie wolno wbiegać na trzypasmową ulicę”, informacja ta odłoży mu się w główce trwalej, niż pamięć o krótkim, przejściowym bólu. Szczególnie, jeśli zostanie poparta obszernym wyjaśnieniem zagrożeń związanych z takim zachowaniem. Postępowa metoda – „dziecku należy tłumaczyć, tłumaczyć, tłumaczyć” – nie da raczej zakładanego efektu, jeśli będzie uskuteczniana przez towarzyszenie smarkaczowi w sprincie w poprzek trasy ekspresowej.
Swoją drogą zabranianie przez państwo, czyli sformalizowanej organizacji przemocowej, stosowania przemocy swoim niewolnikom wobec własnych dzieci pod groźbą przemocy właśnie dowodzi czego? Nie mogę znaleźć odpowiedniego słowa... demokracji? Nie… Wolności? Nie… Władzy rodzicielskiej? Nie… Totalitaryzmu? O, to to!
Inne tematy w dziale Polityka