Oczywiście – nie medycznie. Poparcie mu rośnie w narodzie, nawet wśród tych, którzy dotąd pajaca nie uważali za kandydata, lecz gratis dołączany do wyborów.
Z paru całkowicie rozbieżnych środowisk dotarły Mła słuchy, które można w skrócie streścić tak: „Chyba tym razem zagłosuję na JKM”. Naturalnie między mało zdecydowaną chęcią a zdecydowaniem przy urnie droga daleka, dodatkowo osłabiono tym niewieścim „chyba”. Niemniej po raz pierwszy od dłuższego czasu Korwin jest brany pod uwagę jako kandydat nie tylko w kręgach pryszczatych studenciaków, zafascynowanych jego mową prosto z mostu, lecz i wśród ludzi dojrzałych. Takich, którzy dotychczas głosowali tak, jak im telewizor kazał – na faworytów.
Obecni faworyci mają nie tylko wspólną pierwszą literę nazwiska i cztery litery imienia. Łączy ich całkowita bezbarwność, nudna gładź sformułowań, obaj także pozują na kogoś innego niż są – Komorowski udaje, że łowieckie trofea na ścianie jego mieszkania to feng shui w stylu mazowiecko-taniohorrorowym, Kaczyński natomiast daje do zrozumienia, że będzie doktoryzował się z leśnictwa, budownictwa i seksuologii jak tylko rozwiedzie się z kotem. Korwin przynajmniej nikogo nie udaje, to taki sam nadpobudliwy wolnomyśliciel jakiego go znamy od lat dwudziestu. Jest autentyczny – w przeciwieństwie do panów K, którzy bez żadnej charakteryzacji mogliby udawać eksponaty w muzeum figur woskowych.
Ludzie są zatem zmęczeni benefisami fałszujących tak samo od lat śpiewaków. Ileż można spożywać tę samą pozbawioną głębi papkę? Zali między panami K są naprawdę jakieś fundamentalne różnice? Skoro wybór między Kaczyńskim i Komorowskim ma ten sam smak rozgotowanej włoszczyzny, to czemu nie zdecydować się na jakieś solidnie doprawione harissą danie?
No i faktycznie – dawniej JKM bywał zwykle pomijany w sondażach, teraz regularnie łapie się na TOP FAJF ze sporym jak na niego poparciem plus-minus 2-3%. Tak, „spore 2% poparcie” brzmi zabawnie. Czy jednak na pewno śmieszniej od 45% dla Komorowskiego? Czyż to nie pocieszne, że tak duże poparcie ma n i k t?
Wiem, wiem – i tak Korwin wyżej wała nie podskoczy, więcej niż 2,87% głosów nie zgarnie. Czyli prawie jak zwykle. Niemniej nie chodzi tu o samego Korwina, lecz słabą nadzieję, że ludzie wreszcie przestaną głosować na największe partie, kończąc w ten sposób z legitymizowaniem łotrów często chętnych do utożsamiania ich marności z Polską i racją stanu. Dali nam przykład Islandczycy, jak zwyciężać mamy:
Zdobyła aż 34,7 proc. głosów. Żartownisie, którzy w kampanii wyborczej obiecywali bezpłatne ręczniki dla każdego przy każdym gejzerze oraz sprowadzenie misia polarnego do stołecznego zoo, będą mieli sześciu ludzi w 15-osobowej radzie miejskiej stolicy Islandii.
Założyciel partii, telewizyjny komik Jon Gnarr przyznawał w kampanii wyborczej, że jego Najlepsza Partia może obiecywać więcej niż ktokolwiek inny, ponieważ w żadnym razie nie zamierza dotrzymywać obietnic.
Socjaldemokratyczna premier Islandii Johanna Sigurdardottir nazwała wyniki wyborów komunalnych "szokiem". Uznała je za wyraz protestu przeciwko politycznemu establishmentowi, współodpowiedzialnemu za krach islandzkich banków półtora roku temu.
Inne tematy w dziale Polityka