Pisząc „ich” mam na myśli obu czołowych kandydatów na reprezentanta Polski, oczywiście, a nie reprezentantów Polski – w tym drugim przypadku nie ma o czym mówić.
W Luksemburgu rechoczą przecież z polskiej błazenady już prawie od tygodnia, Hiszpanom zaś Polska myli się na mapie z Kiribati. Tak więc rodzimi futboliści markę w Europie sobie wyrobili, z tajemniczych jednak przyczyn podobnych względów nie dorobili się jeszcze w społeczeństwie amatorzy
prestiżu, żyrandola i pałacu.
Wynika zatem z powyższego, że są jeszcze u nas osoby, które za dobrą monetę biorą kłótnię „prawicowego PiS z „liberalnym” Peło o to, które ugrupowanie jest bardziej socjalistyczne. Socjaliści z Peło chcą bronić się sądownie przed zarzutem (a raczej – pochwałą) zamiaru sprywatyzowania lecznictwa, zarzutem stawianym im przez socjalistów Kaczyńskiego, którzy to socjaliści nigdy nie wyrzekli się marksistowskiego aksjomatu „byle co dla każdego”.
Dla każdego byle co, niemniej od każdego konkretne trybuty. Tutaj szef PiS jest nieubłagany, „broni niezależności mediów publicznych” i hałaśliwie protestuje przeciw likwidacji podatku od posiadania telewizora. Biorąc pod uwagę ilość zauszników PiS strategicznie usytuowanych dookoła koryta na Woronicza można bez trudu zauważyć, iż zwrot „niezależność mediów publicznych” należy przetłumaczyć na polski następująco: „niezależność mediów publicznych polega na ich niezależności od Peło”.
W obu powyższych przypadkach recepta Kaczyńskiego jest jednakowa: „podnieść podatki”, co daje odpowiedni efekt komiczny podczas przypominania przez pisuarów, iż to właśnie za jego rządów podatki osobiste uległy zmniejszeniu. Chociaż ostatnio, muszę przyznać, rzadziej słychać o tym sukcesie – na wszelki wypadek wyciszono fanfary, bo a nuż ktoś PiSowi zarzuci „liberalizm”?
Metodę tę – ciszej będziesz, dalej zajedziesz – ma w bezgranicznej pogardzie kandydat Komorowski. Kandydat Komorowski posiada właściwości
wody kolońskiej Axe – kiedy tylko otworzy usta, można wzorem Borysa Szyca rywalizować w klikaniu i odliczać kolejne wpadki. Chyba, że Komorowski z premedytacją wybrał emploi pociesznego safanduły, którego widok wywołuje u każdej normalnej kobiety odruch macierzyński: chęć przytulenia ofermy do własnej piersi i ochronienia przed docinkami Złego Kolegi z
Pia
Skownicy.
Całe szczęście, że względna równowaga panuje na odcinku osobistym – obie strony unikają fauli, jako że kwestie są drażliwe. Obu panom K sprawia kłopot żona – jednemu jej brak, drugiemu jej nadmiar. Dzięki temu zugzwangowi jeden i drugi może udawać prawdziwego mężczyznę, które to udawanie polega na wyzbywaniu się atrybutów męskości. Kaczyński, ku przerażeniu smoleńskich patriotów zrezygnował z wojowniczej retoryki i zaczął pozować na Komorowskiego, Komorowski natomiast usiłuje dać do zrozumienia, iż strzelby i trofea łowieckie w jego domu zostały mu przez kogoś podrzucone, jako że on ma naturę
księżniczki Lillifi.
Dobrze, podsumowując – skoro obaj kandydaci są niepoważni, to jak można poważnie zastanawiać się nad oddaniem na nich głosu?
Inne tematy w dziale Polityka