Pan Janke napisał: rodzi się mit Lecha Kaczyńskiego, mit bardzo niebezpieczny dla środowiska Platformy.
No cóż, skoro tak szanowana osoba zechciała tak stwierdzić, to na pewno ma uzasadnione powody i niegrzecznie byłoby zaprzeczać. Zamiast więc spierać się o oczywistości spróbuję wzmocnić olimpijskie spostrzeżenie pana redaktora.
1. opowieść o bogach, demonach, legendarnych bohaterach i nadnaturalnych wydarzeniach, będąca próbą wyjaśnienia odwiecznych zagadnień bytu, świata, życia i śmierci, dobra i zła oraz przeznaczenia człowieka»
2. ubarwiona wymyślonymi szczegółami historia o jakiejś postaci lub o jakimś wydarzeniu
3. fałszywe mniemanie o kimś lub o czymś uznawane bez dowodu
Punkty 2 i 3 naturalnie odpadają. Skoro mit LK jest dla Peło niebezpieczny, to sprawa jest poważna, żadne tam ubarwienia czy fałsze nie wchodzą w grę. Za łatwo takie machlojki zdemaskować i wskazać nieubłaganym palcem obiektywizmu. Zresztą – nikt przecież nie zmyśla, nikt nie dodaje zmarłemu prezydentowi nadnaturalnych właściwości. Brat Lecha nie twierdzi przecież, że prezydent miał dwa metry wzrostu lub kładł na rękę Pudzianowskiego. Skądże znowu, Jarosław ogranicza się do znacznie spokojniejszych sformułowań. Sam słyszałem, jak mówił, że Lech poległ męczeńską śmiercią. Punktów 2 i 3 nie da się dopasować do tak powściągliwego stanowiska, zatem precz z nimi.
Pozostaje punkt 1, już z daleka wyglądający obiecująco. Do wyboru, do koloru – bóg, demon, bohater. No, w wersji hagiograficznej demon odpada (chociaż kto wie czy riposta Peło nie pójdzie po tej linii), pozostaje bóg i bohater. Nie przesądzając wyboru, wszak mit się dopiero rodzi, więc kto wie, co się ostatecznie wykluje, można przyjąć, że chodzi o istotę o nieziemskich cechach. A propos – jakieś 2000 lat temu precedens już był, więc naprawdę tutaj należy zachować dużą ostrożność. Na szczęście dalej to już z górki.
Podmiot mitu osobą swoją rzeczywiście próbuje rozwiązać odwieczne zagadnienia bytu i świata, co nieuchronnie prowadzi do żonglerki życiem i śmiercią. Bez śmierci bohatera nie byłoby porodu mitu, nawet metodą in vitro! Oczywistym zatem jest, że w Smoleńsku zrealizowało się przeznaczenie, którego tragizm ma otworzyć wszystkim powieki. Poświęcenie Lecha jest ostateczną próbą starotestamentowego rozdzielenia dobra od zła, Wschodu od Zachodu, Polski od CCCP. Wybór jest prosty, bo kto może chcieć wybrać zło?
No, chyba tacy są. Pan Janke napisał, że mit
legendarnego bohatera jest dla Peło niebezpieczny. Czyli – to amatorzy zła. Jeden z drugim to Longinusi, którzy zamiast włóczni korzystają z usług KGB. Dlatego jasna, czysta opowieść o nadnaturalnym herosie rozstrzygającym nasze przeznaczenie jest dla targowiczan groźna – ponieważ ich demaskuje. Wyobrażacie sobie mit Putina-Samarytanina, podtrzymującego osłabłego Tuska (
ilustracja)? Śmieszne. Demaskuje ich brak tragizmu, definitywnego poświęcenia w imię Ojczyzny, pustota martyrologiczna. Brak tu – tak, tak – mitologii!
Dochodzimy więc do końcowego wniosku – mit Lecha to jednocześnie przejaw prawdy. To nie jest niestety mój pomysł, lecz tych przenikliwych Autorów, którzy od 10 kwietnia niestrudzenie domagają się prawdy o Smoleńsku. Nie ustalenia przyczyn i okoliczności katastrofy, lecz prawdy. Oznacza to, że prostackie, przyziemne śledztwo jest nie tylko mniej istotne od prawdy, lecz i z nią sprzeczne. Mit to prawda.
Przyznam, że konkluzja powyższego wywodu mnie zaskoczyła – cholera, to może i Parandowski nie o bajkach, lecz o faktach pisał?
Inne tematy w dziale Polityka