Wczoraj pisowska telewizja zbombardowała widzów półgodzinną agitką zamaskowaną jako „Wiadomości”. Wychwalano pod niebiosa powstanie oraz Lecha Kaczyńskiego – i to w równym natężeniu. To wyczerpuje temat „telewizji publicznej jako bezstronnych mediów” oraz podatku od posiadania telewizora, ale ja nie o tym chciałbym pogawędzić. Mam po prostu pytanie.
Pytanie brzmi – jak w tytule – z czego? Wygłaszający agitkę kilka razy pryncypialnie podkreślił, iż należy odczuwać dumę, być wdzięcznym, sławić pamięć 1 sierpnia (o 2 października nic nie wspomniał, może zapomniał). No to ja się pytam: z czego mam być taki dumny, za co wdzięczny, co sławić?
Piszę „ja”, ponieważ nie sądzę, aby nawet najbardziej zdecydowany propagandysta ośmielił się napisać, iż ludność Woli była dumna, że ją mordują, a najlepsze jednostki Kedywu z poświęceniem ochraniają Komorowskiego. Nie przypuszczam, by ludność Starego Miasta odczuwała dumę ze starć z oddziałami AK stojącymi na straży wejść do kanałów. Oddziały AK parę razy musiały wobec cywilów użyć broni, jednak i to nie jest powodem do chwały. Statystów tamtych czasów można więc wyeliminować z procesu myślowego, niewątpliwie nie o nich chodzi.
Dumę powinienem odczuwać ja. I Ty, i Wy wszyscy. Dumę z tragicznej klęski? Z zagłady Warszawy? Z czego właściwie?
Agitator z TVP sugerował, że chodzi o dumę z wybuchu powstania. Czyli z samego początku. Dziwne. Jeśli chcemy zrobić sobie jajecznicę na boczku, to nie ogłaszamy sukcesu zaraz po tym, jak postawimy pustą patelnię na palniku. Liczy się efekt, a nie pierwsza podjęta czynność. Mam być dumny z umiejętności manipulowania patelnią? Mam być dumny z powziętego zamiaru zrobienia sobie jedzenia? Mam szczery zamiar wygrać kumulację w totka, lecz nie znaczy to, że już stałem się milionerem…
Efektem powstania była ciężka klęska. Zatem nie jest możliwe, by odczuwać dumę z powodu klęski. Mówią różni tacy, że chodziło o wolność. Możliwe, że tak właśnie było. Można zaryzykować przypuszczenie, iż wszędzie w Polsce miejscowemu ruchowi oporu i cywilom chodziło o wolność. W czym jednak AK w Warszawie ma być lepsza do AK w Krakowie? Ci drudzy „o wolność” nie walczyli, niemniej Kraków ocalili… Czyżby ich walka o wolność była mniej godna uznania? Różnica polega na ilości ofiar i stanie miasta. Gdyby ta różnica miała znaczenie, to wniosek jest następujący: dowodem umiłowania wolności jest możliwie najwięcej ofiar oraz gruntowne zniszczenie najważniejszych miast. Każdy chyba przyzna, że coś tu się nie zgadza?
Ja się poddaję. Nie umiem zrozumieć tej szaleńczej logiki domagającej się ode mnie dumy z klęski, wdzięczności za oddanie Polski w łapy Sowietów oraz sławienia samobójstwa. Wzorem idola Jarosława Kaczyńskiego – czyli Edwarda Gierka – pytam się biegłych w hurrapatriotycznych uniesieniach: pomożecie? Pomożecie zrozumieć z czego mam być dumny?
Inne tematy w dziale Polityka