Tydzień temu kierowca z wąsami spowodował tragiczny wypadek. W całym kraju natychmiast rozpoczęły się intensywne działania prowadzone przez policję, inspekcję drogową i straż miejską polegające na wzmożonych kontrolach samochodów prowadzonych przez mężczyzn z zarostem pod nosem. W trakcie 37 652 kontroli ujawniono 324 nietrzeźwych, zatrzymano 916 dowodów rejestracyjnych, nałożono 3957 mandatów i udzielono 11 430 pouczeń. Działania służb wykazały, że kierowcy z wąsami nader często lekceważą przepisy ruchu drogowego i że mają na sumieniu wiele innych poważnych wykroczeń. Premier zapowiedział przygotowanie ustawy, która zajęłaby się problemem kierowców z wąsami.
Dwa dni temu 30-letnia blondynka spowodowała tragiczny wypadek. W całym kraju i tak dalej.
Tyle na poważnie. A teraz pożartujmy:
Kontrole busów nie wyczerpują zagadnień związanych z bezpiecznym przewozem osób. Każdy, kto choć raz miał wątpliwą przyjemność podróżowania wedle wskazówek warszawskich biurokratów – czyli komunikacja zbiorową – z pewnością potwierdzi poniższe niepokojące obserwacje.
Warszawskie autobusy i tramwaje w godzinach szczytu zapełnione są do ostatniego centymetra kwadratowego. Widok przechylonych na prawo Ikarusów (tłum po części stoi, po części wisi na schodkach przy drzwiach) nie dziwi nikogo, łącznie z policją, strażą miejską, osobą
sprzedającą przekąski, napoje i słodycze przy jakiejś instytucji, bystrymi dziennikarzami czy nawet panem Janke. Kierowcy mijający te wykrzywione potwory walczą z wrażeniem, iż taki wesoły żółto-czerwony autobus za chwilę przewróci im się na głowy. Ile byłoby ofiar, gdyby przeciążonemu autobusowi miejskiemu strzeliła opona i całość stoczyłaby się z pierwszego lepszego wiaduktu?
Nie tylko autobusy i tramwaje warszawskiego ZTM jeżdżą przepełnione, przekraczając wszelkie możliwe normy dozwolonej ilości pasażerów, rozmieszczonych w środku byle jak, byle gdzie, nie poprzypinanych pasami, stojących, siedzących i wiszących w miejscach ku temu nie przeznaczonych. Rekordy przepełnienia bije metro w godzinach szczytu – na niektórych stacjach tylko duża kubatura własna oraz sprawne łokcie umożliwiają wdarcie się do wagonika. Widok faceta wciągającego brzuch, aby umożliwić zamknięcie drzwi, to rutyna dnia codziennego. W czasie jazdy masa podróżujących napiera z dużą siła na drzwi obklejone napisami ostrzegawczymi „Nie opierać się o drzwi!” Gdyby w czasie jazdy drzwi nie wytrzymały, mielibyśmy spektakularną tragedię, taką, jaką czytelnicy tabloidów lubią najbardziej – z wyrwanymi wątrobami, urwanymi głowami i koniecznością składania ciał w całość przy pomocy mikroskopów oraz badan DNA.
Widział kto kiedy, aby jakiś patrol policji ustawił się w tunelu metra i zatrzymywał pędzące składy do kontroli? Widział kto kiedy odpowiednie służby wlepiające mandat motorniczym za przewożenie ludzi w ewidentnie przepełnionych wagonikach? Słyszał kto kiedy o karaniu za nieprzestrzeganie ostrzeżeń „nie opierać się o drzwi”? Jakie czynności podejmuje ZTM, Metro i miasto, aby uniknąć ewentualnej tragedii wynikającej z opierania się o drzwi i podróżowania przewracającymi się autobusami?
A… No tak, takie działania są podejmowane – warszawski ratusz ogranicza liczbę miejsc parkingowych dla samochodów prywatnych i smaruje wszędzie, gdzie się da buspasy. Tak, to z pewnością rozwiąże problem opierania się o drzwi w metrze…
Antybusowa akcja wyraźnie cuchnie socjalistyczną agresją „prywaciarze wożą ludzi w beznadziejnych warunkach kierując się niską żądzą zysku”. Stąd ofensywa inspekcji robotniczo-chłopskich poprzebieranych w uniformy policyjne i inspekcyjnodrogowe. Dlatego napada się na ciężko pracujących ludzi, jednocześnie uznając, że w komunikacji miejskiej identyczne zachowania są normalne, usprawiedliwione i zgodne z przepisami. „Prywatne” – znaczy podejrzane, złe, naganne, mordercze. Publiczny przewracający się autobus – o, to szczyt kultury i bezpieczeństwa.
Dlaczego w Ikarusach nie ma skrzynek do siedzenia? Bo się nie mieszczą…
Inne tematy w dziale Polityka