Tak, kierowców. Nie drogowców, jako że ci byli przygotowani. Wysłuchali z uwagą prognoz pogody i stanęli w gotowości przy swoich samobieżnych solniczkach. W przeciwieństwie do kierowców, którzy komunikaty meteorologów „Radzimy jutro nie jeździć autami” potraktowali z bezkompromisową przekorą. Poranne korki w Warszawie były większe niż normalnie, co po południu dało odpowiednie efekty… Być może owo działanie na opak wywodzi się z ostrożnego stosunku do informacji medialnych – jak wiadomo informacje takie dzielą się na prawdziwe (czyli sportowe), prawdopodobne (prognoza pogody) i fałszywe (pozostałe). Skoro Armagedon miał być tylko ewentualnością, to rano setki optymistów podjęły ryzyko…
Tak czy inaczej drogowcy nie są winni załamaniu pogody. Jeśli na centymetr kwadratowy spada metr sześcienny śniegu, to żadne zabiegi pielęgnacyjne wyglądu jezdni nie poprawią. Trzeba przyjąć do wiadomości fakt zaistnienia katastrofy i zachować godność. Oraz współpracować z bliźnimi, aby sobie losu ulżyć.
Tymczasem wczorajsze wyczyny kierujących samochodami wyraźnie dowiodły, że zima zaskoczyła właśnie ich. Najbardziej bojaźliwi panikowali, posiadacze pojazdów wyposażonych w łyse opony zakopywali się co chwila, co drugi trąbił, a wszyscy razem zapomnieli, że wpychanie się na chama w każdy kawałek dostępnego fragmentu drogi jazdy nie przyspiesza. Ulice zakorkowały się nie przez śnieg, lecz zaskoczonych zimą kierowców, którzy wjeżdżali na skrzyżowania nie mając najmniejszej szansy z niego zjechać w czasie swojej sekwencji świateł. W rezultacie wydłużali sobie podróż, ponieważ inni, rozwścieczeni ich głupotą, złośliwie robili to samo. O koczowaniu na torach tramwajowych nie warto nawet wspominać, bo to standard nawet w letnie dni. Tramwaj z kolei jest długi, przeto jeśli wsunie się na skrzyżowanie i nie może z niego zjechać, to stoi się w obie strony. Jak definiują sobie zysk ci, którzy blokują skrzyżowania, nie sposób logicznie wyjaśnić. Możliwe, że kieruje nimi strach: „ja stanę grzecznie, a tu mi się z boku jakiś baran wepchnie!” stąd już prosta droga do podjęcia decyzji o samodzielnym wejściu w rolę barana…
Śnieg w Polsce to nie jest niecodzienne zjawisko (wbrew temu, co twierdzą ekoterroryści walczący z klimatem. Niech sobie walczą, klimat i tak wygra – jak zwykle). Do jazdy w trudnych warunkach można się zawczasu przygotować, chociażby z jazdy rezygnując. To żaden dyshonor – nie umiem, to nie próbuję odgrywać Kubicy. A jeśli jednak zdecyduję się spędzić kilka godzin w toczącym się aucie, to swoje pretensje powinienem zaadresować do siebie, a nie niewinnych drogowców.
Inne tematy w dziale Polityka