Gospodina Anodyna spoliczkowała Polaków i napluła im w twarze, Ruscy (przyjmując najnowszą propozycję językową red. Warzechy) kpią i popisują się bezczelnością, no i zaktywizowali się zdrajcy podający za lotniczych ekspertów – tak mniej więcej wyglądają komentarze do raportu MAK. Ciekawe skądinąd, co podenerwowani komentatorzy by napisali, gdyby sprawozdanie MAK miało przeciwne wnioski? Tak, to my Ruscy, odpowiadamy za stan lotniska, niechlujne naprowadzanie, mało dobitne informacje i zasadzenie brzozy kilometr przed pasem startowym… Oj, by się działo, by się działo…!
Nieważne. Ciekawsze jest co innego – okrzyki wściekłości wywołały konkluzje obarczające winą pilotów, a uniewinniające rosyjskich kontrolerów, chociaż ich współodpowiedzialność musi być brana pod uwagę chociażby jako jeden z elementów składających się na sumę przyczyn katastrofy. Rzeczywiście, sprawa ta winna zostać wyjaśniona, tak samo jak i miejscowych urządzeń technicznych, a w szczególności radaru.
No dobrze, tyle że niezadowolenie z ustaleń MAK, koncentrując się na obronie czci niewinnych pilotów i nie naciskających na nich ważniaków, ignoruje czy wręcz porzuca patriotyczną wersję wydarzeń – czyli teorię zamachową. Innymi słowy osoby i środowiska, które dotąd niewzruszenie broniły tezy o braku przypadku, nagle porzuciły heroicznie bronione pozycje i uległy ruskiej propagandzie. Kłótnia z MAK o zakres odpowiedzialności to de facto przyjęcie załganej ruskiej wersji!
Na liście wstydu zawierającej nazwiska i pseudonimy tych zdrajców znajdujemy niestety czołowe do niedawna postaci nurtu zamachowego. Renegaci ci, zamiast wskazywać na dobijanie rannych, mikoming i bomby termobaryczne, fałszują obraz rzeczywistości kłótnią o trzeciorzędne szczegóły. Co za różnica, czy generał Błasik łyknął jeden czy dwa drinki? Ważne, że nawet zdaniem tego załganego pseudoraportu nie siedział za sterami, a więc to musiał być zamach! Tej ścieżki podejścia należy się trzymać, nie zważając na kolaboranckie nieproszone ostrzeżenia „Pull up, pull up”…!