Osobników wywodzących się z szajki „Krytyki Politycznej” znałem słabo, mniej więcej tak dobrze, jak cygańskich żebraków z warszawskich tramwajów. Ot, brzęczą kubkami, mamroczą pod nosem nieokreślone prośby i usiłują naciągać na drobniaki. Jedyna różnica między politycznymi krytykami a rumuńskimi wydrwigroszami polega na kamuflażu. Ci pierwsi wbili się w odzież Białych Ludzi i udają cywilizowanych, ci drudzy świadomie zrezygnowali z przyzwoitych szat, aby swój brak cywilizacji podkreślić. Co ciekawe, obie te metody zdają się odnosić skutek.
Umiarkowany wzrost zainteresowania KP pojawił się u Mła po 11.11. Tego dnia w spelunce należącej do politkrytykantów odkryto antyfaszystowskie instrumentarium argumentacyjne. Okazało się, że swoich racji towarzysze lewicowcy zamierzają dowodzić pałkami, kastetami i tym podobnymi gadżetami. Jest to niewątpliwie krok wstecz w porównaniu z metodami ich stalinowskich idoli, niemniej wystarczający w obecnych czasach, białogwardyjscy wrogowie ludu wszak broni maszynowej nie posiadają.
Wizytę w KP złożyłem wirtualnie. Noszę niewłaściwe, faszystowskie nazwisko, nie jestem przeto pewien, czy goryle w wejściu do meliny przy Nowym Świecie zechcieliby Mła wpuścić, dlatego odwiedziny ograniczyły się do strony internetowej. Od razu przyznam, że pobyt był owocny.
Oto dział Zakończenie: Strategia Lewicy. Towarzysze przyjaciele ludu deklarują otwarcie swoje postępowe cele. Proszę:
Poza dominujący spór można wyjść tylko wtedy, gdy uda się wygrać wojnę o wyobraźnię. Dziś walka polityczna w nieporównywalnie większym stopniu niż kiedyś toczy się w przestrzeni przedstawień medialnych. [...] Bez wygrania wojny o idee wszelkie działania lewicy pozostaną albo niezrozumiałe, albo będą miały wyłącznie lokalny charakter.
W jednym, niezbyt długim akapicie, dwukrotnie pojawia się zwrot „wygrać wojnę”. Towarzysze krytykanci są na froncie. Na froncie, wiadomo, nie ma dyskutantów ani polemistów, nie ma miejsca na tolerancję i poszanowanie cudzych poglądów. Na froncie mamy do czynienia z wrogiem, którego należy unicestwić. Zniszczyć, aby nie konkurował „faszystowskimi” pomysłami. Jak to najprościej zrobić? Oskarżyć o myślozbrodnię:
Głównym celem strategicznym lewicy jest wprowadzenie do sfery publicznej trzeciego (obok liberalnego i konserwatywnego) języka, obudowanie go instytucjami (media, ścieżki rozwoju dla lewicowych działaczy, ekspertów, publicystów, związki zawodowe, organizacje kulturalne) i tym samym zakorzenienie się w świadomości zbiorowej obywateli. Generalnie bowiem ludzie mają takie poglądy i wspierają takie programy działania, jakie znaleźć mogą w sferze publicznej. Granice naszego świata to, jak wiadomo, granice naszego języka. Żeby móc uprawiać jakąkolwiek lewicową politykę, żeby działanie miało charakter szeroki i systemowy, lewica musi najpierw wygrać ideologiczny spór w sferze publicznej.
Dobrze powiedziane! Słynący z precyzyjnego doboru słów towarzysz Stalin nie ująłby zagadnienia lepiej. Lewica zamierza podjąć działania wojenne, aby narzucić swoje narzecze światu, jednocześnie fortyfikując się na upatrzonych przyczółkach sfery publicznej oraz tworząc mafijne struktury pasożytujące na społeczeństwie (ścieżki rozwoju dla lewicowych działaczy). Towarzysze kapeowcy zaatakują język polski, a o pozory obiektywnego komentarza dbać będą zakamuflowani korespondenci wojenni: działacze, eksperci i publicyści.
Zresztą czas przyszły jest tu nie na miejscu. Wojna Lewicy ze światem już dawno się rozpoczęła. Jeden z liderów lewackiej ścieżki rozwoju, tow. Żakowski Jacek, jest „publicystą i komentatorem”. Uprawiający dokładnie tę samą działalność Rafał Ziemkiewicz jest „publicystą prawicowym”. Przymiotnik nie pojawia się w przestrzeni przedstawień medialnych bez powodu, to jeden z przykładów ostrzału naszych pozycji przez komunistyczną artylerię propagandową. Wystarczy wziąć do ręki dowolną gazetkę frontową w rodzaju „Krytyki Politycznej” czy „Gazety Wyborczej”, aby zauważyć natłok nowomowy przy jednoczesnym anihilowaniu pojęć tradycyjnych. Trzeci język obywa się bez Murzyna, Cygana, homoseksualisty, życia poczętego, patriotyzmu, Korwin-Mikkego, Stefana Michnika, klapsa i przyzwoitości. Jednocześnie trzeci język operuje neologicznymi potworkami w rodzaju homofobii, Afroamerykanina, Roma, geja, faszyzmu, mowy nienawiści, wielokulturowości, aborcji, praw mniejszości etc.
W encyklopediach wydawanych za czasów prl zniknęło hasło „Katyń”. Po wygraniu przez Lewicę wojny o język eksterminacja nieodpowiednich słów przybierze rozmiary Wielkiej Czystki albo nawet głodu na Ukrainie. To pewne. Równie pewny będzie los tych, którzy z tradycyjnych słów nie będą zamierzali zrezygnować – po obudowaniu nowomowy instytucjami, będzie można karać za szerzenie mowy nienawiści. To nie jest fantastyka, lecz rzeczywistość, towarzysze komuniści już przecież rozpoczęli ofensywę w tym kierunku, czyli penalizacji np. słowa „pedał”. Wyzywać każdego nie podzielającego zdania tow. Biedronia od „homofobów” oczywiście można.
Czy wojna Lewicy zakończy się jej wygraną? Przy obecnym stosunku sił oraz braku morale na Prawicy – oczywiście, że tak. Towarzysze hochsztaplerzy z talentem prestidigitatora już zdobyli ogromne połacie języka i społecznej świadomości. Nawet publicyści prawicowi lub z prawicą kojarzeni przyjęli warunki dyktowane przez swoich własnych wrogów. Lewactwo strzela do, powiedzmy, redaktorów „Uważam Rze”, a ci pokornie stoją pod murem i padają jak muchy. Prawicowa publicystyka przyjęła bowiem wojenną terminologię Lewicy, zamiast się jej przeciwstawić – w większości tygodników obcych lewactwu pojawia się w kółko „gej”. Jaki znowu „gej”, na litość boską? To nie jest bukiet fiołków, lecz granat odłamkowy o opóźnionym zapłonie! Granat ów należy czym prędzej odrzucić za linie przeciwnika pod przykryciem serii słów zaczepno-odpornych: homoseksualiści, homosie, chomiki, pederaści, sodomici! To samo dotyczy „homofobii”. Nie powinno się w ogóle toczyć dyskusji na „homofobicznej” płaszczyźnie, lecz odeprzeć atak salwą „nie ma czegoś takiego jak homofobia”. „Homofobia” to kryptonim lewackiej operacji ofensywnej, a nie określenie istniejącego rzeczywiście problemu, to prawdziwa egzemplifikacja mowy nienawiści w wykonaniu lewaków. I tak dalej.
Czy możliwy jest ideowy kontratak na froncie języka polskiego? Owszem, pod warunkiem, że Prawica prawidłowo zdiagnozuje działania przeciwnika, że zrozumie, że chcąc nie chcąc jesteśmy na wojnie. Wojny tej nie wywołaliśmy, wojna ta została nam narzucona. Strzelają do nas, nie biorą jeńców. Należy się bronić, a nie pisać o importowanych posthitlerowskich bandytach per „antyfaszyści”, panowie redaktorzy różnych nielewackich redakcji.
Inne tematy w dziale Polityka