Feministki, jako jedyne istoty na świecie, posiadły niezwykła umiejętność niedostępną innym organizmom. Urwały się z choinki i na razie nie grzebnęły w ziemię, o czym świadczą ich kolejne pomysły. Jeśli zatem znajdują się gdzieś między choinka a gruntem, to wniosek jest oczywisty – lewitują.
Lewitantki postanowiły usunąć nierówności płci. Brzmi to groźnie – będą ucinać mężczyznom i kobietom wystające części ciała, aby było „równo”? Zmuszą niewiasty do wstrzykiwania koksu, a mężczyzn do spożywania sałaty, aby zniwelować różnice w masie mięśniowej? Odejmą facetom 10% mózgu, sprawią, że samce zaczną rodzić małe?
Nie, to zbyt prostackie przypuszczenia. Propozycja aktywistek zwalczania nierówności płci jest znacznie bardziej oryginalna:
Złośliwy Mikołaj podrzuca pod choinkę seksistowskie prezenty. Pistolet dla chłopaka, Barbie dla dziewczyny. Rewolucjonistki płciowe pragną ruszyć z posad bryłę świata. Rozwiązanie znalazły proste, a więc genialne – aby usunąć nierówności płci należy robić wszystko na odwrót. Imponujące, prawda?
Na szczęście koncept ów jest ograniczony realiami. O ile Jasiowi można próbować wtrynić lalkę, a Małgosi czołg i kompanię żołnierzyków, to na dłuższą metę metoda na abarot się nie sprawdza. Jak mówi znane powiedzenie „dziewięć kobiet zgromadzonych w jednym pokoju i tak nie urodzi w miesiąc”. Przyspieszenie w przypadku białogłów się nie sprawdza, a w odniesienie do facetów – w ogóle się nie sprawdza. Faceci nie rodzą dzieci, niezależnie od głębokiego przekonania feministek, że w imię równości płci powinni.
Ogólnie rzecz biorąc feminizm sprowadza się do imitacji. Wariatki usiłują upodobnić się do mężczyzn – zakładają spodnie, przycinają włosy, próbują sikać na stojąco, kiedy stracą orientację w lesie winę za ten stan rzeczy zwalają na producenta urządzeń GPS. Naśladownictwo jednak niezbyt im wychodzi, nadal nie potrafią odkręcić słoika z ogórkami. W obliczu tej oczywistej klęski próbują zatem upodobnić facetów do siebie. Stąd te lalki dla chłopców, stąd ględzenie o „partnerstwie” („partnerstwo” to semantyczny sabotaż na słowie „podział”).
Zewnętrzne milusińskie formy poszukiwania płciowego kamienia filozoficznego są tylko na pokaz. W rzeczywistości jest uparty, doktrynalny fanatyzm wspierany nietolerancją:
bliskie osoby widząc Bartka pomagającego w domu, niby żartowały, że to babskie zajęcia i że chłopaki raczej majsterkują. Niektórzy puszczali oko, że powinien urodzić się dziewczynką. Nasza reakcja była ostra - jeszcze raz usłyszymy takie teksty, ograniczamy kontakty z dzieckiem. Gdybyśmy puścili to mimo uszu, Bartkowi zbrzydłyby domowe obowiązki.
„Ograniczymy kontakty”, ponieważ ktoś ma zdanie odmienne… Brawo, nie to jak otwartość na świat idei. Domagać się od „bliskich osób” wózka z lalką dla syna – dobrzeeee, komentować ten pomysł wbrew stanowisku kochającej partnersko mamusi – źleeee. Nawiasem pisząc kochająca partnersko mamusia podświadomie wyczuwa skąd wieje wiatr, skoro obawia się, ze jedna luźna uwaga kogoś z zewnątrz zrobi na milusińskim większe wrażenie od szeptanej codziennej propagandy najbliższej najukochańszej rodzicielki… Zew natury jest mocniejszy od ideologii wymyślonych ustami.
No tak, do tego wszystko się przecież sprowadza – różnice płci to nie przejaw kultury, lecz biologii. Chromosomy, geny i hormony uparcie odmawiają uznania argumentów wariatek.
Inne tematy w dziale Polityka