Łaska jazdy (zwana dowcipnie w kręgach biurokracji powiatowej "prawem jazdy") to niezobowiązujący kawałek termoplastycznego tworzywa sztucznego ozdobiony fizjonomią jego posiadacza. Uhonorowanie łaską jazdy oznacza - przy maksymalnie dużej dawce dobrej woli - iż jego beneficjent potrafi prowadzić pojazd mechaniczny w ruchu ulicznym. Czyli: opanował trudną sztukę wleczenia się 45 km/h po mieście, parkowania w niektórych miejscach, no i kojarzy, że tych z prawej lepiej przepuścić. Z teorii (znaki, przepisy, pierwsza pomoc, budowa silnika) po trzech miesiącach pozostaje może ze 20% wiedzy - tej, z której się korzysta. Nie do wiary? To proszę podać bez sprawdzania minimalną odległość parkowania przed przystankiem autobusowym lub przejazdem kolejowym. Hm?
Powiedzmy to sobie otwarcie i szczerze - łaska jazdy nie jest nikomu do niczego potrzebna. Dowód: co rok namaszczeni przez państwo kierowcy popełniają ok. 50 000 wypadków, w których ginie ponad 5 000 osób. Jeden z najnowszych przykładów tutaj. Jednocześnie co jakiś czas media donoszą o ciekawostkach w rodzaju: "89-letni Dżon Smis bez prawa jazdy jeździł samochodem bezwypadkowo ponad pół wieku. Fakt ten odkryli przypadkiem policjanci, którzy zatrzymali seniora, aby pogratulować mu spokojnej i bezpiecznej jazdy..."
Mimo to z jakiegoś tajemniczego powodu w odbiorze ogółu na większe zaufanie zasługuje osoba posiadająca łaskę jazdy, chociaż samochodem jeżdżąca od wielkiego dzwonu ("niedzielny kierowca", prawdziwe przekleństwo późnowiosenno-letnio-wczesnojesiennych łikendów) od człowieka jeżdżącego codziennie bez, urzędnicze czary-mary, bez uprawnień. Wsiada ten pierwszy do auta po raz pierwszy od zdanego 20 lat wstecz egzaminu - i usiłuje jechać. Ratuj się kto może! Łaska jazdy nie zastępuje nabytych w praktyce umiejętności. Tak samo jak nie jest gwarancją bezwypadkowej jazdy. Gdyby tak było, to tych 50 000 kraks rocznie by nie było...
Faszystowski wymóg "mania" łask jazdy można zatem spokojnie znieść. W warunkach demotfukracji i rządów bezpieczniaków to operacja raczej niemożliwa do przeprowadzenia, dlatego proponuję zgniły kompromis na okres próbny.
Łaska jazdy istniałaby w dwóch formach:
1. Represyjnej (wolnościowej)
2. Prewencyjno-represyjnej (niewolniczej)
Rozwiązanie pierwsze - pozaadministracyjne. Brak jakichkolwiek wymagań dla kierującego powyżej 18 lat, zajęcie miejsca za kierownicą i włączenie się do ruchu na drodze publicznej oznaczałoby automatyczne przyjęcie do wiadomości wymogów ruchu prawostronnego i ewentualnych konsekwencji spowodowania wypadku. Znajomość zasad to naturalnie problem kierującego. W razie czego - pełna odpowiedzialność majątkowa i osobista razy dziesięć (czyli mandat nie 100 PLN, lecz 1000 PLN, dożywotnia renta dla ofiar lub rodzin ofiar i tak dalej). Oczywiście jednocześnie odpowiedzialność ponosiłoby się jedynie za rzeczywiście popełnione wykroczenia, a nie możliwość ich popełnienia - dlatego nie byłoby kar za jazdę po spożyciu alkoholu czy za przekroczenie dozwolonej przez państwo prędkości.
Dygresja - nieuchronnie w tym miejscu pojawiają się zawodowe płaczki z lamentem: "A co się stanie, jeśli taki bez świętych uprawnień nie dość, że sam zginie, to jeszcze zabije całą 40-osobową wycieczkę szkolną, uaaaa!" Otóż beksom należy zimno odpowiedzieć: "Stanie się dokładnie to samo, gdyby sprawcą był trzeźwy jak świnka morska posiadacz państwowej łaski jazdy". Błąd w ocenie takiego przypadku polega na podkorowej wierze w wyższe umiejętności abstynenta po urzędowym kursie nad Kubicą, który swojej sprawności nie musi potwierdzać pieczęcią z godłem. Koniec dygresji.
Rozwiązanie drugie - jak dotychczas: państwowy egzamin, jazda w okowach niebezpieczeństwa, pełna trzeźwość, oślepianie innych światłami mijanie za dnia i te wszystkie inne bzdury, czyli karanie za niewinność. Acha, dlaczego bzdury? Dlatego:
____WYPADKI ZABICI RANNI
2007 49.536 5.583 63.224
2006 46.876 5.243 59.123
oraz
W okresie od stycznia do marca 2008 roku odnotowano:
10 367 wypadków drogowych (mniej o 193 niż w analogicznym okresie 2007r.), w których
12 911 osób odniosło obrażenia ciała (mniej o 244)
1 199 osób poniosło śmierć (więcej o 23)
Jak widać całoroczna jazda na światłach, zaostrzone kryteria egzaminacyjne kursów na łaski jazdy, kontrole trzeźwości i fotoradary sterczące co 200 metrów sytuacji w niczym nie poprawiły - posiadacze państwowych tworzyw sztucznych zabijają coraz więcej innych użytkowników dróg.
Dlatego - obowiązek posiadania łaski jazdy można spokojnie znieść, tak samo jak zniesiono karty pływackie i rowerowe: do holokaustu amatorów kąpieli i bicyklowych podróży przecież nie doszło. To nie jest kwestia bezpieczeństwa, lecz psychologii: kiedy zachowujecie się odpowiedzialniej podczas rejsem kajakiem przez lekko wzburzone Śniardwy - posiadając kapok czy nie? Z tego samej przyczyny można założyć, że kategoria jeżdżących na zasadach wolnościowych będzie powodować mniej zdarzeń drogowych.
Inne tematy w dziale Polityka