Krótki i łatwy test: kto dba o bezpieczeństwo ruchu drogowego i jakimi metodami? Odpowiedź zna nawet dwuletni kierowca trzyśladowego rowerka: aniołami stróżami są urzędasy, a ich ponadnormalne praktyki polegają na stawianiu znaków „Uwaga, wyboje” tam, gdzie droga się sypie oraz stawianiu fotoradarów w miejscach, gdzie droga jest porządna. Wszystkie te i podobne działania mają wspólny, magiczny mianownik: jest nim święte przekonanie, że postawienie znaków i pułapek na kierowców zwiększy bezpieczeństwo na trasach przejazdowych. Wiara w czarnoksięskie właściwości takich działań do niedawna była niewzruszona, rytualnie celebrowana i przy każdej lepszej okazji obwieszczana niewdzięcznym kierowcom.
No i mamy pierwszy wyłom. Jak donosi Der Dziennik Generalna Dyrekcja Dróg Krajowych i Autostrad przyznała, że program straszenia zmotoryzowanych tzw. czarnymi punktami okazał się niewypałem i nie będzie kontynuowany.
Pomysłodawcą akcji "Uwaga na czarne punkty" był minister transportu i gospodarki morskiej Eugeniusz Morawski. W 1998 r. pierwsza tablica zawisła w podwarszawskim Błoniu. Od tej pory na wszystkich polskich drogach powstało ich 49. Najczęściej zawierają prostą informację – zakręt śmierci, zginęło tu tylu, a rannych zostało tylu i tylu. Miały wywoływać szok i odstraszać przed brawurową jazdą. Czy odstraszyły?
W Brudnowicach pod Siewierzem po postawieniu tablicy nadal statystyki śmiertelnych wypadków rosły rocznie o dwucyfrowe liczby. Nikt z GDDKiA nie aktualizował nawet danych. […] Informacje o tym, że dane na tablicach wymagają niemal wszędzie stałego aktualizowania, potwierdzili nam nieoficjalnie urzędnicy z kilku oddziałów GDDKiA. Co oznacza ten problem? Że ludzie giną w tych miejscach tak samo, jak ginęli dotychczas.
A to ci dopiero. Miało być „bezpieczniej”, a jest normalnie. Wieloletni znój urzędasów i publiczne pieniądze zostały zmarnowane. Winnych oczywiście nie ma, przynajmniej wśród pomysłodawców topienia w błocie forsy ukradzionej z kieszeni podatnikom. Najłatwiej zwalić wszystko na krnąbrnych kierowców:
…nie przewidziano, że reakcja ludzkiego umysłu na informację "tu zginął człowiek" nie jest całkowicie racjonalna. GDDKiA już parę lat temu zrobiła badania i wyszło jej, że tylko 10 proc. kierowców na czarnych punktach zwalnia, a 20 proc... przyspiesza. "Człowiek widzi niebezpieczeństwo, więc od niego ucieka”.
Faktycznie – jeśli idzie się o północy obok zapuszczonego wiejskiego cmentarza, to mimowolnie przyspiesza się krok, chociaż przecież „powszechnie wiadomo”, że duchów, wilkołaków, ogrów i strzyg nie ma. Może i nie ma, z drugiej strony strzeżonego pan Bóg strzeże. No to chodu, na niespieszny spacer między mogiłami można przyjść przecież w południe. Tyle, że nie o to tu w tym wszystkim przecież chodzi.
Sama przydrożna tablica z wielką czarną kropą pośrodku niczego przecież nie zmienia – warunki drogowe pozostają dokładnie te same. Każdy często jeżdżący kierowca z pewnością nie raz był świadkiem kaskadowych stłuczek: widok rozbitych aut rozprasza koncentrację, każdy gapi się na wraki, zamiast przed siebie. No i po chwili mamy następne dzwony, rysy i koziołki. A w obrębie czarnych punktów – nowych zabitych i rannych. Cóż w tym dziwnego? Jest wreszcie kawałek prostej, można wyprzedzić tego cholernego tira, o kurde, jakiś pacan z przeciwka też postanowił wyprzedzać, iiiiiiiiiii, bach, bum. Zagrożeń istniejących w konkretnym punkcie na trasie nie usuwa się zaklęciami, lecz przebudową niebezpiecznego odcinka. No, lecz to wymagałoby podjęcia wymiernych działań, odartych z tajemniczej aury bumagi z okrągła pieczątką umazaną w czerwonym tuszu. Zachwianie wiary w magiczną moc sprawczą zadrukowanych papierków godzi w morale urzędasów, nasuwając im czarne myśli: „Czy ja aby nie jestem jakimś parszywym darmozjadem?”
Moje przypuszczenia nie są wyssane z palca:
Inny z rozmówców DZIENNIKA w GDDKiA przyznaje wprost: czarny punkt zaczęto w pewnym momencie traktować jak wymówkę. "Stawiane były głównie w miejscach, gdzie nie można było bez kosztownych inwestycji poprawić bezpieczeństwa ruchu" - mówi. A często wystarczyło zainwestować. "W Brudnowicach przebudowano zakręt z czarnym punktem na DK1. Liczba wypadków spadła".
GDDKiA ze swojego niemądrego pomysłu się wycofuje. Czy nasz „liberalny” reżim pójdzie po rozum do głowy i zarzuci pomysł fiskalnego podniesienia bezpieczeństwa na drogach polegający na powtykaniu w pobocza tysięcy słupów pod fotoradary? Wszak sterczące niczym bujny rabarbar wyłudzacze pieniędzy będą miały dokładnie taki sam wpływ na „bezpieczeństwo”, jak nieudana akcja GDDKiA…
Inne tematy w dziale Polityka