Na świecie szaleje kryzys – banki nie mają pieniędzy. Ponoć waluta stała się trudno dostępna, no i dlatego instytucje finansowe (wbrew swojej nazwie) przestały udzielać kredytów, pomimo heroicznej pomocy ze strony reżimów demotfukratycznych. Tymczasem przykład innej instytucji dowodzi, że nawet w czasie globalnej recesji można nie mieć problemów z płynnością finansową, ba, nawet zarabiać codziennie krocie.
Tym niezwykłym narzędziem, niewiele różniącym się od bajkowego samonakrywającego się stoliczka, jest wideorejestrator. Jak informuje Interia, nasza kochana policja drogowa ma już 198 pojazdów wyposażonych w to cudowne urządzenie do nieinflacyjnej produkcji pieniądza. Osoby odpowiedzialne za fundowanie drogówce takich pojazdów mogą zatem całkiem słusznie uważać się za alchemików, którym udało się odkryć kamień filozoficzny.
W jaki sposób odbywa się pobieranie podatku drogowego (zwanego dla niepoznaki „mandatem karnym”), połączone jednocześnie z pasowaniem na „pirata drogowego”? Na przykład tak:
Korzystając w długiego majowego weekendu postanowiłem z rodziną opuścić miasto i udać się na kilkudniowy wypoczynek. Pogoda była piękna, ruch umiarkowany […]
Droga krajowa, jednopasmowa, teren zabudowany. Jechaliśmy spokojnie (małe dziecko na pokładzie), bez kontrolowania prędkości. Dojeżdżając do starego seata, który niemiłosiernie śmierdząc gazem wolno toczył się drogą zastanawiałem się raczej nad tym, kto takie auta dopuszcza do ruchu, niż nad tym, że złamałem przepis wyprzedzając na ciągłej linii.
Sielanka została zburzona kilka chwil później, gdy nagle w jadącej za mną cywilnej octavii dojrzałem migającego koguta […] Jechałem podobno cały czas 92-94 km/h (w terenie zabudowanym) i wyprzedziłem na ciągłej linii.
Kalkulacja też była krótka, ale bolesna. […] Razem 500 zł i 13 pkt. Policjanci byli mili, przyznali, że zagrożenia na drodze nie stworzyłem […] , że np. pouczenie miałoby większy efekt niż bezduszna grzywna... ale wideo to wideo, a taryfikator to taryfikator i nic zrobić nie można. […]
Moja trasa na urlop liczy 350 km długości. Nie mam po drodze ani autostrady, ani nawet drogi dwupasmowej. Cały czas jeden pas, w tym (na oko) pewnie połowa to teren zabudowany.
Mamy XXI wiek, a ja wybór: albo wracać do domu jakieś 7 godzin (z małym dzieckiem w aucie), albo jechać jak zwykle, tyle że z duszą na ramieniu, że jeszcze jedna taka sytuacja i stracę prawo jazdy!
W ten sposób w jeden dzień z normalnie jeżdżącego, bezpunktowego kierowcy zostałem piratem drogowym.
Albo tak:
…34-letni Przemek z Warszawy kilka miesięcy temu jechał do rodziny do Lublina. Uważa się za niezłego kierowcę, ma maksymalne zniżki za bezszkodową jazdę i w ciągu ostatnich kilku lat nie dostał mandatu nawet za parkowanie. A jednak musiał iść na kurs dla "piratów drogowych" po jednym, jedynym spotkaniu z wideorejestatorem, podczas którego na jego koncie pojawiło się 19 punktów karnych! […]
W jaki sposób zarobił tyle punktów? Kilkakrotnie zwolnił tylko do 70 km/h w terenie zabudowanym, przygotowując się do wyprzedzania najechał na podwójną linię ciągłą, a w chwilę po tym, jak wyprzedził "tira", przyspieszył do 110 km/h. - Od policjantów, którzy mnie zatrzymali, usłyszałem, że w sumie jechałem dość spokojnie, więc nie chcieli mnie dłużej nagrywać, bo straciłbym "prawko".
Wideło to wideło. Można jechać szybko, lecz bezpiecznie (zwalniać w terenie zabudowanym, jechać ze stałą, przewidywalną szybkością, bez szaleństw i uważnie), jednak jak się trafi w oko kamery wideła, to ciemna mogiła, brak odwołania, koniec, kres, the end. Tylko dobry humor pana sierżanta ratuje przed utratą łaski jazdy. A jeśli pan sierżant pokłóci się z żoną przed wyjściem do pracy i postanowi się wyładować w trakcie tzw. wykonywania obowiązków służbowych?
Ciszej tam, mówcy! Tak, wiem, wszyscy, którzy pukają się w czoło i pytają w czym problem, że lewo jest przestrzegane a piraci drogowi flekowani, że ci wszyscy jeżdżą zgodnie z każdym przepisem, nawet jeśli o jego istnieniu nie mają pojęcia. Co prawda zarówno praktyka, jak i logika przeczą takiemu nieludzkiemu stanowisku, lecz przecież nigdy świętszych od papieża nie zabraknie. Zresztą nie o to tu chodzi. Clou jest takie:
Panowie policjanci przyznali, że w jeden dzień ich octavia zarabia średnio 3 do 4 tysięcy zł…
200 razy 3000 razy 365 równa się 219 mln. Co najmniej 200 milionów PLN rocznie mogą zgarniać policyjne mobilne kasy fiskalne i to tak delikatnie licząc. 200 mln to więcej niż wynosi budżet Kancelarii Prezydenta (niecałe 162 mln), mniej więcej tyle samo, ile wynoszą nakłady na IPN (208 mln) i cztery razy więcej niż potrzebuje sławny ostatnio twór o nazwie Komisja Nadzoru Finansowego (prawie 58 mln). Popuśćmy wodze fantazji – ile potrzeba widełojazdów, aby zrzucić z barków państwa męczący balast niedomykającego się budżetu?
No i już. Nie chodzi o żadne tam „bezpieczeństwo” na drogach, lecz masowy pobór haraczu. Kolejne komendy, zachwycone osiągnięciami posiadanych już widełł, inwestują w następne. Gdyby lubelski posterunkowy, zamiast szpiegować z ukrycia kierowców, wziął się za sterowanie ruchem miejscach, gdzie dochodzi do korków, jechałoby się faktycznie bezpieczniej. Kierowanie ruchem przez policjantów jednak nie bez powodu jest stałym obiektem drwin („był zator, bo funkcjonariusze postanowili zastąpić sygnalizację świetlną”)… Widełła w żaden sposób nie wpływają na zwiększenie „bezpieczeństwa”, ponieważ ich liczba rośnie – gdyby rzeczywiście na drogach było bezpieczniej, to nie byłoby powodów do kupowania kolejnych. Kryzys nam niestraszny!
Inne tematy w dziale Polityka