Od wtorku wawelski gród przez nieznośny paroksyzm uchwycon. Merkuryusz Elekcyjny już trzeci dzień relacjonuje wydarzenia z pierwszej linii frontu. Trwoga, płacz i zgrzytanie zębów, mieszczanie terrorem skrępowani, w rozterce, czy ubieżać gdzie pieprz i wanilia rośnie, czy trwać w komnatach własnych, dziatwie jasne główki własnymi ciałami zasłaniając? Zali skończą się kiedyś te diabelskie terminy, znajdzie się rycerz w błękitnej zbroi, co chmury zła precz odegna?
We wtorek w jednej z krakowskich taksówek doszło do pyskówki między kierowcą a pasażerkami. Ponoć taksówkarz zwymyślał klientki, nie powiedział „do widzenia”, a bagaż wyrzucił w kałużę. Według niektórych źródeł poszczuł także damy owczarkiem, a na odchodne puścił kilka serii ze szmajsera. Dopełnieniem perfidii tego osobnika jest fakt, iż dowiózł pasażerki w zamówione przez nie miejsce.
Panie nie pozostawiły sprawy biegowi rzeczy. Postawiły na nogi:
- swoją ambasadę,
- swojego konsula,
- swoich przyjaciół,
- policję,
- urząd miasta,
- dyrektora Muzeum Historycznego Miasta Krakowa,
- gminę.
(Jeśli wymienione wyżej czynniki nie poradzą sobie z taksówkarzem, w grę wchodzi zaalarmowanie USA, Unii Europejskiej oraz Czaka Norrisa.)
Zgodnie z dziejową logiką, jedna z setek przytrafiających się codziennie pyskówek ma swoje zagraniczne echa. Jakieś typki z Londynu drogą mejlową zażądały wyjaśnień, przeprosin oraz zwolnienia ordynusa z pracy. Jak widać afera zatacza coraz szersze kręgi, należy się spodziewać kolejnych mejli z całego świata i okolic – no, może z wyjątkiem Teheranu.
Należy wspomnieć także o wewnętrznych echach. Oświadczenie wydała już wiceprezydent miasta, kierownictwo korporacji taksówkowej oraz szef Centrum Społeczności Żydowskiej. Ten ostatni pocieszył się, że zachowanie taksówkarza w żaden sposób nie reprezentuje nastawienia mieszkańców Krakowa, którzy w większości są otwarci i tolerancyjni. Ich szczęście! Jeśli będą trzymać buzie na kłódki, to może unikną dywanowego bombardowania i wyrównania ruin walcem.
PS. Wczoraj pospierałem się w pociągu z konduktorem. Brutalnie skrytykowałem domaganie się podczas kontroli biletów legitymacji szkolnych od dziesięciolatków, zasugerowałem skierowanie tej wzmożonej troski na przestrzeganie przez ich ciuchcie rozkładu jazdy. Dzisiaj ochłonąłem i zacząłem się martwić. Co ze mną będzie, jeśli konduktor zawiadomi:
- swojego kierownika pociągu,
- swoje ministerstwo,
- swoich przyjaciół,
- Straż Ochrony Kolei,
- wadze lokalne,
- dyrektora Muzeum Kolejnictwa,
- automat do sprzedawania biletów?
Inne tematy w dziale Polityka