Wiktor Suworow poświęcił całą słusznych rozmiarów książkę na analizę wspomnień marszałka Żukowa. Jak pisał Suworow, memuary Architekta Zwycięstwa podlegały cudownym modyfikacjom – tekst pamiętnika nieżyjącego już wodza zmieniał się w kolejnych wydaniach w zależności od potrzeb chwili. W wydaniu pierwszym Żukow chwalił Stalina, a w wydaniu trzecim, w dokładnie tej samej sytuacji, Stalin chwalił Żukowa – co jest o tyle istotne, że chodziło o autorstwo wygranej bitwy. Z takich pogodnych qui pro quo składa się kilkanaście (a może już kilkadziesiąt) wydań „Wspomnień i refleksji”. Rzecz jasna – każde najnowsze wydanie jest bardziej aktualne od wszystkich poprzednich. Zabieg ten robi naprawdę mocne wrażenie, gdyż, jak wspomniałem, poprawek dokonuje denat.
Identycznie wyglądają dzieje smoleńskiej teorii zamachowej. Wszyscy (z wyjątkiem jej głosicieli) pamiętamy histerię odnośnie mitycznego „zakazu otwierania trumien”. Perfidni Sowieci zakazali zaglądania do środka – po czym trumny bez oporów wydali. Jak miałaby wyglądać w praktyce realizacja tego „zakazu” żaden z zamachomannów nie był w stanie wymyślić, zresztą ich naiwna wiara w „zakaz” szybko została podważona ekshumacjami.
Obecnie etap „zakazu” przestał obowiązywać, towarzystwo poszukiwaczy „prawdy” dokonało zwrotu o 180 stopni i rozpowiada o „rytualnym mszczeniu się na zwłokach”, „celowym zaszywaniu w zwłokach” tego i owego. Gdyby celem wszechwładnego KGB było rozmyślne pastwienie się nad zwłokami w intencji „upokorzenia Polski”, to raczej „zakazu” otwierania trumien by nie wydawali? No bo jak mieliby nas „upokarzać” widokiem zbezczeszczonych zwłok w zalutowanych trumnach? Jak na dłoni widać, że „prawda czasu” musi ustąpić pola prawdzie ekranu” – zaczął się nowy etap.
Nie jest to jedyna nowość. Etapy helu, mikomingu, fałszywych radiolatarni etc. zostały zakończone, w tej chwili rozpoczęła się nowa runda wypełniona cementową mgłą i bezgłośnymi wybuchami. Najbardziej zaawansowani propagandyści, wpatrujący się do załzawieni oczu w „specjalnie” opublikowane przez „sowieckie służby specjalne” zdjęcia ofiar, inaugurują etap dobijania rannych (no, w tym przypadku to raczej reinauguracja) oraz etap zdanego wybuchania wulkanów. Ta ostatnia teza dowodzi, że zamachomanni strawią dowolną bzdurę, o ile tę bzdurę uda się dopasować do spiskowego puzzle.
Runda fascynacji zwłokami ma jeszcze dwa aspekty – po pierwsze krótko po 10/4 ci sami, którzy teraz lamentują w kwestii zamiany zawartości trumien, byli na etapie „nie ma ciał”. Dlaczego takie zarzuty padały? Ano dlatego, że ci, którzy ciał nie widzieli, siedzieli w Polsce przed komputerami, zamiast zbadać rzecz na miejscu, w smoleńskim błocie. Po drugie – ileż to wrzasku było, kiedy Ruscy umyli z mułu fragment wraku: „niszczenie dowodów!” Etap „niszczenia dowodów” umyciem tegoż dowodu został lekko i z wdziękiem zastąpiony pretensjami „Sowieci wrzucali do worków ciała uwalane błotem, bez zachowania elementarnego szacunku”. Skąd te pretensje, skoro otwiera się możliwość sprawdzenia oryginalnego – z całym szacunkiem – materiału dowodowego?
Jak widać – zamachomannów cechuje chaotyczność i niekonsekwencja. W jaki sposób chcą oni dojść do racjonalnych wniosków, skoro cały czas sobie zaprzeczają?
Inne tematy w dziale Polityka