Podwyżka cen biletów za komunikację miejską, nowe fotobankomaty Rostowskiego przy starych koleinach, wyższy taryfikator mandatowy, większe opłaty za wywóz śmieci, podatek od deszczu, jak najkrócej obciążaj ZUS swoim istnieniem na emeryturze – czyli sens życia według Monty Tuskona.
Dziecinne „daj” (to znaczy podnoszenie podatków, opłat i cen) najwyraźniej wyczerpuje wyobraźnię okupantów. Budżet państwa swoje drobne trzyma w trezorach NBP, większość kasy przechowuje w portfelach tak zwanych obywateli. Gdy okupantom zachce się pieniędzy, to sobie z tych portfeli odliczą odpowiednią kwotę jakimś podatkiem. A ponieważ rabunek ten odbywa się na bieżąco i bez przeszkód, to okupantom wydaje się, że to naturalny stan rzeczy.
Pora odwrócić tę tendencję. Poniżej dwa przykłady.
a) Okupanci, poprzez swoich poborców podatkowych w niebieskich uniformach, żądają od Mła 500 złotówek za przewożenie własnym samochodem własnego dziecka bez fotelika. Wynika z powyższego, że Waaadza uznaje dziecko Mła za swoje, skoro uzurpuje sobie większe prawa od rodziciela. Jeśli więc dziecko, które żyje w domu Mła i pod opieką Mła, należy do reżimu, to reżim powinien płacić Mła za jego utrzymywanie. Koszty obsługi takiego bachora w okresie od 0 do 18 lat jego życia sięgają kilkuset tysięcy złotych – życzę więc sobie, aby okupanci zwrócili te wydatki. Mła w zamian deklaruje, że skoro właściciel tych smarkaczy domaga się, aby je transportować w fotelikach, to Mła tak je będzie przewoził. Oczywiście, jak tylko odpowiedni minister przyniesie Mła taki fotelik. Cudze dziecko, cudzy problem.
b) Okupanci już niedługo będą domagać się od ludności cywilnej opat za deszczówkę. Chodzi o to, że taka woda z nieba spada na czyjś dach, a z tego dachu spływa do kanalizacji, co kanalizację ponad miarę przeciąża. Oczywiście można dowodzić, że gdyby nie nasze dachy, to woda spłynęłaby bezpośrednio do kanalizacji i na jedno by wyszło, niemniej nie o wykręty tu się rozchodzi, a o pieniądze. Otóż sprawa wygląda następująco: nie jestem właścicielem nieba, nie jestem właścicielem nimbusów, o deszcz się nie proszę, nie zamawiam go, pada on na dach Mła samowolnie, bez zezwolenia. Przestrzeń powietrzna nad Generalnym Gubernatorstwem zarządzana jest przez odpowiednie służby reżimu, przeto bez większego błędu mogę przyjąć, że o ile deszcz na pewno nie jest Mła, to prawdopodobnie jest rządowy. A skoro rząd podtapia Mła posesję swoją wodą, to raczej rząd powinien mi za to zapłacić, a nie Mła jemu.
Czy jest na sali jakiś ambitny, pałający żądzą sławy (i pieniędzy) prawnik? Panie mecenasie, zechce Pan sporządzić odpowiednie wzory pozwów?
Inne tematy w dziale Polityka