…to jak pobicie staruszki pod kościołem i nie parkowanie łokci na stole podczas posiłku – rzeczy z kompletnie różnych światów.
Przy okazji rubasznej awantury a propos szkopskiej szmiry „Wasi dobrodzieje, nasze ofiary” (czy jakoś tak) z Okopów Świętej Trójcy doszły gniewne narzekania. Paru osobom nie spodobała się fabuła filmidła, w związku z czym dały upust swojej goryczy. Redaktor Lisicki zażądał nawet od kanclerki Merkel, aby szefa swojej telewizornii zwolniła ze stanowiska i pognała na Syberię. Niestety ta cenna inicjatywa zakończyła się chyba fiaskiem, ponieważ boss ZDF się nie zmienił, a i red. Lisicki do tej pory nie pochwalił się odręcznym pyśmem, w którym Aniela pokornie prosi o wybaczenie.
Ogólnie pretensje dotyczyły wizerunku Armii Krajowej i jej stosunku do Żydów. Pretensje słuszne, ponieważ twórcy kiczu „Nasze ofiary, wasi kaci” (czy jakoś tak) o historii nie mają zielonego pojęcia – i to nie tylko historii Polski (co można uznać za zrozumiałe), lecz i własnej (to już jest dziwne). Masa błędów merytorycznych - historycznych (pancerfausty w rękach krasnoarmiejców w lipcu 1943 roku – na miesiąc przed wyprodukowaniem pierwszej serii tej broni), geograficznych (droga spod Gliwic do Warszawy biegnie przez Tarnów), logicznych (dwaj samotni Niemcy wysiadają w środku lasu, w którym grasują partyzanci) i innych uniemożliwia traktowanie tego arcydzieła poważnie. Tak samo jak na poważne traktowanie nie zasługuje osobnik przedstawiony jako „konsultant historyczny filmu” i „profesor”, z wyglądu, manier i argumentacji przypominający lektora wydziału propagandy Komitetu Centralnego pzpr.
W czym więc problem, skoro mowa o gniocie, który przecież nie próbuje udawać filmu dokumentalnego?
Otóż problem polega na tym, że współcześni politycy bezwstydnie używają historycznego kolażu (czyli zbioru oderwanych od siebie faktów i dowolnych interpretacji) jako argumentacji. Historyczny kolaż nie ma niczego wspólnego z uczciwą historiografią, niemniej hochsztaplerzy pojęcie „polityki historycznej” używają wymiennie z „prawdą historyczną”, a wszystko to w celu realizowania brudnych bieżących interesów. Aby nie zatonąć w szambie polityki historycznej należy nauczyć się w niej pływać swoim własnym stylem, a nie zakładać na ramiona plastikowe motylki i wrzeszczeć w przerażeniu, że z uszkodzonych wentyli uchodzi powietrze.
Wyłóżmy rzecz jasno i otwarcie: żadna obca nacja nie jest zobowiązana do przyjmowania cudzego punktu widzenia na historię. Żadne żale i krzyki okoliczności tej nie zmienią, bliżsi są zawsze nasi ojcowie i nasze matki niż ich rodzice. Klisze z kolażu ‘oni” zakwestionują, pokazując swoje, lepsze, bo poprawione fotoszopem. I tak można się ganiać do oporu, przy czym wygra zawsze ten, kto szybciej i sprawniej swoje kolaże umieści na taśmie filmowej. Jedyną możliwą kontrakcją jest więc nie patos i cierpiętnictwo, lecz produkcja własnych ruchowych kolaży, bo przecież nie mamy jak zakazać Szkopom, Ruskom i innym takim wytwarzania filmów prezentujących ich punkt widzenia.
Oczywiście nie obejdzie się bez ofiar. Ofiar pieniężnych na sfinansowanie rodzimej wersji zaprzeszłych wydarzeń, jak i ofiary całego tego procederu. Bo ofiara jest – poszkodowana jest historia. Historia gwałcona polityka historyczną, historia poniewierana przez polityków i dziennikarzy. Bo wiecie – obrazek akowców-antysemitów jest równie prawdziwy jak obrazek akowców-filosemitów. Historia stara się spokojnie ustalić, jak było naprawdę, historii politycznej potrzebne są czarno-białe gotowce.
Inne tematy w dziale Polityka