O zawsze silnym, zawsze zwartym i zawsze gotowym tow. Karpieszuku Wojciechu już raz Mła z pokornym podziwem pisał (http://predatorxl.salon24.pl/39767,przygody-kapusia). Z przyjemnością Mła informuje, że ulubieniec Mła od tamtego czasu nic a nic się nie zmienił, nadal jest awangardą na froncie walki ideologicznej. Zdanie „Towarzysz Michał Susłow już niestety nie żyje” okazuje się więc nadmiernie pesymistyczne i niepotrzebnie przygnębiające – na co nam Susłow, skoro mamy Karpieszuka!
Tym razem przedmiotem lustracji agorowego psa gończego padła knajpka o nazwie „Zakątek” (Warszawa, ul. Chmielna 5 - co, brzmi to jak reklama? Skądże znowu, w donosach do gestapo delatorzy także podawali dokładne namiary). A konkretnie znana wlepka pt. „Zakaz pedałowania”. I od razu pochwała dla tow. Karpieszuka – prawdziwy z niego Sokole Oko, nie każdy na pierwszym i drugim spojrzeniem jest w stanie zlokalizować corpus delicti, proszę spróbować samemu:

Tow. Karpieszuk skromnie zaznacza, że to nic trudnego (Znak nie jest duży, ale i tak rzuca się w oczy. Metalowy, wyraźnie widać go na lustrze, które znajduje się na wprost drzwi),niemniej bądźmy sprawiedliwi i oddajmy mu honor – to naprawdę światowa klasa, nie każdy szpicel jest tak spostrzegawczy. Taki Mła, na przykład, gapił się w zdjęcie przez kilkanaście sekund, zanim dostrzegł to, co szturmowcy postępu widzą przez ściany.
Następnie mamy sceny żywcem wyjęte z filmów o Bondzie. Tow. Karpieszuk umiejętnie miesza się z tłumem i pod przykrywką zwykłego klienta wdziera się nieustraszenie na wraży teren:
Poszedłem do lokalu jako klient. [... ] Nie powiedziałem, że jestem dziennikarzem. Zamawiając herbatę, zapytałem barmana o ten znak.
Podstęp się udał, ideologicznie wzorowa kopia agenta 007 jest świetnie przeszkolona do wykonywania zadań specjalnych. Durny barman dał się nabrać i wsypa gotowa:
…jak komuś [znak] przeszkadza, to w Warszawie jest dużo innych klubów.
Nie z tow. Karpieszukiem te numery! Ta pseudowolnościowa mowa-trawa to wstęp do fizycznej eksterminacji, do nowego holokaustu narodu homoseksualnego! Potwierdzenie agresywnych zamiarów pada chwilę później:
- Czy to znaczy, że geje i lesbijki nie mogą tu przychodzić?
- Niech sobie przychodzą, jeżeli nie będą łamać zasad.
Jak wiadomo z klasyków, przyjaciel to chwilowo nie zdemaskowany wróg. W identycznym duchu dialektyki marksistowskiej należy rozpoznać powyższą deklarację: „wolno przychodzić” oznacza „nie wolno przychodzić, a przychodzących zamordujemy”. To pewne jak to, że pojęcie „tolerancja” znaczy „akceptacja”.
Nie było na co czekać. Kapuś wyciąga swój szpiegowski smartfon i ryzykując życie dokumentuje miejsce zbrodni. Ma szczęście, barman zajmuje się za szynkwasem dynią, gdyby nie to, z pewnością doszłoby do rozlewu krwi.
Lecz to jeszcze nie koniec niebezpiecznej misji:
Powiedziałem barmanowi, że mnie ten znak przeszkadza.
Jak należało się spodziewać, ów akt nadludzkiej odwagi spotkał się z nienawistną reakcją, wróg ujawnił swą prawdziwą, antyhumanitarną, homofoniczną mordę:
[Barman] Zwrócił mi za herbatę.
Tow. Karpieszuk, z materiałem dowodowym pod pachą, ruszył w miasto. Swój donos dumnie zaprezentował dr Adamowi Bodnarowi z Helsińskiej Fundacji Praw Człowieka, Karolinie Malczyk, pełnomocniczce Hanny Gronkiewicz-Waltz ds. równego traktowania i Mirosławie Makuchowskiej, wiceprezesce Kampanii przeciw Homofobii. Z przykrością należy zauważyć, że tylko ta ostatnia zrozumiała powagę sytuacji i się przeraziła. Ze strachu dostała ataku torsji albo napadu nowomowy, trudno jednoznacznie ocenić, ponieważ efekt jest identyczny:
- To sytuacja schizofreniczna. Nie wolno wzywać do nienawiści religijnych wobec Żydów, Romów, osób czarnoskórych, ale wobec gejów i lesbijek już tak. I tłumaczy się to w dodatku wolnością słowa. To przecież wulgarny znak, a jego przekaz jest jasny: osoby homoseksualne nie są tu pożądane. To element wykluczenia, a ludzi wyklucza się z nienawiści. Przeraża mnie to, że właściciel tego pubu nie wstydzi się symbolu, nie obawia się żadnych konsekwencji.
Czy można się z zzieleniałą z bojaźni damą nie zgodzić? Oczywiście, że nie, wszyscy wiemy, że posiadanie własnego zdania, własnych poglądów, winno być warunkowane nie przez, tfu, wolność słowa, lecz zakazy i nakazy obwarowane groźbami wieloletniego więzienia oraz eliminacją z życia w społeczeństwie. Nie podobać się to może Rydzyk czy inny Kaczyński, lecz nie wesołek jadący na rowerze wraz z innym wesołkiem. Wykluczanie Rydzyków, Kaczyńskich czy członków Narodowego Odrodzenia Polski wykluczaniem już nie jest, osoby te nie są pożądane na salonach, bo… eee… tego… Mła nie jest tak biegły w dialektyce jak towarzysze Karpieszuk i Makuchowska, uzasadnienia nie potrafi wykombinować, choć z pewnością jakieś uzasadnienie dla wykluczania ludzi nie będących Żydami, Cyganami, Murzynami, homoseksualistami i kobietami z pewnością istnieje. Trzeba zażyć jedynie środek na przeczyszczenie i odpowiedź szybko sobie w miednicy znajdziemy.
No, donosy rozdystrybuowane. Czas na akcję bezpośrednią:
Wróciłem do Zakątka. Powiedziałem, że jestem dziennikarzem "Gazety" i zamierzam opisać sprawę. - Nie chce pan zdjąć znaku, który upokarza osoby homoseksualne? - zapytałem.
Barman, ten sam, z którym rozmawiałem dzień wcześniej: - Osoby homoseksualne mogą sobie iść gdzie indziej. Nikt ich tu nie zapraszał.
Fuj, co za zaprzysięgły homofob i w ogóle antyczłowiek! Tow. Karpieszuk stawia tutaj ostatnią kropkę, dramatycznie zawieszając relację z pola walki. Szkoda, bo przecież powinien zawstydzić barmana i opisać ze szczegółami, jak to nocuje we własnym łóżku cuchnących kloszardów, osobiście walcząc z wykluczaniem cuchnących kloszardów przez krzywdzące stereotypy. Swoją drogą nie może się Mła doczekać (bo że do tego dojdzie, to pewne jak to, że tow. Karpieszuk jeszcze nie raz i nie dwa nakapuje), kiedy gazeta macierzysta „dziennikarza Karpieszuka” zbeszta Kościół Katolicki za zwalczanie w swoich szeregach pedofilii, za kilkanaście-kilkadziesiąt lat nowej, wyzwolonej z dyskryminacji orientacji seksualnej…
Inne tematy w dziale Polityka