Państwo sezonowe o nazwie Ukraina przegrało nieudolnie prowadzoną wojnę z pospolitym ruszeniem Donbasu. Perspektywy istnienia tego ułomnego tworu są wątpliwe. Ukraina nie jest zdolna wojskowo zapewnić integralności swojego terytorium, ponieważ jest po prostu zbyt duża. W tej sytuacji sztuczne utrzymywanie przy życiu kolosa na glinianych nogach obietnicami pomocy i współpracy jest bezcelowe, ponieważ takimi metodami nie usunie się wrodzonych słabości tego schorowanego organizmu. Angażowanie się przez Polskę w obronę ukraińskiego Saisonstaat jest więc błędem: prowokuje niepotrzebnie Kreml i naraża nas na pozostanie na lodzie – Zachód do perfekcji opanował sztuczkę, polegającą na opuszczaniu sojuszników w imię własnych interesów.
Czas więc zatroszczyć się o własne interesy, tak jak to robi – nie prosząc Berlina i Paryża o łaskawe pozwolenie – premier Madziarów. Putin może jest dobry, może jest zły, nieistotne – ważne jest, by odpowiednio zadbać o dobro Węgier. Polska, w obliczu faktycznego rozpadu NATO, winna podążać taką, samodzielna drogą i przyjąć – o ile rzeczywiście padła lub padnie – rosyjską propozycję podziału Ukrainy. Województwa lwowskie, stanisławowskie i tarnopolskie powinny wrócić do macierzy, Rosja weźmie sobie te tereny, na których powstańcy są w stanie wyzwolić się spod okupacji Kijowa, na powstałej resztówce niech powstanie państwo buforowe, w którym Ukraińcy będą sami ze sobą dochodzić do ładu (społeczeństwo jest wszak głęboko ze sobą skłócone i wbrew propagandzie rządowej nie pali się do zaciągania w szeregi, by walczyć na wschodzie).
Wszystko to powyżej może jest brutalne, niemniej rzeczywistość też jest brutalna i przed nią nikt nie ucieknie. Warto więc zawczasu mieć w zanadrzu plan działania dopasowany do owych brutalnych realiów.
Inne tematy w dziale Polityka