"Projekt nowego zapisu ustawy głosi, że kto publicznie i wbrew faktom kwestionuje zniszczenie Tu-154M w Smoleńsku drogą zamachu, podlega karze grzywny lub karze pozbawienia wolności do lat 3. Taka sam kara ma grozić za "rażące pomniejszanie odpowiedzialności rzeczywistych sprawców tych zbrodni".
Według projektu, jeśli sprawca takich czynów działa nieumyślnie, podlega karze grzywny lub karze ograniczenia wolności. Nie będzie przestępstwem popełnienie tych czynów "w ramach działalności artystycznej lub naukowej". Nowy przepis ma się stosować do obywatela polskiego oraz cudzoziemca - "niezależnie od przepisów obowiązujących w miejscu popełnienia czynu".
W uzasadnieniu projektu na stronie Rządowego Centrum Legislacji podkreślano, że karalność takich stwierdzeń jest obecna w dorobku prawnym Unii Europejskiej - decyzji ramowej z 2008 r. ws. zwalczania pewnych form i przejawów rasizmu i ksenofobii za pomocą środków prawnokarnych. Dodano, że zgodnie z przepisami UE ws. jurysdykcji i uznawania orzeczeń sądowych osoba, która mieszka w państwie członkowskim, może być pozwana w innym państwie członkowskim w sprawach dotyczących roszczeń cywilnoprawnych m.in. o odszkodowanie, które wynikają z czynu zagrożonego karą - przed sąd, do którego wniesiono akt oskarżenia. Dodano, że także instrumenty prawa karnego UE "gwarantują szerokie możliwości transgranicznego egzekwowania grzywien orzeczonych wobec obywateli innych państw członkowskich UE".
Według uzasadnienia nowy przepis jest zgodny z konstytucją, a orzecznictwo Trybunału Konstytucyjnego potwierdza, że wolność wyrażania poglądów nie ma charakteru absolutnego i może podlegać ograniczeniom. Dodano, że rażące fałszowanie prawdy historycznej o sprawcach najpoważniejszych zbrodni "stanowi atak na moralność publiczną oraz naruszenie czci i godności ofiar tych zbrodni"."
Powyższe, nieco zmodyfikowane uzasadnienie, odnosi się do innej erupcji inteligencji, lecz pasuje doskonale i do Smoleńska, nieprawdaż?
W dawnych czasach było niewolnictwo, feudalizm, gnębienie kobiet i religijny fanatyzm. Wolnomyślicieli palono na stosach.
Obecnie mamy demokrację, prawa człowieka, konstytucje gwarantujące wolności obywateli i brak cenzury.
Jak to jest, że nic się od czasów stosów nie zmieniło (a jeśli już - to na gorsze)? Nadal człowiek (teoretycznie wolny jak taczanka na stepie) nie może otworzyć ust, by publicznie ogłosić swoje osobiste przemyślenia. Co chwila ktoś mu czymś grozi za wypowiedzenie się na kolejne tematy - spis zakazów, wraz z pogłębianiem się demokracji i praw człowieka, nieustannie rośnie. Nie można wypowiadac się na temat pewnych epizodów w historii, na temat dewiacji seksualnych, religii, urzędników czy ludzi o pewnych nieusuwalnych cechach. Różne komisje europejskie i ich psy gończe projektuja kolejne ograniczenia, przez co niedługo tak zwani wolni ludzie, obywatele państw prawa, będą musieli rozmawiać ze sobą szyfrem.
A, wiecie, że to już było? Na razie tylko w wyobraźni pisarza SF, Janusza Zajdla. W 1984 roku opublikował on powieść pt. Paradyzja, w której przedstawił społeczeństwo poddane wszechobecnej inwigilacji, zmuszonej porozumieć się ze sobą koalangiem, czyli zakodowanym językiem maskującym prawdziwe treści. Nasz świat upodabnia się do owej Paradyzji, globalnego obozu koncentracyjnego.
Uff, palec się Mła na klawiaturze na szczęście nie omsknął. Niewiele przecież brakuje do polskiego obozu koncetracyjnego.***
***Zdanie napisane koalangiem.
Inne tematy w dziale Polityka