Z okazji rocznicy wybuchu awantury warszawskiej apologeci czynów nonsensownych wpadli w tradycyjny stupor. Jak co roku nadymają się hurrapatriotyczną propagandą, mającą tyle wspólnego z faktami co towarzysz Stalin z dobrocią. Jednym z typowych chwytów jubileuszowych funkcjonariuszy jest wypowiadana z pełnym przekonaniem poniższa pseudo prawda :
„Powstanie musiałoby wybuchnąć! Nie zdzierżylibyśmy stania z bronią u nogi! Ciśnienie było tak wielkie, że ble ble ble”
Doskonale. Spróbujmy zrekonstruować wydarzenia.
Lipiec 1944. Warszawa. Konspiracyjna melina. Obecny pluton kaprala podchorążego „Siłacza” w pełnym, dwunastoosobowym składzie.
„Siłacz” – No żesz w mordę, powstanie musi wybuchnąć, bo już mam dość bezczynności! Czas odpłacić Szkopom za ich pięcioletnie zbrodnie!
Chór zgodnych pomruków. Żołnierze kiwają głowami i poklepują się po plecach.
„Siłacz” – Cała Warszawa tylko czeka, by rzucić się do gardeł Niemaszkom. Damy im bobu!
Szeregowy „Kozak” – Nie wiem, na co czekamy. Ciśnienie rozsadza mi czaszkę. Powstanie musi wybuchnąć, najlepiej za pięć minut, bo nie zdzierżę.
- Tak, tak, jasne, oczywiście – ponownie zgodne potwierdzenia.
Szeregowy „Jeszcze większy kozak” – Front się zbliża, za chwilę będzie za późno. Sowiety tu wkroczą, a my se nawet nie postrzelamy!
- Właśnie, właśnie, to skandal.
- Koledzy, przepraszam, mam pytanie…
„Siłacz” z niezadowoleniem popatrzył pod nogi. Mały strzelec „Głupi Jasio” chciał zabrać głos.
- Czego chcesz?
- No, zapytać się, bo ja sam nie wiem… Powstanie wybuchnie, jak padnie rozkaz przełożonych, nie?
- No, raczej tak. Właśnie nie możemy się doczekać na ten rozkaz.
- A jak rozkaz nie przyjdzie? To co wtedy z musem wybuchu powstania?
- Sami zaczniemy, ot co! Będziemy improwizować!
- No tak, ale mu tu wszyscy jesteśmy ochotnikami i dobrowolnie zgłaszając akces do AK składaliśmy przysięgę:
W obliczu Boga Wszechmogącego i Najświętszej Marii Panny Królowej Korony Polskiej, kładę swe ręce na ten święty Krzyż, znak męki i Zbawienia. Przysięgam być wiernym Ojczyźnie mej, Rzeczpospolitej Polskiej, stać nieugięcie na straży Jej honoru i o wyzwolenie Jej z niewoli walczyć ze wszystkich sił, aż do ofiary mego życia.
Prezydentowi Rzeczypospolitej i rozkazom Naczelnego Wodza oraz wyznaczonemu przezeń dowódcy Armii Krajowej będę bezwzględnie posłuszny, a tajemnicy dochowam niezłomnie cokolwiek by mnie spotkać miało.
…i chyba mamy obowiązek bezwzględnego posłuszeństwa, co nie?
„Siłacz” podrapał się po głowie.
- No… no tak, mamy taki obowiązek. Nie jesteśmy cywilbandą, lecz zaprzysiężonymi żołnierzami!
- Czyli powstanie nie wybuchnie, dopóki nie padnie rozkaz?
- To oczywiste. Ty naprawdę jesteś głupi, Jasiu.
Inne tematy w dziale Polityka