Kwestia lgbtqwerty to najważniejsze wyzwanie stojące przed ludzkością. Nie ma ważniejszych spraw od kłopotów tożsamościowych w sferze seksualnej promila ludzkości. Pilną kwestią polityczną jest uregulowanie, najlepiej konstytucyjnie, praw i przywilejów dla niewielkiej grupy ludzi, którzy odróżniają się od innych wyłacznie uprawianą formą seksu.
Postulat to rewolucyjny, do tej pory kwestie intymne nie uchodziły za polityczne. Co kto z kim w jaki sposób i gdzie robi ciekawiło co najwyżej podglądaczy. Podglądanym, jak widać, to nie przeszkadzało, przeciwnie, chcieliby, by ich podglądał - a w zasadzie oglądał na oświetlonej scenie - cały świat. Obowiązkowo. Obowiązkowo z podziwem.
Gdyby się jednak głębiej zastanowić, to ta rewolucja jakaś taka skromna, nieśmiała. Tabu okołoseksowe, w dobie internetów, to przeszłość. Oferta kulturalna w zakresie porno jest szeroka jak stąd po Ural. Czyli lgbtqwerty to przebrzmiała propozycja, już za mało nowoczesna.
Eksploatować można natomiast na razie chyba niszową kwestię – wypróżnianie. Najlepiej wypróżnianie środowisk lgbtqwerty, aby mocno połączyć ekshibicjonizm z rewolucyjnością, nie dając drobnomieszczańskim kołtunom spokoju. „Nie ma wolności bez wydalania”, „Wydalanie nie jest grzechem”, „Równość stawiania klocków”, „Kupa ponad wszystko, kupą mości lgbtqwerty”. Symbolem nowego ruchu byłaby obsrana tęcza, a wśród postulatów żądanie adoptowania kup i możliwości zawierania związków partnerskich z wszystkimi możliwymi ludzkimi wydzielinami, co można by głosić podczas Marszów Gówności oraz w czasie Miesiąca Dumy z Zawartości Kloaki.
Postęp jest bezlitosny, im szybciej obalimy kolejne tabu, tym lepiej. Trzeba życia używać, bo jest krótkie – obowiązkowa dobrowolna eutanazja staruchów po 65 roku życia nieubłaganie nadchodzi.
Inne tematy w dziale Polityka