Dwudziesta rocznica rozpoczęcia obrad Okrągłego Stołu po raz kolejny umieściła to wydarzenie w centrum publicznej dyskusji. Rozpoczęła prasa, która od kilku dni na różne sposoby stara się dokonać próby w miarę zrównoważonej oceny tego wydarzenia (przykładem jest ostatni numer „Europy”).
W zupełnie inny sposób stawiają sprawę autorzy filmów dokumentalnych „System 09”. Już z artykułu zapowiadającego ten cykl można było wnioskować, że będzie ostro. I rzeczywiście było – pierwszy odcinek pt. „Bez święta” wyemitowany wczoraj w TVP 2 spełnił wszystkie kryteria koniecznie, by nie pozostawić widzów obojętnymi. Zmontowany w dynamiczny, nowoczesny sposób, wyraźnie grający na emocjach, opowiadany przez narratora sięgającego do niezastąpionych wzorców a’la Wołoszański, niestarający się nawet silić na próbę pokazania wielu sposobów oceny, wydawał jednoznaczny wyrok: Okrągły Stół to ukradzione przez elity zwycięstwo narodu. Z grubsza znana już w wielu kręgach opowieść przebiegała tak: „Sierpień 80 r.” to wielkie zwycięstwo narodu, który stał się w tamtym okresie „mistycznym ciałem wolności” (sposób powstania tego określenia pokazuje, że osoby o różnych poglądach powinny ze sobą dyskutować, bo takie spotkanie może być twórcze). Stan wojenny złamał jednak kręgosłup Solidarności, a największą szkodą wyrządzoną Polsce była emigracja blisko 3 milionów najaktywniejszych osób, które stanowiły koło zamachowe tego ruchu.
A zatem lata 80. to czas beznadziei, Okrągły Stół jest zaś próbą wyjścia z niej. „Rewolucja jednak to zbyt poważna sprawa, by zostawić ją zwykłym ludziom”, dlatego wszystko przebiega według zaplanowanego scenariusza (inspiracja idzie od kręgów KGB skupionych wokół Gorbaczowa, których plan realizuje następnie MSW). Potwierdza to przykład Węgier, gdzie pomimo braku opozycji, rozegrał się ten sam scenariusz. Jednocześnie wciągnięte w orbitę władzy elity Solidarności coraz bardziej odrywają się od reszty społeczeństwa. W efekcie największymi beneficjentami zmiany są właśnie komuniści (światowcy, po stypendium Fulbrighta, pragmatycy„stojący najbliżej okna”, a zatem najłatwiej radzący sobie w nowej, kapitalistycznej rzeczywistości), którzy szybko uwłaszczają się na majątku państwa (najpierw mieszkania, potem zakłady pracy). Do nich dołączają elity Solidarnościowe, które nieco gorzej, ale jednak radzą sobie w nowej rzeczywistości, jednocześnie coraz częściej przejawiając syndrom lęku przed społeczeństwem. Najgorzej wychodzi na tym kilka milionów „osieroconych” solidarnościowych działaczy lokalnych, którzy stanowili o sile ruchu. Dlatego właśnie niska frekwencja wyborcza, brak poczucia podmiotowości społeczeństwa, ucieczka w prywatność, brak dobra wspólnego, wielka niesprawiedliwość społeczna, brak (silnego) państwa, prawdziwej demokracji, wspólnych wartości, Lepper, zapatrzenie w Brukselę... Miało być ostro i jednoznacznie – trudno nie przyznać, że było.
Nie umiem jednak równie jednoznacznie wydać sądu na temat samego filmu. Do jego zalet zaliczam: nowoczesny sposób realizacji; odwagę stawiania ważnych pytań, nie tylko na temat historii, ale także współczesności; otwarcie na interpretacje, która nie miała do niedawna szansy zaistnieć w szerokiej świadomości społecznej; pokazanie, że pokolenie 20-30 latków wbrew obiegowej opinii jest zainteresowane przeszłością, a zarazem (bez względu na poglądy polityczne) raczej negatywnie odnosi się do Okrągłego Stołu; wreszcie, że jest w nas złość, że tak to się potoczyło, a zarazem pragnienie, by wrócić do dawnych ideałów Solidarności, choć pewnie mielibyśmy trudność w precyzyjnym ich nazwaniu.
Z drugiej strony muszę wyrazić zasadnicze zastrzeżenie. Jego ostatni motyw to stwierdzenie, że każde społeczeństwo powinno mieć wspólne święto, które jest świadectwem jego podmiotowości oraz wyznawanych przez obywateli wspólnych wartości. Z narracji filmu wynika, że takim świętem powinien być 31 VIII, ale w żadnym wypadku 4 VI, który to dzień jest świadectwem hańby narodowej. Problem polega jednak na tym, że nie da się utrzymać czarnej legendy Okrągłego Stołu nie niszcząc złotej legendy „pierwszej Solidarności”.
Uogólniając należy stwierdzić, że przecież ci sami liderzy, którzy zasiedli przy Okrągłym Stole, byli liderami w Stoczni Gdańskiej, czy Hali Oliwii. Zatem albo uznamy Kuronia, Geremka, Mazowieckiego i Wałęsę (i wielu innych) za zdrajców (którzy mieli pozytywny epizod), albo za bohaterów (którzy się zagubili). Sprowadzając to do konkretów, albo uznamy Jacka Kuronia za osobę godną patrona hipotetycznej szkoły (a zatem jego biografię, jako godną polecenia do naśladowania przez uczniów), albo nie. Nie możemy jednak uczynić patronem szkoły Kuronia jedynie w latach 1970 (zerwanie z rewizjonizmem) – 1988 (pierwsze rokowania w sprawie Okrągłego Stołu). Ten sam mechanizm dostrzeżemy, gdy przejdziemy od oceny liderów na poziom oceny efektów pierwszej Solidarności. Jeśli do nich zaliczymy stan wojenny, emigracje 3 milionów najaktywniejszych obywateli, zdradę Okrągłego Stołu oraz zdegradowany system III RP, to należy uznać, że Solidarność była wyłącznie idealistycznym zrywem, który przyniósł same szkody. Nie powinna być zatem świętowana. Jeśli jednak uznamy, że pomimo wieloznaczności Okrągłego Stołu przyniósł on wiele pozytywnych efektów, a niedoskonały kształt III RP nie zmienia faktu, że Polska jest dziś „fantastycznym krajem”, jak określił to Bartek Kachniarz w omawianym filmie, to uznamy długofalowy sukces Solidarności. Droga do odnowienia mitu „pierwszej Solidarności” wiedzie przez Okrągły Stół.
Wydawca Pressji
Strona Pressji
www.pressje.org.pl
Poglądy wypowiadane przez autorów nie stanowią oficjalnego stanowiska Pressji, stanowisko Pressji nie jest oficjalnym stanowiskiem Klubu Jagiellońskiego, a stanowisko Klubu Jagiellońskiego nie jest oficjalnym stanowiskiem Uniwersytetu Jagiellońskiego. Stanowisko Uniwersytetu Jagiellońskiego nie jest oficjalnym stanowiskiem autorów.
Nowości od blogera
Inne tematy w dziale Kultura