Prószyński i S-ka Prószyński i S-ka
225
BLOG

Wojciech Jaruzelski - 25 lat od objęcia urzędu prezydenta

Prószyński i S-ka Prószyński i S-ka Historia Obserwuj temat Obserwuj notkę 4

 

19 lipca 2014 r. mija dokładnie 25 lat od wyboru Wojciecha Jaruzelskiego na pierwszego prezydenta w historii Polskiej Rzeczpospolitej Ludowej i III Rzeczpospolitej. Temat prezydentury Jaruzelskiego omawia Jan Osiecki w jednym z rozdziałów książki „Generał. Wojciech Jaruzelski w rozmowie z Janem Osieckim”.

 

18 lipca, 1989 r. - w przeddzień posiedzenia połączonych izb parlamentu -  Jaruzelski oświadczył, że choć decyzja nie jest dla niego łatwa,  postanowił jednak  po wszechstronnym rozważeniu wszystkich faktów i okoliczności oraz - kierując się wyłącznie poczuciem obowiązku – przyjąć propozycję wszystkich ugrupowań koalicyjnych i wyrazić zgodę na kandydowanie na urząd Prezydenta Polskiej Rzeczypospolitej Ludowej. Nazajutrz, 19 lipca o 15:10, w wyborach prezydenckich wzięło udział 544 posłów i senatorów. Z tej grupy 537 osób oddało głosy ważne. To oznaczało, że aby objąć urząd prezydenta, Wojciech Jaruzelski musiałby otrzymać poparcie od minimum 269 parlamentarzystów. Dostał zaledwie jeden głos więcej – za było 270, przeciw 233, a 34 wstrzymało się od głosu. Przeciwko Jaruzelskiemu głosowało aż 11  posłów koalicji rządowej. Od głosu wstrzymało się 16. Chwilę po ogłoszeniu wyników generał został zaprzysiężony, stając się drugim prezydentem w historii PRL-u.

Jak widać, los prezydentury generała ważył się do ostatniej chwili. Ostatecznie Sejm kontraktowy wybrał go zaledwie jednym głosem powyżej minimum. Gdyby nie wsparcie udzielone przez George’a Busha seniora, który wówczas odwiedził Polskę, historia nie tylko naszego kraju mogłaby potoczyć się inaczej.

Temat prezydentury Jaruzelskiego oraz towarzyszącym jej wydarzeniom szczegółowo omawia Jan Osiecki w rozdziale pt. Agonia PRL-u w wydanej nakładem Prószyński i S-ka 3 lipca książce Generał. Wojciech Jaruzelski w rozmowie z Janem Osieckim. Pozycja ta jest próbą po pierwsze zrozumienia niełatwego życiorysu Jaruzelskiego, a po drugie odpowiedzi na pytanie, jak to się stało, że chłopak z ziemiańskiej rodziny, naznaczony traumą zesłania, zdecydował się przyjąć liturgię komunizmu za swoją i czynnie wdrażać ją w Polsce. Osiecki analizuje, jak doszło – i czy doszło w ogóle – do przemiany, w efekcie której po latach Wojciech Jaruzelski został pierwszym prezydentem wolnej ojczyzny.

Wydawcą książki „Generał. Wojciech Jaruzelski w rozmowie z Janem Osieckim” jest Prószyński i S-ka.

FRAGMENT KSIĄŻKI "GENERAŁ. WOJCIECH JARUZELSKI W ROZMOWIE Z JANEM OSIECKIM"

Los prezydentury generała ważył się do ostatniej chwili; ostatecznie Sejm kontraktowy wybrał go zaledwie jednym głosem powyżej minimum. Gdyby nie wsparcie udzielone przez George’a Busha seniora, który wówczas odwiedził Polskę, historia nie tylko naszego kraju mogłaby potoczyć się inaczej.

Wybory 4 czerwca okazały się zimnym prysznicem dla władzy – „Solidarność” w pierwszej turze obsadziła 92 ze stu mandatów w Senacie i 160 ze 161 zagwarantowanych miejsc w izbie niższej. W PZPR nastroje były minorowe – przepadła cała tak zwana lista krajowa, na której strona rządowa wystawiła swoich najbardziej znanych i prominentnych działaczy. Dlatego już w dniu ogłoszenia wyników przez Państwową Komisję Wyborczą (8 czerwca 1989 roku) rozpoczęły się rozmowy komisji porozumiewawczej (rządzących reprezentował Kiszczak, opozycję Wałęsa) na temat wyborów uzupełniających.

„Strona solidarnościowo-opozycyjna potwierdziła wolę dotrzymania zawartych porozumień i realizacji ustaleń Okrągłego Stołu z poszanowaniem obowiązującego prawa. Strona koalicyjno-rządowa poinformowała o zamiarze zwrócenia się do Rady Państwa o stworzenie możliwości prawnych dla przeprowadzenia wyborów na wakujące 33 mandaty poselskie w drugiej turze, w dniu 18 czerwca br.”[1], donosiła „Gazeta Wyborcza”.

Cztery dni później (12 czerwca) Rada Państwa wydała dekret zmieniający ordynację wyborczą do Sejmu X kadencji. Znikła lista krajowa, nieobsadzone mandaty przyporządkowano do poszczególnych okręgów wyborczych. „O każdy z tych mandatów w dniu 18 czerwca br. ubiegać się będzie dwóch nowych kandydatów, zgłoszonych przez organy naczelne władz organizacji, które zgłaszały listę krajową”[2], relacjonowali reporterzy „GW”.

Wybory uzupełniające wzbudziły znacznie mniejsze zainteresowanie społeczeństwa, więc 18 czerwca lokale wyborcze świeciły pustkami. Dla opozycji druga tura była po prostu nieistotna. Udało się obsadzić w Senacie jeszcze 7 na 8 miejsc (jeden mandat zdobył kandydat niezależny Henryk Stokłosa) i ostatnie wolne miejsce w Sejmie.

W nowym parlamencie rozkład głosów przedstawiał się następująco: koalicja rządowa – 299 mandatów (w tym PZPR 173, ZSL 76, SD 27 – z czego blisko 1/3 uważała się za zwolenników „S”, Stowarzyszenie PAX 10, Unia Chrześcijańsko-Społeczna 8, Polski Związek Katolicko-Społeczny 5), „Solidarność” – 161 posłów. Taki podział mandatów oznaczał, że koalicja rządowa miała w izbie niższej tak zwaną większość bezwzględną (powyżej 50 procent), pozwalającą na samodzielne tworzenie prawa, lecz nie posiadała większości kwalifikowanej (2/3 głosów), niezbędnej na przykład przy zmianie konstytucji. A do tego izbę wyższą kontrolowała opozycja.

***

Dość szybko rozpoczęły się przymiarki do utworzenia nowego rządu. Władza liczyła, że uda się wpasować „Solidarność” w obecny układ, i zapewne dlatego 20 czerwca rzecznik wciąż urzędującej starej Rady Ministrów, profesor Janusz Reykowski, oświadczył w telewizyjnym wystąpieniu, że generał „Jaruzelski proponuje wielką koalicję”. Ale zaznaczył, że „jej konkretny kształt zależy od przyjęcia tej propozycji”[3]. Nie przedstawił żadnych szczegółów, zapowiedział jedynie, że wywodzący się z opozycji szefowie resortów mieliby prawo do własnej polityki personalnej.

Dwudziestego szóstego czerwca na stronie tytułowej „Gazety Wyborczej” pojawiło się pytanie: Jak głosować na prezydenta?

„Jedyną oficjalną wypowiedzią na temat wyborów wyboru prezydenta jest jak dotychczas deklaracja profesora J. Reykowskiego w telewizji. Wielu posłów i senatorów określiło swoje stanowisko w tej sprawie w czasie kampanii wyborczej i będą głosować zgodnie ze swoim sumieniem, wcześniejszymi deklaracjami. Ta sprawa nigdy nie była elementem programu wyborczego opozycji i posłowie podejmą decyzje indywidualne”[4].

Posłowie „Solidarności” zrzeszeni w Obywatelskim Klubie Parlamentarnym byli w kwestii wyborów prezydenckich podzieleni. „Zarysowały się trzy stanowiska: głosujemy przeciwko Jaruzelskiemu, zgodnie z wolą wyborców, ale nie manifestujemy przeciwko tej kandydaturze i nie wystawiamy własnego kandydata (L. Wałęsa, B. Geremek, J. Onyszkiewicz), wystawiamy kontrkandydaturę (m.in. R. Gawlik, J. Hennelowa, T. Zaskórski), opuszczamy w czasie głosowania salę (Z. Romaszewski).

Na propozycję wysunięcia własnego kandydata zareagował Wałęsa, mówiąc: za dużo osiągnęliśmy politycznie, a za mało gospodarczo, »nikt by nam nie wybaczył brawury, głosujemy przeciw, a jeżeli koalicja przeprowadzi swojego kandydata to demokratycznie wygra«. Prowadzący obrady zarządził »orientacyjne głosowanie«. Koncepcję Wałęsy poparła znaczna część obecnych, za wystawieniem własnego kandydata było kilkanaście osób, a za opuszczeniem sali nie głosował nikt, nawet wnioskodawca”[5], relacjonował Krzysztof Leski.

***

W rezultacie tych sporów ówczesny przewodniczący Rady Państwa i pierwszy sekretarz KC PZPR, naturalny kandydat władz, oświadczył podczas XIII plenum (30 czerwca), że nie zamierza ubiegać się o ten urząd. Uważał, że zbyt wielu Polakom kojarzy się wyłącznie ze stanem wojennym.

– Mam świadomość, czym dzisiaj naprawdę żyje nasz naród, jakie są jego troski – zwłaszcza w ostatnich miesiącach – jak wygląda codzienne życie polskich rodzin – mówił Jaruzelski. – Błędem byłoby uważać, że wokół fotela prezydenckiego koncentrują się główne zainteresowania społeczeństwa. Życie narodu ulega głębokim przemianom. Tak już bywa, że mało kto zachowuje w pamięci początek tych przemian, ale niemal każdy zadaje pytanie, co z nich dzisiaj wynika. Zmęczone społeczeństwo ma pełne prawo zapytać, kiedy wreszcie zaświeci nad Polską promień słońca. Nie uchylam się – ponieważ nigdy tego nie czynię – od odpowiedzialności. Nie mam innego świadectwa, poza najlepszą wolą i ciężką, bardzo ciężką pracą. Muszę jednak brać pod uwagę realia społeczne – zwrócił się rozgoryczony do partyjnych kolegów. – Wiem dobrze, że opinia publiczna kojarzy mnie (…) dużo rzadziej z linią reform, w tymi i tak znamiennymi decyzjami X Plenum KC. Wydaje mi się w tym miejscu niecelowe przypominanie i wyjaśnianie, że w ciągu tych trudnych lat byłem i pozostaję głęboko przekonany zarówno o obowiązku obrony stabilności państwa, jak i o potrzebie głębokich reform, i daleko posuniętej demokratyzacji. Obecni tu towarzysze dobrze wiedzą, jak często i jak stanowczo wypowiadałem się, a przede wszystkim działałem, na rzecz nowego ładu polityczno-społecznego w Polsce, jak wierność pryncypiom starałem się łączyć z otwartością i śmiałością w konkretnych poszukiwaniach i rozwiązaniach. Nie jest to argument wystarczający, aby pozyskać rzeczywiste społeczne zrozumienie i poparcie. A jest ono, zwłaszcza w obecnej sytuacji, niezbędne. Dlatego zarówno poczucie obywatelskiej, państwowej odpowiedzialności, jak i żołnierskiej, i po prostu ludzkiej godności nie pozwala mi na korzystanie z politycznych protez i okrężnych dróg. Zawsze było mi obce dążenie do zaszczytów. Chcę zostać sobą. Dlatego też pragnę poinformować towarzyszy, że po głębokiej rozwadze nie zamierzam kandydować (…)[6] – zakończył, prosząc jednocześnie o rekomendację Komitetu Centralnego dla „żołnierza, polityka-patrioty, od wielu lat bliskiego mi człowieka, towarzysza Czesława Kiszczaka”. Przekonywał zebranych, że „generał Kiszczak potrafi sprostać zaszczytnym, lecz jakże odpowiedzialnym obowiązkom urzędu p[rezydenta] Polskiej Rzeczypospolitej Ludowej”.

Odpowiedź kolegów z klubu poselskiego PZPR była natychmiastowa.

„Po zapoznaniu się z oświadczeniem Wojciecha Jaruzelskiego i szerokiej dyskusji Klub Poselski PZPR podtrzymuje poparcie i zwraca się do Wojciecha Jaruzelskiego o ponowne rozważenie jego decyzji o kandydowaniu na urząd prezydenta”[7].

Okazało się jednak, że partia nie może liczyć na koalicjantów. Ludowcy, zdenerwowani podwyżkami cen środków produkcji rolnej (między innymi traktorów) przed rozpoczęciem prac polowych, zagrozili odejściem. A to oznaczałoby, że koalicja rządząca znalazłaby się na skraju utraty sejmowej większości.

Wybór na prezydenta kogoś z opozycji mógł postawić pod znakiem zapytania realizację ustaleń okrągłego stołu. Sprawa obsady urzędu głowy państwa nie była nigdy przedmiotem negocjacji, ale podczas obrad wszyscy byli pewni, że przypadnie on koalicji. Nikt nie spodziewał się tak korzystnego dla „Solidarności” wyniku wyborów; zaistniała obawa, że rozmiary porażki sprawią, iż partia wycofa się z zawartych umów. Dlatego Adam Michnik, ówczesny poseł OKP i redaktor naczelny „Gazety Wyborczej”, 3 lipca na pierwszej stronie swojego dziennika opublikował tekst będący próbą rozwiązania problemu: Wasz prezydent, nasz premier.

„W najbliższym czasie przesądzony zostanie kształt układu politycznego w Polsce. Dotychczas największe emocje wzbudzała osoba kandydata do urzędu prezydenta. To źle, że w takiej sytuacji górę bierze pamięć i retoryka”, ostrzegał, przypominając o katastrofalnym stanie krajowej gospodarki.

***

Nowo wybrani posłowie zostali zaprzysiężeni 4 lipca. Na ten dzień zaplanowano również ustąpienie rządu Rakowskiego, jednak prowadzący obrady Sejmu marszałek Mikołaj Kozakiewicz (ZSL) zaproponował, aby tę sprawę odłożyć na czas po wyborach, bo tylko głowa państwa może wskazać nowego premiera. Wniosek przeszedł.

Tymczasem w PZPR trwały próby przekonania Jaruzelskiego do zmiany zdania; 5 lipca partyjny klub poselski 172 głosami (na 173) poparł kandydaturę generała, uznając ją za najlepszą z możliwych.

„Generał Jaruzelski być może wyrazi zgodę, jeśli zaistnieją korzystne warunki, a wybory będą przebiegały w atmosferze sprzyjającej umocnieniu urzędu prezydenta”[8], mówił podczas konferencji prasowej przewodniczący klubu profesor Marian Orzechowski.

Było niemal pewne, że elekcja odbędzie się dopiero po planowanej na 9–11 lipca wizycie George’a Busha w Polsce. Na razie obowiązek podjęcia amerykańskiego prezydenta spoczywał na przewodniczącym Rady Państwa.

***

Air Force One wylądował na Okęciu wieczorem 9 lipca, a następnego ranka o 9.30 w Belwederze, w Sali Pompejańskiej, rozpoczęła się trwająca blisko dwie i pół godziny rozmowa amerykańskiego prezydenta z Wojciechem Jaruzelskim. „Gazeta Wyborcza” donosiła[9], że spotkanie trwało pół godziny dłużej, niż zaplanowano.

„Jaruzelski otworzył przede mną serce, pytając, jaką funkcję winien teraz pełnić. Mówił o swojej niechęci do kandydowania na fotel prezydenta i pragnieniu uniknięcia wewnętrznych konfliktów, tak w Polsce niepotrzebnych. Nie sądził, aby w prezydenckich wyborach »Solidarność« w wystarczającym stopniu udzieliła mu poparcia, obawiał się, że zostanie upokorzony, przegrawszy te wybory. Powiedziałem, że jego odmowa kandydowania może mimo woli doprowadzić do groźnego w skutkach braku stabilności, i nalegałem, aby przemyślał ponownie swoją decyzję. Zakrawało to na ironię, że amerykański prezydent usiłuje skłonić przywódcę komunistycznego do ubiegania się o urząd publiczny. Byłem jednak przekonany, że doświadczenie, jakie posiadał Jaruzelski, stanowiło najlepszą nadzieję na sprawne przeprowadzenie zmian okresu przejściowego w Polsce.

Jaruzelski sądził, że Polska potrzebuje rządu koalicyjnego z komunistycznym premierem i wicepremierem reprezentującym opozycję. Problem polegał na tym, że jakikolwiek by powstał rząd – będzie musiał podjąć trudne gospodarcze decyzje, a to stwarzało szczególną trudność dla »Solidarności«, która była jednocześnie związkiem zawodowym i partią polityczną”[10], napisał we wspomnieniach George Bush.

Wkrótce obaj politycy spotkali się ponownie, tym razem w rezydencji ambasadora Stanów Zjednoczonych, gdzie prezydent Bush podjął lunchem przedstawicieli polskich władz, opozycji oraz gości amerykańskich. Spotkanie miało zabawny początek.

– To był gorący dzień, więc w pewnym momencie prezydent Bush wstał i jak to dżentelmen, zapytał pań, czy panowie mogą zdjąć marynarki. Generał jęknął: „Mam szelki!” – wspomina z uśmiechem uczestnik lunchu Janusz Onyszkiewicz, ówczesny poseł OKP i rzecznik prasowy „Solidarności”.

Wojciech Jaruzelski zniknął gdzieś na chwilę i po chwili pojawił się w koszuli. Szelek nie było widać. Jak napisał w Świecie przekształconym Bush, generał wygłosił bardzo krótki toast, obawiając się, że jeśli będzie stał zbyt długo, mogą opaść mu spodnie[11].

Spotkanie w ambasadzie nie skończyło się na wzniesieniu toastu za Polskę i za działania polskich przywódców.

Wspomnienia amerykańskiego prezydenta sugerują, że doszło wówczas do dyskusji na temat prezydentury generała Jaruzelskiego. Przy stoliku siedzieli obok siebie Bush, profesor Bronisław Geremek i Lech Wałęsa. Dziś nikt już nie potrafi odtworzyć przebiegu tamtej rozmowy.

– Amerykanie już przed tym spotkaniem prosili nas, żebyśmy, mówiąc kolokwialnie, za bardzo nie kołysali tą łódką. Apelowali o ograniczanie się w radykalizmie pomysłów. Oni po prostu się bali, że jeśli posuniemy się za daleko w Polsce, to wówczas proces demokratycznych zmian może się załamać w Rosji. A im bardzo zależało, żeby Gorbaczow kontynuował swoje działania. Dlatego tak bardzo chcieli, żeby generał został prezydentem – tłumaczy Janusz Onyszkiewicz zaangażowanie Stanów Zjednoczonych, choć samej rozmowy nie pamięta. – Tymczasem już z prostego rachunku matematycznego wynikało, że koalicji może zabraknąć głosów, bo część jej parlamentarzystów się waha w kwestii poparcia dla kandydatury Jaruzelskiego. Wtedy u pewnych osób z naszego kręgu pojawiła się myśl, żeby metodą uników doprowadzić do wyboru przez oddanie głosu nieważnego albo wstrzymania się od głosu. I tak się stało – dodaje.

***

Po 23 latach od tamtych wydarzeń prezydent Bush senior został poproszony przez autora o uchylenie rąbka tajemnicy.

Jak 10 lipca zachowywał się generał? Czy rzeczywiście radził się w sprawie wyborów?

– Istotnie, przypominam sobie niepokój, z jakim musiał się zmierzyć generał Jaruzelski przed wyborami – wspomina tamten dzień były amerykański prezydent.

Przyznaje, że zgodnie z informacjami, które doń trafiały, obawa generała była rzeczą naturalną. Dlaczego postanowił wesprzeć Jaruzelskiego?

– Jeszcze jako wiceprezydent byłem w Polsce z wizytą, więc odczuwałem sporo empatii dla skomplikowanej osobowości generała, rozumiałem jego oddanie sprawie pokojowych reform – tłumaczy George Bush. – Poza tym Stany Zjednoczone były za Polską zjednoczoną (niepodzieloną). Uważaliśmy, że jeśli Polsce powiedzie się wyzwolenie spod rządów Moskwy, sąsiednie kraje mogą pójść jej śladem. Dałem do zrozumienia Jaruzelskiemu, że naród polski czeka ogrom ciężkiej pracy, trudny czas, dokuczliwe oszczędności. Generał wykazywał się rozsądkiem w politycznych ocenach, więc wiedziałem, że będzie w tym trudnym okresie przywódcą odważnym – dodaje.

***

 

Również 10 lipca 1989 roku doszło do trzeciego już podczas wizyty Busha w Warszawie spotkania na szczycie. Wieczorem przewodniczący Rady Państwa wydał uroczystą kolację na cześć gościa w Pałacu Radziwiłłowskim.

Następnego dnia prezydent USA odwiedził Trójmiasto, gdzie gościł u Lecha Wałęsy.

Tymczasem w stolicy posłowie koalicji rządzącej debatowali nad kandydaturą Wojciecha Jaruzelskiego na urząd prezydenta. Klub parlamentarny PZPR popierał go bezwarunkowo, natomiast w ZSL i SD opinie były podzielone.

***

Termin Zgromadzenia Narodowego zbliżał się wielkimi krokami, a wciąż nie zgłoszono oficjalnie nawet jednego kandydata.

Wreszcie 14 lipca Lech Wałęsa przesłał do Polskiej Agencji Prasowej oświadczenie, w którym dawał do zrozumienia, że „Solidarność” zaakceptuje każdą kandydaturę zgłoszoną przez koalicję rządzącą.

„Wyboru prezydenta należy dokonać bezzwłocznie. W wyniku procesów zachodzących w Polsce na przestrzeni ostatnich miesięcy nasz kraj stoi przed wielką szansą, ale równocześnie mamy do czynienia z kryzysem konstytucyjnym związanym z opóźnieniem w obsadzeniu urzędu (…). Przeciąganie tej sytuacji powoduje dodatkowe zagrożenia. Prezydentem może zostać jedynie osoba spośród koalicji partyjno-rządowej. Wynika to z wewnętrznej i międzynarodowej sytuacji Polski. Oświadczam, że z każdym prezydentem wybranym na tę kadencję – bez względu na to, czy będzie nim generał Wojciech Jaruzelski, czy generał Czesław Kiszczak, czy też inny przedstawiciel koalicji – będziemy starali się współpracować w celu rozwiązania polskich problemów, zmierzając do zapewnienia Polakom godniejszego życia”[12].



[1] Wybory uzupełniające?, „Gazeta Wyborcza”, 8–11 czerwca 1989, s. 1.

 

[2] Zamiast listy krajowej, Gazeta Wyborcza, 13 czerwca 1989, s. 1.

 

[3] Koalicja albo chaos, „Gazeta Wyborcza”, 21 czerwca 1989, s. 2.

 

[4] Czy da się ułożyć?, „Gazeta Wyborcza”, 21 czerwca 1989, s. 1.

 

[5] Jak głosować na prezydenta?, „Gazeta Wyborcza”, 26 czerwca 1989, s. 1.

 

[6] „Trybuna Ludu”, 1–2 lipca 1989, s. 1.

 

[7] „Trybuna Ludu”, 1–2 lipca 1989, s. 1.

 

[8] Czy się zgodzi?, „Gazeta Wyborcza”, 6 lipca 1989, s. 1.

 

[9] „Gazeta Wyborcza”, 11 lipca 1989 s 3

 

[10] George Bush, Świat przekształcony, Politeja, Warszawa 2000, s. 127.

 

[11] George Bush, Świat przekształcony, Politeja, Warszawa 2000, s. 129.

 

[12] „Trybuna Ludu”, 15–16 lipca 1989, s. 1.

 

 

 

Prószyński i S-ka to marka jednego z największych wydawnictw książkowych w Polsce. Firma istnieje od 1990 roku. W 2008 roku wydawanie książek sygnowanych logo Prószyński i S-ka przejęła spółka Prószyński Media. Profil wydawnictwa obejmuje literaturę polską i światową, zarówno klasykę, jak i prozę współczesną, literaturę faktu i biografie, książki popularnonaukowe (m.in. seria „Na ścieżkach nauki”). Nakładem wydawnictwa Prószyński i S-ka ukazały się m.in. dzieła zebrane Pawła Jasienicy i Melchiora Wańkowicza (ostatnio wznowiona została słynna „Karafka La Fontaine`a”, nazywana biblią dziennikarstwa), książki Jadwigi Staniszkis, Grzegorza W. Kołodki, Laurence’a Reesa, Guy Sormana, wywiady-rzeki m.in. ze Zbigniewem Religą (autorstwa Jana Osieckiego), książki Andrzeja Paczkowskiego „Trzy twarze Józefa Światły” i „Wojna polsko-jaruzelska”.

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Kultura