prowincjałka prowincjałka
622
BLOG

Z HISTORII MIEJSCA: Blogerów sprawy sercowe

prowincjałka prowincjałka Media Obserwuj temat Obserwuj notkę 1


Żeby było jasne. Portal salon24.pl został założony jako platforma publicystyczna, a nie jako serwis towarzyski. Publicystyczne ambicje założycieli portalu były od początku wiadome i widoczne, nie tylko w pierwszej nazwie „niezależne forum publicystów”, z czasem zmienionej na skromniejsze „blogi, wiadomości, opinie i komentarze”, ale również w pierwszym składzie autorów. Wizytówkę portalu, firmowanego nazwiskiem uznanego dziennikarza, stanowiły blogi jego kolegów po fachu, to znaczy innych znanych polskich dziennikarzy i publicystów.


*


Do poważnego i poważanego grona ówcześnie tutaj piszących dołączyła równie poważna grupa internautów spoza świata dziennikarskiego, na ogół interesujących i wyrazistych osobowości, będących pionierami rodzącej się polskiej blogosfery. Dzięki oryginalności tych ostatnich, dyskusje pod tekstami często przeradzały się w rozmowy czy pogaduchy skrzące się inteligentnym dowcipem.


Obok działalności typowo publicystycznej, ówcześni zarządcy portalu - z sobie znanych przyczyn i dla sobie znanych celów - postanowili równolegle budować salonową społeczność, czemu służyła na przykład jawność administracyjna, dobra obustronna komunikacja pomiędzy użytkownikami a zarządem, oraz coroczne serdeczne spotkania towarzyskie blogerów, urozmaicane udziałem znanych polityków, a organizowane z inicjatywy i na koszt właścicieli portalu, z których około pięć lat temu zrezygnowano - bez podania przyczyny.


Kolejne regulaminy salonu24.pl, wprowadzane przy okazji kolejnych, nieco chaotycznych zmian organizacyjnych, nie regulowały jednak, o ile dobrze pamiętam, kwestii odpowiedzialności zarządu portalu, którego własnościowe konfiguracje zmieniały się jak w kalejdoskopie, za tworzącą się tutaj wspólnotę użytkowników serwisu: blogerów, komentatorów, czytelników.


Żaden regulamin salonu24 nie określał praw i obowiązków powstającego realnego środowiska - jako całości - dla którego twórczość blogowa w wielu przypadkach stanowiła pretekst do istotnych, chociaż może nie zawsze tak wprost określanych, osobowych spotkań - jak człowiek z człowiekiem, jak osoba z osobą - w dyskusji, w nawijce, czy choćby w nieszczęsnej internetowej nawalance - nawet jeśli odbywały się one pod osłoną ników.


*


Nie posiadam wystarczającej wiedzy o strukturze ruchu na tym portalu, ani o kosztach jego utrzymania, jaką dysponują jego właściciele, ale miałam – nie ja jedna – wrażenie, że żyje on przede wszystkim życiem naszej blogerskiej tłuszczy, jak nas określił jeden z nas, szeregowych szarych blogerów na dawnym, jeszcze szaro-niebieskim, salonie24.


Odnoszę również wrażenie, że szarzy szeregowi blogerzy czy komentatorzy, często niesforni, a czasami więcej niż niesforni, wymieszani do tego z klasycznymi trollami, z czasem stawali się niechcianym obciążeniem dla osób zarządzających tym miejscem. Wierzę, iż dla właścicieli portalu przechowywanie i przetwarzanie mnożących się w komentarzach radosnych przejawów salonowego życia towarzyskiego mogło stawać się problemem finansowym.


Komentatorzy tacy mogli być odbierani jako obciążenie, takie samo, jakim bywa niechciana ciąża, że posłużę się metaforą nawiązującą do określenia zastosowanego przez jedną z osób w prywatnej do mnie korespondencji, która odgórny gwałt na zrodzonych tutaj międzyludzkich relacjach, gwałt będący wynikiem ostatnich zmian w funkcjonowaniu salonu24, nazwała – wyabortowaniem.


Metafory powyższe nie są przesadne, skoro jeden z najbardziej aktywnych pionierów tego miejsca, bloger Follow, który zniknął stąd po którymś z wcześniejszych - nie tak rzadkich - salonowych zawirowań, założoną przez siebie stronę poświęconą niektórym co ciekawszym blogerom, którzy również z tego miejsca odeszli, zatytułował Dzieci Salonu24, i tak nostalgicznie opisał: „Jak to w życiu bywa ludzie rozpełzają się po świecie [Internecie] nie raz skłóceni z miejscami z których odeszli, więc nawet bez śladu [linka]. To sobie zbieram te ślady..."


*


Śledząc losy sierot - to jest już moje określenie - po salonie24, można zobaczyć, że nigdzie i nikomu nie udało się odtworzyć tej jedynej atmosfery wirtualnej współobecności, tego fenomenu spotkania, któremu dane było kiedyś zalęgnąć się, jak nowo poczętemu życiu w łonie matki, właśnie tutaj w salonie24, chociaż, jak można sądzić, nie taki był zamysł jego twórców. Może więc zamiast o ciąży niechcianej, należy – nadal metaforycznie - mówić raczej o ciąży niezauważonej. I przez to zmarnowanej jako szansa na nowe życie, jako szansa na ożywienie tego miejsca.


W wielu krytycznych wypowiedziach na temat ostatnich zmian w funkcjonowaniu salonu24 można przeczytać o poczuciu, że salon utracił serce, które wnosili tutaj blogerzy i komentatorzy, co nadawało temu miejscu rys unikalnej oryginalności, i że toczyło się tutaj życie, które warto było czytając obserwować, i w którym warto było pisząc – współuczestniczyć. Zakładam, że zarządcom salonu24.pl, zapatrzonym w swoje własne ambicjonalne cele, nie dane było zauważyć tej swoistej wartości dodanej, tego unikalnego genius loci, który dzięki aktywności zwykłych blogerów i komentatorów pojawił się w salonowej przestrzeni.


Tytułowe sprawy sercowe można rozumieć szerzej niż tylko życie emocjonalne, szerzej niż salonowe znajomości, sympatie, przyjaźnie czy nawet miłości (pamiętam o jednym związku tutejszej blogerki z tutejszym blogerem, z którego narodziło się realne dziecko). W ujęciu biblijnym sercem nazywa się najgłębszą istotę człowieka. Być może zarządzający tym miejscem nie odebrali sercem melodii naszych serc, nie usłyszeli głosu zwiastowania pochodzącego od ducha, który zaczął to miejsce wypełniać.


*


Początkowy prestiż salonu24.pl, w którego cieple wszyscyśmy się tutaj swego czasu ogrzewali, przeminął. Do historii przeszły nazwiska sławnych publicystów z pierwszego okresu, do historii przeszedł legendarny wywiad z przechodzącym właśnie do historii prezydentem USA, do historii przeszła biała limuzyna obsługująca któryś z wieczorów wyborczych, do historii przeszły towarzyskie spotkania na Rozdrożu. Pozostali natomiast szarzy komentatorzy oraz szarzy blogerzy, którym jeszcze chciało się tutaj pisać, stwarzając tym samym pole do takiej czy innej rozmowy, a których blogi ostatnio poddano przeprowadzce do nowego salonu24 - kolorowego i obrazkowego, ale nie sprzyjającego spotkaniom i rozmowom. No i zostali właściciele, którzy nadal finansowo i organizacyjnie odpowiadają za całość przedsięwzięcia. I tak to wygląda.




Moje poprzednie teksty na temat nowej odsłony salonu24.pl:


Yellow Pages

Żółto wszędzie, głucho wszędzie, co to będzie?




Uwaga: nie mam konta na FB, więc nie komentuję.



.

w Duchu i Prawdzie: żyję dniem dzisiejszym, szykuję się na wieczność, robię swoje; rocznik 1952; katoliczka rzymska; w s24 od roku 2007; kopie wszystkich edycji tego bloga - ponad 500 notek oraz niektóre gorące dyskusje tutaj: https://prowincjalka.blogspot.com/ .

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Kultura