Wiktor Adler Wiktor Adler
1732
BLOG

"Aktywiści miejscy" z Warszawy chcą darmowych mieszkań

Wiktor Adler Wiktor Adler Samorząd Obserwuj temat Obserwuj notkę 3

Jednym z charakterystycznych elementów politycznego folkloru Warszawy są tak zwane "ruchy miejskie", takie jak Miasto Jest Nasze, Ochocianie, Zielone Mazowsze, Warszawska Masa Krytyczna itp. Tworzą je tzw. "aktywiści miejscy", których zainteresowania obracają się głównie wokół spraw lokatorskich, a także radykalnej ekologii, spraw transportowych i utrudniania życia kierowcom. W ramach "zachęcania" kierowców to zmiany środka transportu na uważane przez aktywistów za jedynie słuszne komunikację zbiorową i rowery - domagają się zwężania czy wręcz zamykania ulic, likwidacji miejsc parkingowych, rozbudowy infrastruktury rowerowej. Mimo miłości do ekologii i rowerów, zwalczają... hulajnogi elektryczne. Walczą też ze skrzyżowaniami wielopoziomowymi, domagają się likwidacji przejść podziemnych i kładek dla pieszych jako rzekomo "dyskryminujących", walczą nawet z... zatokami autobusowymi (pod hasłem "Zatoki? To się leczy!"), forsując pomysł "antyzatok". Wiecie co to jest? Otóż jest to celowe wybrzuszenie, "wąskie gardło" zbudowane w miejscu przystanku autobusowego.

Aktywiści mają też "genialne" pomysły na organizację transportu publicznego - chcą przesadzić kierowców do autobusów, ale jednocześnie nie chcą zwiększać ilości autobusów, ponieważ ich zdaniem, gdy samochody magicznie znikną to autobusy będą mogły jeździć częściej http://www.zm.org.pl/?a=jak_zwiekszyc_pojemnosc_komunikacji-192 i to rozwiąże problem. Satyryczny profil "Typowy miejski aktywista" https://www.facebook.com/typowyaktywista/ który wyśmiewa absurdy ruchów miejskich, skomentował to dosadnie: Dane te oczywiście  pomijają inne środki transportu publicznego niż autobusy i to że większość ludzi jeździ na te same godziny do pracy (więc większa liczba kursów w wymiarze całego dnia nic nie da). No i aktywiści nawet nie umieją dodawać, przez co nie ogarnęli, że nawet gdyby ta pojemność magicznie wzrosła o 1/3 a ludzie posłusznie równo rozłożą swoje godziny pracy aby pasowało do kursów - to i tak jest to za mało aby pomieścić wszystkie osoby podróżujące autami po Warszawie - zgodnie z danymi Deloitte pojemność komunikacji musiałaby się zwiększyć o minimum 2/3 https://www2.deloitte.com/content/dam/insights/us/articles/4331_Deloitte-City-Mobility-Index/Warsaw_GlobalCityMobility_WEB.pdf a lokalnie - w rejonach gdzie sieć autobusowa jest słabo rozwinięta - o kilkaset albo kilka tysięcy procent (to właśnie z takich rejonów dużo ludzi dojeżdża autami, często z braku alternatywy). Nie mówiąc o anomaliach pokroju Zawad gdzie jeżdżą dwa małe busiki a mieszka tam kilkanaście tysięcy osób.

Ruchy miejskie wymuszają realizację swoich postulatów blokowaniem miasta przejazdem setek rowerzystów obok siebie w ramach tak zwanej "masy krytycznej". W merytorycznych dyskusjach idzie im znacznie gorzej. "Aktywiści" nie posiadają w swoich szeregach zbyt wielu specjalistów. Ich czołowymi postaciami są absolwenci kulturoznawstwa, socjologii, prawa. Warszawiacy nie dali w ostatnich wyborach poparcia radykałom. Kandydatka na prezydenta koalicji ruchów miejskich - Justyna Glusman - zdobyła zaledwie 2,32% głosów. Koalicja ruchów miejskich nie zdobyła też żadnego mandatu w radzie miasta. Jedynym sukcesem aktywistów było zdobycie 1 mandatu radnego dzielnicy na Mokotowie i 3 na Żoliborzu przez największy ruch miejski - Miasto Jest Nasze. 

MJN jest bardzo aktywne w mediach społecznościowych. Na Facebooku profil ugrupowania śledzi 40 000 osób. Niedawno ruch wniósł do Sejmu petycję, w której domagał się aby Sejm całkowicie zakazał parkowania na chodnikach w skali kraju ustawą (https://www.transport-publiczny.pl/wiadomosci/miasto-jest-nasze-chce-zakazu-parkowania-na-chodniku-60250.html) na Facebooku domagało się wprowadzenia płatnego parkowania niemal na terenie całej Warszawy (https://tvnwarszawa.tvn24.pl/informacje,news,chaos-parkingowy-osiagnal-zenit-proponuja-wyzsze-oplaty-i-wieksza-strefe,289530.html). Teraz, kopiując radykalne hasła za swoimi kolegami z Barcelony... domagają się aby aż 50% mieszkań budowanych w Warszawie było przez budujące je firmy nieodpłatnie oddawane na cele społeczne, w formie mieszkań komunalnych i socjalnych. Tak, to nie pomyłka - 50%!

image

Sprawę nagłośnił wspomniany wcześniej satyryczny fanpage "Typowy miejski aktywista": deweloperzy nie są instytucjami charytatywnymi (...) jak połowę mieszkań będą musieli oddać za darmo to cena pozostałych podskoczy o 100%. Wkrótce pomysł doczekał się szerszego zainteresowania i stał się szeroko dyskutowany w internecie. Radykalną ideę MJN krytykują nawet znani działacze lewicy. Dariusz Szczotkowski, polityk SLD https://www.facebook.com/dszczotkowski/ określa pomysł MJN jako "komunizm mieszkaniowy". Nie ma nic za darmo - przypomina Szczotkowski - firmy deweloperskie to nie instytucje charytatywne. Możemy poprosić jakąś firmę o pomoc i wsparcie potrzebujących. Nakazywanie im jednak przekazywania inwestycji na których mogą zarobić to komuszy idiotyzm. Wskazuje też na inne problemy: W mieszkaniach komunalnych mieszkają przedstawiciele różnych środowisk. Wśród osób je zamieszkujących znajdziemy osoby, które są grzeczne, dobrze wychowane, ale nie poszło im w życiu i potrzebują pomocy. Druga strona medalu to niestety osoby niebezpieczne, notowane, nadużywające alkoholu, które nie chcą poprawić swojego stanu ani polepszyć warunków życia. Nie będę owijać w bawełnę - po prostu osoby należące do tak zwanej patologii. Tak po prostu jest i żadne piękne słowa i lawirowanie tego nie zmienią. I teraz zadajmy sobie pytanie, jak bardzo ucierpi na tym rynek mieszkań w Warszawie? Czy rodzina z dwójką dzieci będzie chciała zamieszkać obok mieszkania komunalnego z rodziną, w której rodzice nadużywają alkoholu i stosowana jest przemoc domowa?

Kończąc swój wywód Szczotkowski pyta: a może aktywiści z Miasto Jest Nasze podzielą się swoimi mieszkaniami?

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Polityka