kelkeszos kelkeszos
2491
BLOG

Szarlatan Hieronima Boscha. O uczciwości w nauce.

kelkeszos kelkeszos Nauka Obserwuj temat Obserwuj notkę 142

Tytułowy obraz to arcydzieło. W genialnej formie plastycznej zamyka cywilizacyjne pojęcie. Czyste oszustwo, szalbierstwo, kuglarstwo. Oto widzimy organizującego przedstawienie magika, posługującego się jakimiś zdumiewającymi przedmiotami, wprawiającymi w osłupienie zgromadzony tłumek. Jest jeszcze pies i wystająca z kosza sowa. Tylko dwie osoby nie poddają się ogólnemu oczarowaniu. Wspólnik oszusta, kradnący sakiewkę i dzieciak, którego bardziej fascynuje otumaniony widz, niż same sztuczki.

Obraz  Boscha zazwyczaj kojarzył mi się z działalnością mediów, zwłaszcza tych "wolnych", ale od jakiegoś czasu jednoznacznie staje mi przed oczyma gdy widzę przetaczających się przez łamy i ekrany ekspertów. Niewiele mam wspólnego z nauką i do niedawna nie odważyłbym się na formułowanie jakichś powszechniejszych zasad, ale ostatnio jestem coraz bliższy ogłoszenia pierwszego prawa dynamiki Kelkeszosa: "każdy przypadkowo rzucony kamień, z pewnością trafi jakiegoś eksperta". To wbrew pozorom zwiastun zapaści cywilizacji.

W genialnej ekranizacji "Nocy i Dni" jest pamiętna scena przyjazdu do Serbinowa lekarzy z Kalińca, zaczynająca się wybuchem paniki, zwiastowanym przez okrzyk wiejskich bab: "ludzie uciekajta, doktory jadą!". To zdjęcie z natury, dokonane piórem Marii Dąbrowskiej znakomicie oddaje istotę problemu recepcji nauki. Początkowo wyszydzana, wzbudzająca strach, po pewnym czasie niezbędna, do tego stopnia, że te chuściane babiny nie tylko nie będą przed doktorami uciekać, ale staną się problemem w przychodniach i szpitalach, blokując te placówki swoim natręctwem.

Kwestia nauki i wiedzy sięga korzeniami czasów, dźwięków, słów i pojęć absolutnie pierwotnych. Świat, światło, świecenie - to elementy u zarania dziejów i języka niemal tożsame. Podobnie jak cień i ciemność. Zaczyna się od Słońca jako źródła światła. To co przed nim za - słonięte, czyli dosłownie odcięte od światła słonecznego, pozostaje ciemne. Prosta obserwacja, z której wynikają monstrualne skutki. Bo światło słoneczne to element czynny, ale jeszcze trzeba je odebrać, czyli zobaczyć, a więc widzieć. To element bierny. Mamy więc widzących światło, a więc światowidów. I mamy widok, czyli wiedę, w sanskrycie wedę. A z tej jest i pra weda i pro weda. Prawda kojarzy się więc z wiedzą i światłem, staje się pojęciem światowidów, a więc ludzi prawdy, którymi powinni być naukowcy.

Pierwotnym źródłem światła było Słońce, z którym ludzkość przez prawie całe swoje dzieje nie mogła stawać w szranki, bo z czym? Z pochodniami, kagankami, świecami? Aż dziw bierze, że mając takie skromne możliwości, tak wiele zrobiono. Organizacja świata miała zatem charakter solarny, rytm słoneczny wyznaczał rytm dni, miesięcy i lat. Do tej pory widać to w przyrodzie, bo dużo cierpliwsze od nas organizmy, jakimi są drzewa, nie chcą tych zasad porzucić i niezależnie od ocieplenia klimatu, reagują tylko na dostęp światła, a nie temperaturę powietrza i jak zrzucały liście jesienią, tak dalej zrzucają.

Słońce maszerowało sobie po niebie swoimi szlakami, ten jego ruch był czytelny, zauważalny gołym okiem, a zatem oczywisty. Jednak w obrębie pewnej północnej cywilizacji pojawili się ludzie, którzy stworzyli uniwersytecki, a zatem uniwersalny język nauki i wyszli w swoich możliwościach poznawczych, poza to co widać, tworząc pojęcia oderwane od najprostszych obserwacji. I oto Słońce się zatrzymało, a Ziemia ruszyła. To rzeczywiście wielki przewrót, a przy tym świadectwo niezwykłej odwagi , konstytuującej naukowca. 

Nauka dokonała w ciągu kilkuset lat niebywałego postępu zmieniając dokumentnie formalne oblicze świata, ale dobrnęliśmy do momentu, w którym znów średniowieczne pojęcia Boscha stają się w jej obrębie aktualne. Najpierw pozbawiliśmy prymatu Słońce. Jesteśmy w stanie machnąć takie maszty oświetleniowe, strzelić taką ilością luxów, z najczarniejszej nocy zrobić jasny dzień, choćby tylko dla prostej rozrywki, jaką jest piłkarski mecz, że dająca jasność gwiazda, może się schować, bez specjalnej szkody dla naszego samopoczucia. Wprawdzie gubimy naturalny rytm i solarny porządek rzeczy, ale co tam, mamy inne zabawki i ludzie siedzący po szklanych wieżach i w galeriach handlowych i tak mają widno, niezależnie od pory dnia, więc Słońca nawet nie zauważają.

Tyle tylko, że za tym sztucznym światłem poszły sztuczne widoki, a to rozmnożyło fałszywych światowidów. Widzimy ich na pęczki w naukach humanistycznych. Udowodnią "naukowo" wszystko i wszędzie na zawołanie. Nie dość na tym, stworzą absolutnie "naukowy" światopogląd, z przekonaniem zapewniając o zgłębieniu wszelkich tajemnic dziejów. Jak wieszczek Kalchas, którego Homer opisywał słowami " pierwszy w swym urzędzie, wie co jest, wie co było, wie nawet co będzie". O tych już dawno wiadomo co myśleć i nikt przy zdrowych zmysłach nie przejmuje się tym co mu z mediów nadają "wybitni specjaliści" od prawa konstytucyjnego, psychologii społecznej, socjologii, politologii i mniemanologii stosowanej.

Dowierzamy przedstawicielom nauk ścisłych, chociaż w miarę wzrostu liczby występów z zapewnieniami, że w 2050r. Świat z pewnością ulegnie zagładzie, jeśli nie przesiądziemy się na elektryczne hulajnogi i to zaufanie gwałtownie spada.

Ostatni rok to jednak klęska etyki naukowej w dziedzinie newralgicznej - medycynie. Jak kraj długi i szeroki niesie się krzyk "ludzie uciekajta, doktory jadą", zwiastujący niechęć do szczepionki przeciwko pustoszącemu wszystko wirusowi. W mediach poruszenie i konsternacja, bo owo kontestowanie zbawczej mocy produktów koncernów farmaceutycznych zaburza dotychczasowy obraz percepcji wielkiej iluzji. Zastraszeni ludzie mieli bez szemrania podstawiać rękę do szczepień, a tu taka skucha.

Jest takie stare powiedzenie na wyścigach: "wygrać możesz, przegrać musisz". Zdaje się, że ci, którzy rozpoczęli wielką grę COVIDEM, choć tacy naukowi, to w tym zakresie byli nieuświadomieni. Wydaje im się, że stanęli po stronie "kasyno zawsze wygrywa", cokolwiek miało by to znaczyć i jakkolwiek definiują w tym wypadku swoje zwycięstwo. Oblepili nas ekspertami, naukowcami i autorytetami, rozstawili kuglarski stolik i zapuścili robaka.

Nie wiem jak to się skończy, ale przypuszczam, że jednak według starej wyścigowej reguły. Wygrać możecie, przegrać musicie - s....syny!

P.S. Dziękuję Panu Waldemarowi Żyszkiewiczowi za wczorajszą notkę, którą wszystkim polecam.


kelkeszos
O mnie kelkeszos

Z urodzenia Polak, z serca Warszawiak, z zainteresowań świata obywatel

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Technologie