kelkeszos kelkeszos
15065
BLOG

Jak uratować Żyda, czyli roszczenie o heroizm

kelkeszos kelkeszos Historia Obserwuj temat Obserwuj notkę 338

Atak najważniejszych izraelskich dostojników na Polskę i Polaków, siłą rzeczy musiał wywołać powszechną dyskusję o tym co się stało na ziemiach II RP w czasie minionej wojny. I choć w istocie przyczyną postawy prominentnych Żydów nie jest dbałość o pamięć pomordowanych, tylko całkiem prozaiczne przesłanki, natury materialnej i politycznej, to cały wytworzony szum i to od lat, przesłania istotę problemu. Zarówno w sensie etycznym jak i prawnym.

Punktem wyjścia wszelkich rozważań , o tym jak zachowywali się Polacy wobec Żydów w czasie wojny, powinna być przede wszystkim próba choćby minimalnego zrozumienia realiów okupacji, podstaw prawnych i ekonomicznych bytowania ludności pod władzą Niemców i ocena realnych możliwości działania.

Nie chcę wdawać się w żadne licytacje, ani doszukiwać się wśród swoich krewnych tych, co pomagali Żydom. Nie znam żadnego takiego przypadku. A moja dość liczna rodzina ze strony Matki, miała z pewnością okazję do niesienia pomocy, zamieszkując okolice Kosowa Lackiego, a więc miasteczka położonego najbliżej Treblinki. Jeździłem tam na wakacje przez długie lata i choć głuchy pomruk wojennej tragedii był tam słyszalny na każdym kroku, to zazwyczaj w rozmowach toczonych bez obecności dzieci, albo w restauracji "Kolorowa" po kilku głębszych, z twarzą wtuloną w kotlet schabowy, panierowany. W latach 70 Żydów w Kosowie nie było, choć ślady ich przedwojennej obecności widoczne były na każdym kroku, od resztek kirkutu przy drodze do Sokołowa, przez młyn elektryczny mieszczący się w dawnej synagodze, po posterunek milicji obywatelskiej, założony w budynku dawnej mykwy, położonej nad rzeczką Kosówką. No i oczywiście stacja w Treblince, którą trzeba było minąć jadąc do Kosowa z Małkini, z dwoma wielkimi napisami "Nigdy więcej wojny" i "Nigdy więcej Treblinki". Dla kilkulatka , który nauczył się czytać zanim poszedł do szkoły, to pierwsze hasło było oczywiste, ale drugie zdumiewające - dlaczego mieszkańcy Treblinki nie chcą aby ich skromna wieś istniała? Nikt z dorosłych nie miał chęci tłumaczyć. A więc stąpałem w każde wakacje po śladach ogromnej żydowskiej społeczności, nie bardzo zdając sobie sprawę, że niemal w całości została wymordowana parę kilometrów od gospodarstwa moich Dziadków, paręnaście minut rowerem po kiepskiej drodze, do lasu we wsi Poniatowa, bo tam faktycznie był obóz.

Z wiekiem zdobywałem coraz więcej informacji. A to miejscowy doktor Andrzej Wakulicz , który w czasie wojny walczył z epidemią tyfusu w sokołowskim gettcie, składał mi ciężko złamaną rękę, a to gdzieś zasłyszałem plotkę, że piękny dwór w pobliskich nadbużańskich Tosiach kupił ktoś wzbogacony na handlu z ukraińskimi strażnikami obozu, a to o rodzinie mojego kolegi mówiono, że dorobiła się na przewożeniu ludzi przez graniczny Bug ( w dwie strony ). Nic konkretnego. Pierwsze realne spotkanie z historią, to wizyta "Amerykanów" u naszych sąsiadów. Okazało się, że żydowska rodzina odwiedziła tych, dzięki którym przeżyła. Schowana w jamie wykopanej pod stodołą. Wejście przez budę dla psa. Sympatyczni starsi już ludzie, przyjechali z wnukami, żeby się odwdzięczyć. Trochę popodsłuchiwałem. Podobno warsztat trumniarski, co to owi sąsiedzi stworzyli dla syna, to właśnie za pieniądze z Ameryki, od ocalonych.

W Kosowie 80% ludności przed wojną stanowili Żydzi, a jednym z nielicznych Polaków, był kowal z ulicy Nurskiej, drugi mąż mojej Babci. I właśnie od niego mam jedyną wiarygodną , a przy tym wstrząsającą relację o Zagładzie. Był naocznym świadkiem likwidacji kosowskiej społeczności żydowskiej. I jej czynnym uczestnikiem, przynajmniej według dzisiejszych kryteriów, opracowanych w wygodnych fotelach przy kawie ciastkach, albo czymś mocniejszym, tudzież na odprawach u redaktorów mediów o wielkich zasięgach. Franciszek A. był prostym kowalem, takim typowym z Podlasia. Nieduży, suchy, ale młotem machał jak dziecko grzechotką, nawet po osiemdziesiątce, bo jeszcze w takim wieku pracował. Tytoń robił sam, jak dmuchnął to trzeba było z chałupy uciekać. Małomówny, choć po kilku głębszych, lubił powspominać. Jednego tematu unikał jak ognia, ale niedługo przed śmiercią, jakby w jej przeczuciu przeszło dziewięćdziesięcioletni  starzec wyrzucił swojego robaka, czy po naszemu traumę. 

Okupacja w Kosowie nie była początkowo ciężka, nie to co u Sowietów, za pobliskim Bugiem. Miejscowi żandarmi zachowywali się bardzo przyzwoicie, nawet wobec Żydów, w archiwum Muzeum Polin można znaleźć sporo zadziwiających zdjęć. Życie toczyło się w miarę normalnie i "mój" kowal pozostawał w dobrych relacjach i z okupantami, i z granatową policją, i z raczkującym podziemiem, i z miejscową ludnością żydowską. W kuźni każdy miał coś do zrobienia, taki fach.

Aż przyszedł rozkaz wysiedlenia kosowskich Żydów do getta w odległym o 10 km  w Sokołowie Podlaskim i nastał dzień ostateczny, dla społeczności miasteczka. Franciszek A. przezornie nie wychylał nosa z obejścia, ale zbrodnia przyszła po niego. W mundurze niemieckiej żandarmerii, w osobie jej miejscowego komendanta, bardzo sympatycznego pana w średnim wieku. Miał sprawę. Rodzina miejscowego lekarza, zabarykadowała się w swoim mieszkaniu i nie chciała wyjść. Niemcy potrzebowali kowala do wyłamania zamków. Mogli oczywiście te drzwi rozwalić sami, ale to i dyskomfort, i dyshonor. A zatem - kowal. Ten się ociągał, kombinował, wymawiał, dopóki sympatyczny Niemiec, poirytowany zbyt długim oczekiwaniem, nie strzelił mu z karabinu koło głowy. Takie ponaglenie poskutkowało. Wziął narzędzia i poszedł. Drzwi otworzył, a wrzask ludzi zza nich, zwłaszcza dzieci, prześladował Go do końca życia. Współsprawca. A przecież mógł pomóc.

Czy aby na pewno? Czy zdajemy sobie sprawę co to jest życie w systemie, w którym dobro, ludzki odruch, karany jest śmiercią? I to na zasadzie odpowiedzialności zbiorowej, gdy grając własnym sumieniem, stawiamy na szalę życie najbliższych? Czy ktokolwiek z nas, w czasach gdy jakakolwiek bezinteresowność stała się synonimem umysłowej niesprawności, dobrodziejstwo wymaga medialnego wrzasku na cały kraj, wynoszącego dobrodzieja ponad wszystkich świętych, a o poświęceniu czegokolwiek mowy być nie może - czy zatem ktokolwiek z nas, ma prawo do jakiejkolwiek oceny tych, którzy żyli wtedy?

Możemy sprawę rozstrzygać w różnych płaszczyznach, ale nie możemy tworzyć konstrukcji roszczenia o bohaterstwo. Nie w ludzkim porządku. To nie nasza rola. Ludzie żyjący wtedy znaleźli się w sytuacji ekstremalnej, a w ocenie ich postaw nie możemy używać instrumentów i pojęć, przynależnych człowiekowi sytemu i bezpiecznemu. To niedorzeczność. Dlatego wojna, zwłaszcza podyktowana na warunkach niemieckich i sowieckich, nie poddaje się żadnym normom. Arsenał środków człowieka współczesnego , w ogóle nie pasuje do opisu tamtej rzeczywistości. Bo i zaprezentowanej w tamtych realiach najwyższej świętości i najwyższego poświęcenia, nie jesteśmy w stanie ani zmierzyć, ani tym bardziej docenić. I nawet jeśli wydaje nam się, że oceniać nie tylko możemy, ale powinniśmy, że każda ludzka aktywność podlega społecznemu osądowi, to postawmy sobie pytanie, co nam wolno rościć. Czy możemy żądać heroizmu, czy mamy prawo od kogokolwiek oczekiwać narażenia życia, w imię ratowania innego życia? Kodeksy mówią - nie. Stan wyższej konieczności. W takiej sytuacji nawet w czasie pokoju, czasami depenalizujemy zabicie człowieka. A wtedy? Gdy cała masa indywidualnych losów rozwijała taką skalę zagrożeń, że objęci nimi reagowali na zasadzie instynktów pierwotnych. Dla przetrwania. 

Dlatego wszelkie dyskusje odbiegające od rdzenia, od podstawowego pytania - czy i na jakiej zasadzie byłbyś gotów poświęcić życie swoje i bliskich, dla ratowania cudzego, zupełnie obcego, nie mają sensu. Na gruncie obojętnie jak rozumianej moralności nie mamy tu nic do powiedzenia. My nie. 

Pozostaje nam litera prawa i jej się trzymajmy, bo mam zupełną pewność, że ci roszczący o heroizm do tych, którzy stali oko w oko z wycelowanym w siebie karabinem żandarma, nie byliby w stanie poświęcić  w takiej sytuacji złamanego szekla.




kelkeszos
O mnie kelkeszos

Z urodzenia Polak, z serca Warszawiak, z zainteresowań świata obywatel

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Kultura