"CYGAN i BABA"
Mówią ludzie, że przed laty
Cygan wszedł do wiejskiej chaty,
Skłonił się babie w progu
I powitawszy ją w Bogu
Prosił , by tak dobrą była,
I przy ogniu pozwoliła
Z gwoździa zgotować wieczerzę.
I gwóźdź długi w rękę bierze.
"Z gwoździa zgotować wieczerzę"?
To potrawa całkiem nowa!
Baba trochę wstrzęsła głową...
Ale baba jest ciekawa
Co to będzie za przyprawa?
W garnek zatem wody wlewa
I do ognia kładzie drzewa.
Cygan włożył gwóźdź powoli
I garsteczkę prosi soli.
"Hej matulu , do niej rzecze,
Łyżka masła by się zdała".
Niecierpliwość babę piecze
Łyżkę masła w garnek wkłada
Potem cygan jej powiada:
"Hej matulu, czy tam w chacie
Krup garsteczki wy nie macie?"
A baba już niecierpliwa,
Końca, końca tylko chciwa,
Garścią krupy w garnek wkłada.
Cygan wtenczas czas swój zgadł,
Gwóźdź wydobył kaszę zjadł,
Potem baba przysięgała
Niezachwiana w swojej wierze,
Że na oczy swe widziała
Jak z gwoździa zrobił wieczerzę.
Tak dziś wykładać podstaw ekonomii politycznej, czy też jak sam nazywał "gospodarstwa społecznego" już nikt nie umie. Bo autor tych słów - Józef Supiński - choć był postacią w samej rzeczy wielką i dla polskiej myśli społecznej fundamentalną, w dzisiejszych czasach nie znalazłby ani uczniów, ani naśladowców. Zwłaszcza w Polsce. Sam ze wstydem przyznać muszę, że o istnieniu tej wybitnej i zasłużonej postaci dowiedziałem się późno, później niż "w naszych lat połowie " i to przez zupełny przypadek, niż z jakimkolwiek elementem świadomości poszukiwań tego, co mieli do powiedzenia o Polsce wybitni myśliciele epoki porozbiorowej. Tacy bowiem jak Józef Supiński skazani byli na zapomnienie, nie tylko przez komunistów, o których wprost pisał, że chcą cywilizację sprowadzić do wspólnoty pierwotnej, ale też przez te gromady polskich przedstawicieli nauk humanistycznych, którzy tak ustawili nasze wyobrażenia o sobie, że nie jesteśmy w stanie wyzwolić się z zastanych schematów, nie pozwalających nam myśleć o Polakach jako ludziach samodzielnie potrafiących osiągać sukcesy na tym właśnie polu, które Supiński nazywał "gospodarstwem społecznym".
Opis dziejów narodowych ma w Polsce bowiem coś piekielnego, w dantejskim rozumieniu. Konstrukcję leja, w którym na wierzchu są wyrojeni znawcy wszelkich powstań, czynów zbrojnych, poetów cierpiących za miliony i wykłócających się z Panem Bogiem o rząd dusz, wariatów co to bez przerwy krzycząc "za mną" nie mieli planu na następne kilkanaście godzin, o dniach nie wspominając, ciotek rewolucji, fantastów przesuwających na mapach wielkie państwa, walecznych armii, bitnych generałów, policji tajnych, widnych i dwupłciowych, spisków i prowokacji. Tak, takich znawców mamy tysiące i oni nam kształtują wyobrażenie o świecie. A na samym dnie leja, czyli w tym wypadku na dnie polskiego piekła, siedzą ci , których zajmuje historia gospodarcza i tworzenie podstaw materialnego bytu. Ci od zasady naszej cywilizacji, czyli krótkiego wezwania "ora et labora". Bo kogo obchodzi historia pracy i modlitwy. W bój trzeba koniecznie iść bez broni, na głodno, z gołym tyłkiem i bez jakiegokolwiek rozpoznania sił, zamiarów i sojuszy przeciwnika.
Dlatego o Józefie Supińskim i jemu podobnych nie wiemy niemal nic, nie honorujemy ich pomnikami w żadnej formie, nie są patronami szkół, ulic, czy instytucji naukowych, co w konsekwencji prowadzi do instynktownego wręcz odcinania się od narodowego dziedzictwa na zasadzie "polskość to nienormalność", czemu trudno się dziwić, bo jeśli spadkobierca nie widzi w masie spadkowej zbyt wielu aktywów, to waha się z przyjęciem spadku wprost, a nierzadko go odrzuca.
I za te wszystkie deficyty płacimy ogromną cenę, co widać szczególnie teraz, gdy rozstrzygają się losy Europy na pokolenia. Kontynent opanowała banda "cyganów", posługująca się wychodowanymi przez siebie rzeszami infantylnych "inteligentów" , pozwalających oszustom na gotowanie zupy na gwoździu. Z tak spreparowanego chaosu mają szansę wyjść tylko kraje potrafiące ochronić przed szalbierzami i wspierającymi ich kretynami, to co najważniejsze. Swój ogień, czyli energię, swoją wodę, swoją sól, swoje masło i swoją kaszę, w którą przede wszystkim nie powinniśmy pod żadnym pozorem dawać sobie dmuchać. Jak widać jest inaczej, bo nasi rządzący postanowili zareagować na wrzask w typie Franka Dolasa na arabskim targu. Ludzie! Zwariowałem! Pieniądze rozdaję! G...o prawda. Nie rozdają tylko kradną i nie pieniądze tylko niepodległość ( choć w konsekwencji jej utraty pieniądze też zabiorą ).
Uważny czytelnik pism Józefa Supińskiego i to nie tych trudniejszych ( choć i tak bardzo przystępnych ) jak "Szkoła polska gospodarstwa społecznego", tylko tych wyjaśniających wszystko w zakresach podstawowych , czyli "Siedmiu wieczorach niedzielnych z młodzieżą włościańską", wiedziałby , że wszystko w świecie ludzkim jest wymianą i nigdy nikt niczego za nic nie rozdaje. Nie można nic "dostać". Można się tylko wymienić, jeśli ktoś nam coś oferuje, to tylko dlatego, że czegoś od nas chce. A może chcieć tylko tego co mamy. Jeśli zatem , zawierając jakąkolwiek umowę, wchodząc w jakąkolwiek strukturę, nie umiemy określić nie tylko jaki w tym interes ma nasz kontrahent, ale też nie umiemy zdefiniować tej wartości, którą do układu wnosimy, wartości będącej naszym "mieniem", pożądanym przez kontrahenta, to będziemy jak ta baba z wierszyka Józefa Supińskiego. Zresztą już jesteśmy , bo od dawna pasiemy 'unijnych cyganów" naszymi zasobami, pozostając w głębokim przeświadczeniu, że dzięki nim ugotowaliśmy zupę. Na gwoździu. W odróżnieniu od bohatera powiastki, unijny cygan pewnie nam ów gwóźdź zostawi, żebyśmy go sobie mogli wsadzić.
Inne tematy w dziale Gospodarka