kelkeszos kelkeszos
3851
BLOG

Łukasza Warzechy wołanie na puszczy, czyli niedrożność elit

kelkeszos kelkeszos Społeczeństwo Obserwuj notkę 168

Każdy tekst opisujący naszą debatę publiczną powinno się zaczynać cycerońskim zawołaniem, bo rzeczywiście podłość czasów i upadek obyczajów na tym akurat polu są szczególnie dojmujące. O ile bowiem na chorych coraz częściej zasadach wymieniamy się ( jeszcze !) towarami, kapitałem, energią, o tyle wymiana myśli, czyli podstawa wszelkiej cywilizacji - zamiera na naszych oczach, a skutki tego stanu rzeczy są opłakane. Żeby bowiem mieć cokolwiek do powiedzenia , a już szczególnie jeśli mamy uczciwą intencję poinformowania odbiorcy, powinniśmy posiadać rzetelną wiedzę, opartą na słowach błyskawicznie wychodzących z użycia - zastanowieniu, namyśle, analizie, dociekaniu i przewidywaniu, w samym rdzeniu ich znaczeń. I tu jesteśmy świadkami klęski cywilizacyjnej, bo zdolność widzenia, słuchania, czytania, pozwalająca na ustalanie przesłanek zdarzeń, budowanie związków przyczynowych i oczekiwań co do skutków, zniknęły jako funkcje społeczne, a przy tym szczególnie w obrębie tych grup, które powinny stać na straży republiki. W tym wypadku trzech władz publicznych, ale też tej czwartej, nie posiadającej wprawdzie bezpośredniego mandatu demokratycznego, ale za to legitymującej się powszechną społeczną akceptacją dla swojej roli - strażnika ostrzegającego przed wszelkimi nadużyciami polityków, sędziów, czy przedstawicieli administracji, godzącymi w zakres naszych wolności. Wśród przedstawicieli mediów, rzetelnych dziennikarzy została garstka, z coraz większym trudem i w coraz gorszych warunkach usiłująca realizować to, co jest istotą ich zawodu, czyli informować.

Śledząc dość uważnie wszelkie medialne przedsięwzięcia i to w całym ich formalnym bogactwie, z przykrością zauważam, że dowiedzenie się z nich czegokolwiek, co miałoby cechy konkretnych danych, czy ustalonych faktów, graniczy z cudem. Dominuje hasłowa powierzchowność, a wszystkie  niemal przekazy dotknięte są nieznośnym piętnem swój/obcy, sprowadzającym istotę nie do tego co i dlaczego ktoś  robi i z jakim dla nas skutkiem, tylko do tego właśnie kto robi. Reszta nieważna. Drań może być tylko ich draniem, choćby popełnił czyn najgorszy. Bo jeśli zawinił występując w "naszej" koszulce, albo pod "naszą" flagą, to natychmiast draniem być przestaje.

I na tle tego ogólnego upadku, wyróżnia się publicystyka Łukasza Warzechy, dodać trzeba przy tym niestety, nie dlatego abym stylu, poglądów, czy kompetencji Autora nie cenił, ale dlatego, że na boisku , które można nazwać areną dociekliwości, biega w zasadzie sam. Jeszcze biega, bo jeszcze ma siły i chęci, na coś co inni już dawno porzucili. Na badanie materii , o której się wypowiada, co współcześnie oznacza nieprawdopodobnie wręcz żmudny trud przebijania się przez "tysiące norm, miliony norm" ( a serce ma się jedno ) aktów prawnych, unijnych i rodzimych, w tonach papieru regulujących życie "organizmu społecznego". Oczywiście - zwariować można - a nawet jest to chyba nieuniknione, czego oczywiście Łukaszowi Warzesze nie życzę, tylko przestrzegam. A najgorsze jest to, że zdobyta wiedza, poparta kompetentną analizą nie tylko niewielu obchodzi, ale wręcz naraża jej posiadacza, starającego się dyskutować w oparciu o konkretne zapisy, na niecierpliwe zakrzyczenie przez publiczność, nie mającą, a co gorsza nie chcącą mieć pojęcia co jej zgotowano.

Pamiętam z początku lat dziewięćdziesiątych swoją rozmowę z wybitnym prawnikiem, profesorem Witoldem Czachórskim, który  jako członek komisji do spraw reformy prawa cywilnego, odbywał serię spotkań z parlamentarzystami. Po którymś z nich stwierdził gorzko: "my tu się panie kolego zastanawiamy w różnych analizach norm, co ustawodawca miał na myśli, a ja nabieram przekonania, że myślenie, to czynność dla ustawodawcy zupełnie obca". Sędziwy już wtedy Profesor raczej nie spodziewał się, co przyniosą najbliższe dziesięciolecia, w których bezmyślność ustawodawcy, czy prawodawcy i to szczególnie na poziomie międzynarodowym, zostanie podniesiona do rangi zasady systemu, który w tej chwili opiera się na nieprawdopodobnej wręcz ilości kompletnie nonsensownych przepisów, możliwych do wprowadzenia i krępowania nimi naszych swobód, tylko dlatego, że publiczność nie ma pojęcia o istocie tych regulacji. A nie ma, bo..... Bo ci odpowiedzialni za przekazywanie tej wiedzy społeczeństwu mają zupełnie inne priorytety. Jedna baba drugiej babie ..... a dyskusja koncentruje się na ustaleniu którym końcem i pod jakim kątem. Na tym tle wyróżnia się Łukasz Warzecha, któremu się jeszcze chce. A jak ważne kwestie uciekają naszej uwadze, najlepiej zaświadcza ostatni film Redaktora, szczególnie we fragmencie dotyczącym KPO.

Zamiast bowiem zastanawiać się , jak to powinno być przy każdej umowie, do czego się zobowiązujemy i co otrzymujemy w zamian, zewsząd słyszymy tylko wrzask. Te pieniądze są nam potrzebne! Każdą cenę warto zapłacić, bo są niezbędne na i tu następuje cała litania zbożnych celów, od uzbrojenia armii , po budowę żłobków, szpitali i pomoc potrzebującym. I trzeba dopiero uczciwego dziennikarza, który zresztą z miejsca narażony jest na stek inwektyw, aby zrozumieć, że to kant propagandowy, bo te środki mają bardzo konkretną instrukcję użycia, niemożliwą do złamania. Mogą być wydane na precyzyjnie oznaczone cele, na określonych zasadach i we wskazanych terminach, po spełnieniu konkretnych warunków. A wszystko oznaczone stosownym ciągiem cyferek i literek, przesądzających, że żaden eurocent nie zostanie wydany zgodnie z wolą naszych rządzących, tylko w ramach dyrektyw nadzorczych.

Żeby jednak o tym wiedzieć musimy być gotowi na przyjęcie ponurych informacji i znaleźć kogoś kto to rzetelnie zrobi. Trafił się Łukasz Warzecha i dlatego został "ruską onucą". W tej sytuacji można stwierdzić, że społecznie jesteśmy dobrze i ciepło owinięci, jak każde stado baranów.

kelkeszos
O mnie kelkeszos

Z urodzenia Polak, z serca Warszawiak, z zainteresowań świata obywatel

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Społeczeństwo