catrw catrw
3108
BLOG

My nie zostawiamy swoich – ppłk Scott Mann

catrw catrw USA Obserwuj temat Obserwuj notkę 67

My nie zostawiamy swoich – ppłk Scott Mann


Amerykańskie media ujawniły operację specjalną, życie samo napisało scenariusz.

Weterani amerykańskich operacji specjalnych wkradli się do Kabulu, potajemnie pomogli ewakuować ponad 600 Afgańczyków.

 Wysiłek, nazwany "Task Force Pineapple", najwyraźniej zrodził się 15 sierpnia, gdy grupa weteranów zmobilizowała się, by uratować afgańskiego komandosa, który służył z ppłk Scottem Mannem, Zielonym Beretem.

Talibowie zidentyfikowali już komandosa i wysyłali mu sms-y z groźbami śmierci. Jeśli znaleźliby go przed Mannem i jego drużyną, był martwy. Grupa zadaniowa postanowiła spróbować go wydostać, narażając się na niebezpieczeństwo i wykorzystując kontakty w terenie do uzyskania pomocy.

Szybko wysiłki te przekształciły się w kabulski odpowiednik „Kolei Podziemnej”, dzięki czemu około 630 afgańskich weteranów i ich rodziny zostało bezpiecznie dostarczonych na lotnisko. "To zdumiewająca liczba jak na organizację, która została zebrana zaledwie kilka dni przed rozpoczęciem operacji, a większość jej członków nigdy nie spotkała się osobiście" - powiedział inny były Zielony Beret, Zac Lois, który pełnił rolę "inżyniera" kolei.

To pocieszające wiedzieć, że w środku tego wciąż nierozwiązanego narodowego upokorzenia, niektórzy wciąż wierzą w "no man left behind". To prawdziwi bohaterowie.

Afgański komandos został uratowany , wraz z sześcioosobową rodziną.

Wielu ludzi było zaangażowanych, zajmowali się zbieraniem informacji wywiadowczych i tworzeniem tras ewakuacji. O pewnych działaniach nie można jeszcze mówić.

Po wezwaniu, pasażerowie trzymali w górze swoje smartfony z grafiką żółtych ananasów na różowym polu...Ananas na różowym polu był paszportem do USA.

Wielu Afgańczyków dotarło w pobliże Abbey Gate i przeszło przez zaschnięty od ścieków kanał w kierunku amerykańskiego żołnierza w czerwonych okularach przeciwsłonecznych, któremu musieli się wylegitymować. Wymachiwali telefonami z ananasami, po czym byli wyłapywani i przenoszeni przez druty w bezpieczne miejsce. Inni zostali przywiezieni przez wojskowego noszącego zmodyfikowaną amerykańską flagę z emblematem 75 Ranger Regiment.

Około 130 Afgańczyków zostało bezpiecznie dostarczonych na lotnisko w ciągu pierwszych 10 dni operacji, ale gdy zegar tykał, a urzędnicy amerykańscy dali jasno do zrozumienia, że ewakuacje cywilów mają się zakończyć w ten weekend, jakoś udało im się dostarczyć 500 afgańskich żołnierzy i ich rodziny na lotnisko w środę w nocy. W jednym z pełnych napięcia momentów tego wieczoru lokalne telefony komórkowe przestały działać, co uniemożliwiło koordynację działań w terenie. Czy talibowie przerwali komunikację, psując wysiłek i pozostawiając zespół bezbronnym?

Okazało się, że nie. Wojsko amerykańskie tymczasowo zablokowało usługi w obawie przed IED za bramą. Łączność została przywrócona w ciągu godziny i misja odbyła się dalej.

Jeden z byłych SEAL, który brał udział w akcji, skarżył się ABC, że "nasz własny rząd tego nie zrobił. Zrobiliśmy to, co powinniśmy zrobić, jako Amerykanie".

\Pozostawienie człowieka w tyle nie jest w naszym etosie SEAL. 


catrw
O mnie catrw

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Polityka