Rafał Osiński Rafał Osiński
229
BLOG

Resort edukacji kontra psycholodzy? W tle szkolna franczyza

Rafał Osiński Rafał Osiński Społeczeństwo Obserwuj notkę 8
Sukcesywne zwiększanie liczby etatów dla specjalistów, którzy mają pomagać uczniom w rozwiązywaniu ich problemów, to dobry krok. Jednak Ministerstwo Edukacji i Nauki wprowadziło niepotrzebnie obligatoryjny algorytm, że wśród specjalistów co najmniej 25% godzin pracy musi wykonywać koniecznie pedagog specjalny, a drugie 25% psycholog. Inni pedagodzy (pedagodzy specjalni to tylko garstka wśród ogółu absolwentów pedagogiki) i pozostali specjaliści nieważni. Propagandowe hasło "Więcej psychologów w szkołach!" jako remedium na problemy w praktyce jest szkodliwe. Poza tym nie pozostawiono dyrektorom swobody w doborze kadry. Algorytm musi być spełniony i już!

Gdyby dyrektor szkoły miał akurat dwóch super pedagogów gotowych pracować na pełnych etatach lub analogicznie dwóch super psychologów, nie spełniłby zawartego w nowych przepisach algorytmu. Mimo że wcześniejsze rozporządzenie (cały czas równolegle obowiązujące) określa dla przedstawicieli obu profesji dokładnie takie same zadania na terenie szkół. Należy podkreślić, że jedyne realne różnice między pedagogiem a psychologiem dotyczą diagnozowania za pomocą testów intelektu i osobowości (testy osobowości to zresztą metoda zawodna), które należą tylko do kompetencji zawodowych psychologów. Jednak nie wykonuje się w szkołach, lecz w poradniach psychologiczno-pedagogicznych. Natomiast w zakresie poradnictwa, terapii czy innych form pomocy te pokrewne grupy zawodowe posiadają takie same możliwości - wiele zależy od kształcenia podyplomowego (niekoniecznie w zakresie psychoterapii). To w czym problem?

Ministerstwo chciało zabłyszczeć i zrealizować populistyczny apel. Tyle że okazało się, iż zwłaszcza w mniejszych miejscowościach nie znaleźli się chętni do pracy na stanowisku psychologa. W miastach sytuacja wygląda lepiej. Dlatego warto zdradzić "tajemnice kuchni" - oprócz faktycznie zaangażowanych psychologów szkolnych, jest niemała grupa traktujących zatrudnienie w oświacie głównie jako sposób na osiąganie minimalnego wynagrodzenia na podstawie umowy o pracę, aby prowadząc gabinety prywatne, nie płacić ubezpieczenia społecznego (tylko ubezpieczenie zdrowotne).

W mediach pojawiły się dziwne wypowiedzi przedstawicieli ministerstwa, że szybko zostaną uruchomione studia podyplomowe, co pozwoli uzupełnić niedobór psychologów w szkołach. Dziwne, ponieważ nazywać się psychologiem może wyłącznie osoba posiadająca dyplom magistra psychologii (ciekawostka: doktorat w tym zakresie nie byłby wystarczający). Okazuje się jednak, iż kuratoria oświaty wydają już decyzje uznające na potrzeby zatrudnienia w szkole równoważność różnych form kształcenia podyplomowego z posiadaniem dyplomu psychologa. Głos zabrała zatem członkini Ogólnopolskiego Związku Zawodowego Psychologów (taki twór też mamy w naszym kraju), określając działania ministerstwa jako zagrażające bezpieczeństwu psychicznemu uczniów. Z formalnego punktu widzenia  ma rację, natomiast jest to raczej forma obrony interesów własnej grupy zawodowej. W rzeczywistości nie chodzi o dobro uczniów.

Zaangażowani familiolodzy, socjolodzy czy pedagodzy o różnych specjalnościach na dyplomach (nauczyciele nie są pedagogami) i to dodatkowo po kształceniu podyplomowym mogą często efektywniej pomagać dzieciom i młodzieży niż niejeden psycholog bez charyzmy. Oczywiście słowa uznania należą się psychologom wykonującym pracę z powołaniem, ale naprawdę nie brakuje w tej profesji (jak każdej) bylejakości. Poza tym widziałem setki cv i nierzadko psycholożki z dyplomami magistra deklarują się jako pasjonatki paranauki czy szamanizmu; czasem też wróżbiarstwa.

Racjonalną decyzją resortu oświaty byłaby zmiana rozporządzenia i uelastycznienie w szkolnictwie siatki zawodów pomocowych, zapewniających profesjonalne wsparcie uczniom w sytuacjach kryzysowych. To jednak wymagałoby od ministerstwa odwagi przyznania się do błędu i naraziłoby na kolejne niezadowolenie myślącej korporacyjnie części środowiska psychologów (nie wszyscy psycholodzy podzielają korporacjonizm - zwykle ci lepsi, którzy znają swoją wartość).

Zgodnie z przepisami, za organizację pomocy psychologiczno-pedagogicznej ponosi odpowiedzialność dyrektor szkoły. Obecnie dyrektorów traktuje się, jakby prowadzili działalność w ramach sieci handlowej: dostają różne sztywne wytyczne, które mają skrupulatnie realizować, lecz za skutki są rozliczani jak za własne suwerenne decyzje. Chociaż szkolnictwo to nie korporacja, a dyrektor nie powinien być stawiany w roli franczyzobiorcy.

Rafał Osiński 


Udostępnij Udostępnij Lubię to! Skomentuj8 Obserwuj notkę

Sprawy edukacyjne, ochrony zdrowia, społeczne i kościelno-religijne to bliskie tematy. Ale nie tylko. Jestem uważnym obserwatorem i pomagam, abyśmy nie utopili się w naszej rzeczywistości. Prowadzę kanały: https://www.youtube.com/@RafalOsinski-Czlowiekiembyc https://twitter.com/RafalOsinski_

Nowości od blogera

Komentarze

Pokaż komentarze

Inne tematy w dziale Społeczeństwo