Jesteśmy skazani na ocenianie. Im ktoś posiada wyższy potencjał intelektualny, tym jego procesy myślowe są sprawniejsze, a skłonność do analitycznego spojrzenia zazwyczaj większa. Człowiek postrzega rzeczywistość, a zachowania innych ludzi odnosi do własnych; nierzadko też porównuje siebie do innych czy rzeczywistość konfrontuje z deklaratywnymi wzorcami. Zbiera doświadczenia, które w przyszłości mogą posłużyć jako pomoc w zapobieganiu błędom - taka "profilaktyka porażek". Wreszcie wraz z długością życia wzbogaca się nasza intuicja, a jeśli nie słuchamy jej przestróg właśnie w imię nieoceniania, zazwyczaj dostaniemy od życia kopniaka. Na szczęście zebrałem (tylko) kilka takich lekcji i skutecznie nauczyły, że intuicji warto dawać pierwszeństwo.
Irytują mnie specjaliści "po fachu" (a pracuję w przestrzeni edukacji i profesjonalnej pomocy ludziom znajdującym się w trudnych sytuacjach życiowych), którzy ostentacyjnie podkreślają "zakaz oceniania" i próbują w tym duchu kształtować postawy innych, jakoby to miało stanowić gwarancję wzajemnego szacunku i dobrych relacji międzyludzkich. Jednak wpadają we własną pułapkę, ponieważ jeśli ktokolwiek ośmieli się sprzeciwić takiemu podejściu, wówczas najczęściej do głosu jednak dochodzą ich negatywne emocje i werbalnie besztają z błotem adwersarza, który ośmielił się wyrazić odmienny pogląd niż ich "politycznie poprawny". A potrafią tego dokonać z jeszcze większą precyzją i zadając boleśniejsze ciosy nawet niż Łukasz Warzecha (co w tym kontekście podkreślam akurat z pewną dozą sympatii dla Łukasza). W ten sposób udowadniają, że również oceniają, a wizja nieoceniania nikogo i niczego jest mrzonką... Zresztą obecną także w niektórych opcjach kulturowo - politycznych, gdzie niby wszystko jest względne oraz nie obowiązuje kryterium dobro - zło (nawet gdyby krzyczało lub waliło prosto w oczy).
Krucjata na rzecz nieoceniania wydaje się szkodliwa zwłaszcza dla młodzieży. Styl ubioru, używane słownictwo i wreszcie nawyki, jakie obserwuje otoczenie, są kryteriami nieuchronnego oceniania. Nastolatki lubiący ekscentryczność powinny mieć świadomość, że skoro zwracają przyciągają silniej uwagę, wystawiają się nie tylko na bardziej przenikliwe ludzkie spojrzenia, lecz równocześnie na ryzyko częstszych ocen (w tym doświadczenia krytyki).
Są i tacy, którzy mogą próbować postulat nieoceniania uzasadniać ewangeliczną przestrogą: "Nie sądźcie, abyście nie byli sądzeni". Jednak ten fragment Biblii trzeba raczej traktować jako przestrogę przed przekreślaniem i potępianiem drugiego człowieka - nie zaś jako zakaz myślenia, weryfikowania i wyciągania wniosków. Ponadto to w Piśmie Świętym są fragmenty zachęcające, aby upominać drugiego człowieka, jeżeli niepokoi nas jego zachowanie, które zagraża bezpieczeństwu tego człowieka albo może krzywdzić innych. W takim ujęciu bierne przyglądanie się byłoby przejawem obojętności, a brak reakcji stanowiłby zło. Kryterium, czy i w jaki sposób to robić, stanowi w chrześcijaństwie prawo miłości: co jest moją motywacją, czemu ma służyć moja interwencja i jak ją zrealizuję? Natomiast kryterium to nie jest przecież związane wyłącznie z jedną religią; należy do kanonu bardziej uniwersalnych norm moralnych. A prawo człowieka do formułowania ocen przez wieki nie uchodziło za niegodziwość.
Ponadto gdyby wyrugować ocenianie z naszych ludzkich skłonności, nie powstałaby znaczna część tekstów publikowanych w "salonie24".
Rafał Osiński
Komentarze