Żyjąc w tym społeczeństwie dostrzegam różne równoległe światy. Gdzieś równolegle dostrzegam świat ludzi którzy bezkrytycznie przyjmują otaczające ich wartości, choćby te powtarzane w mediach mainstreamowych. To są ludzie pozorujący życie wg tych wartości. Piszę o pozorowaniu, ponieważ całe te grupy, ich rzekome szczęście, wydaje mi się trochę teatrem. Wyidealizowanym, polukrowanym, tak jak owe, wiele upraszczajace, wartości.
Problemy zmiata tu się pod dywan, nikt nie zadaje zbędnych pytań. Po prostu żyjemy, idziemy z prądem, tak jest wygodniej i łatwiej. Te wartości są proste: w pewnym wieku żenimy się, często bez miłości, ale "bo tak trzeba", "bo rodzina marudzi", "bo tak trzeba", "bo inni". Tym ludziom usuwa się spod nóg pewien świat- ten świat systemu polskiej edukacji, w którym spotykają mnóstwo osób i są w stanie zdobyć tam partnera. Gdy ten okres kończy się w ich życiu- oni rozumieją, jak psy, że oto trzeba.
Bo oto ich dalsze życie zamieni się w świat ruszających się firanek. Świat obsesyjnych obaw "co pomyślą sąsiedzi". W świat codziennego oglądania telewizji, oglądania świata jedynie z pozycji kierowcy samochodu, dojeżdżającego do tej samej, monotonnej pracy.
Ci ludzie potrafią się zamienić w kanapowych kapci. Ich świat relacji i znajomych to "nasza klasa". To po prostu znajomi z systemu edukacji, równie zagubieni tak jak i oni, ale tego nie przyznający. Część tych ludzi staje się kanapowymi kapciami sensu stricte. Potrafią zaszyć się w domowych pieleszach, chodzić jedynie do pracy i na zakupy. Popadać w obsesje typu zakupoholizm, zagracający ich mieszkania. Mają podobnych znajomych, czasm w ogóle nie mają przyjaciół. Ich świat mógłby być kanwą horroru społecznego, ale starają się nie dać tego po sobie poznać.
W owe okoliczności są wtłoczeni surowym wychowaniem, presją grupy rówieśniczej oraz biedą. De facto są wykluczeni społecznie.
Kościół jest dla tych ludzi obrzędem. Wydaje się że Polska generalnie jest krajem pogańskim, bo różnice z krajami o tradycji judeochrześcijańskiej są zaskakujące. W polskim katolicyzmie ludycznym dominuje kult artefaktów, przypominając tym samym ludyczne katolicyzmy krajów Ameryki Łacińskiej, albo pewne elementy Candomblé, takie jak pozorny monoteizm.
Dla polskiego ludo-katolika kościół jest miejscem świętym, pełnym przedmiotów posiadających moc magiczną. Ludokatolik zaspokaja swoje potrzeby religijne już poprzez modlitwę do pozłacanego ołtarza. Ołtarz praktycznie zastępuje transcendent, sam się nim stając. W pamięci polskiego katolika tkwią fragmenty nauczania religijnego o wiecznie zapalonej czerwonej lampce, przemianie hostii w fragment ciała boskiego.
W porównaniu z innymi wyznaniami, w których często jedynym przekazem "religijnych przywódców" jest nakaz krytycznej analizy Biblii (np. ruchy protestanckie lub odłam rasta o nazwie "12 Plemion") takie postawienie sprawy wydaje się powrotem lub przejęciem utensyliów i praktyk z poprzednich systemów wyznaniowych, co zresztą jest normą w świecie wielkich religii.
Zdaniem antropologa, prof. Anny Zadrożyńskiej "z historycznego punktu widzenia formy kultu są rzeczywiście takie jak w pogańskich kulturach rolniczych, odwołujących się do sacrum zaświatów", i "zostały bezszmerowo włączone w chrześcijański kontekst obrzędowy". Nawet wg prokatolickiego historyka, prof. Normana Daviesa, "dziedzictwo pogaństwa wciąż jest w Polsce żywe, a nawet się rozwija". Przywołuje przykłady: zaduszek i dożynek oraz np. święcenia samochodów.
Wg Podgórskiej (2007) "widziana oczami zewnętrznego obserwatora polska religijność jawi się jako szczególnie uzależniona od rekwizytów, widzialnych znaków: popiołu, palemek, różańców, medalików, obrazków. U nas do dziś figury płaczą krwawymi łzami, a plama na szybie może stać się cudownym wizerunkiem Matki Boskiej i gromadzić tysiące wiernych. " Wg Zadrożyńskiej to chrześcijaństwo upowszechniło się w kulturze pogan, a nie odwrotnie.
Ale zagadką pozostaje upowszechnienie kultury drobnomieszczańskiej; owych obaw przed opinią otoczenia. Są one obce w części młodego pokolenia Polaków, którzy jakoś skutecznie się z owych lęków wyzwolili. Z innej jednak strony ich kultura dużo bardziej bazuje na środkach psychoaktywnych, wzmagających także określone funkcje społeczne: towarzyskość, poczucie własnej wartości.
To że w Polsce równolegle funkcjonują różne cywilizacje i różne systemy wartości, dowodzi wciąż chyba bardzo silnych podziałów wyznaniowych, bardzo mocno przekładających się na ścieżki kariery, grupy rówieśnicze (peer groups). Badania dowodzą że kształtowani jesteśmy nie tyle przez rodzinę (która w istocie ma mały wpływ), co przez rówieśników.
Doświadczenia osób o liberalnych poglądach odnośnie tolerancji między rówieśnikami w polskich szkołach są raczej traumatyczne. Choć to się zmienia: lesbijki z młodszego pokolenia donoszą o tym że w szkole odbywały lesbijski seks na przerwach, podczas lekcji, na oczach nauczycielki wsadzały dłoń w stanik partnerki. Ujawianiając swoje preferencje seksualne wobec wszystkich.
Tym niemniej polska szkoła nie jest miejscem gdzie może nastąpić przejście do polskiego "świata równoległego", w którym kwestionowanie wartości pierwszego z tych światów jest normą. Tymczasem już w szkołach niemieckich część nauczycieli reprezentuje "świat równoległy" i uczy uczniów kontestacji: zadaje niewygodne pytania, krytykuje władzę, prezentując nieznaną w Polsce niezależność. To jest orka na uczniowskim ugorze, ale w odróżnieniu od Polski, ona tam występuje, co autor zaobserwował osobiście.
Polska to kraj kapci przy kanapie. Świat równoległy, ten kontrkulturowy, jest nieliczny, wręcz marginalny, rozdrobiony, niespójny. Funkcjonuje w wymiarze grup rówieśniczych, kierowanych przez liderów opinii i stylu. Funkcjonuje w wielkomiejskich wyspach liberalizmu, choćby dlatego że jego efekty końcowe, te dojrzałe jednostki są bardzo mobilne i podążają sa większymi szansami życiowymi dow ielkich aglomeracji.
W Polsce świat domowych kapci kwitnie, wraz z kulturą gloryfikującą takie postawy i wartości życiowe. Twórczość kontrkulturowa- filmy, muzyka, ma niewielki zasięg. Jeśli sugerować się treścią polskich stacji telewizyjnych czy radiowych, możnaby odnieść wrażenie że wręcz nie istnieje. Świat ludzi którzy zamawiają skrzynki z ekologiczną żywnością, i odnoszą do sklepu truskawki (bo pachną i smakują chemią). Świat pacyfistów, wegetarian, muzyków grających na dziwnych instrumentach, bojowników o prawa zwierząt, buddystów, mniejszości takich jak moja.
Dlaczego? W mediach konserwatywnych między wierszami wyczytać można nie wprost wyartykułowane uprzedzenia wobec takich postaw życiowych i środowisk. Wartości postmaterialne wzbudzają uczucie politowania i podejrzenia o dziecięcą wręcz naiwność. W "Rzeczpospolitej", której namiętnym czytelnikiem byłem lat temu kilkanaście, pisano wprost o "społecznym brudzie", straszono obalaniem ładu społecznego. Tajemnicą poliszynela tych środowisk jest pogarda z jaką traktują grupy kontrkulturowe, opisując je stygmatyzującymi łatkami. To oczywiście buduje mur graniczny między dwoma światami, stabilnymi na tyle by mogły trwale żyć rownolegle.
Żyjemy mitem polityki; ona tu jest nieobecna. Wymiana między tymi dwoma światami w istocie jest niewielka. Jeśli nawet jeden z tych światów kwestionuje inny równoległy, to są to kameralne spotkania na temat np. "seksu radykalnego", gdzie młoda naukowiec skrytykuje światopogląd katolicki i powie że terminologia w jakiej opisano rozdział o seksie w podręcznikach szkolnych pochodzi sprzed półwiecza. A całość powinno się w ogóle przenieść z gimnazjów do podstawówek, bo to wtedy uczniowie inicjują się seksualnie grając choćby w rozgwiazdę (nagie partnerki układają się stykając nogami), albo losując kto z kim w klasie będzie spał.
Kontrkultura na Zachodzie już raz wygrała. Przejęła szkoły, uczelnie. WPolsce mainstream często używa kontrkulturowyych metod przekazu na swoje potrzeby. Gazeta Wyborcza zapożyczyła formę komisku prezentującego konserwatywne treści w "Gazecie Stołecznej". Większość społeczeństwa z kontrkulturą zwykle nie miało jednak bliskiego styku, znając ją jedynie z przekazów krytycznych bądź z incydentów.
Literatura:
Podgórska Joanna, „Święta w starych dekoracjach” – „POLITYKA” nr 14 (7 IV 2007).
Inne tematy w dziale Polityka