Sozialopfer. Ofiara socjalna- to ktoś kto żyje z zapomóg socjalnych i różnych świadczeń płaconych przez organy państwa. Ma postawę żebraczo- roszczeniową. Zasilanie jego kiesy zabiło w nim instynkt homo oeconomicus, przemieniło go w kapcia kanapowego, pogodzonego z losem ludzio-śmiecia, człowieka-odpadu, używając terminologii zbudowanej przez Z. Baumana.
Jechałem dziś ponad 1000 kilometrów koleją. Aż z Kolonii. Jechałem na tereny polskiego pogranicza. Po 5 przesiadkach, zwiedzaniu miast niemieckich, z których niektóre, jak Magdeburg, tak zostały przebudowane w ostatnich 5 latach że po wysiadce z pociągu nie mogłem w ogóle rozpoznać topografii okolicy, a idąc ulicami pytałem mieszkańców kiedy zbudowano te domy, bo w życiu nie widziałem wcześniej nudnym i szarym w Magdeburgu domu w stylu Hundertwassera… To brzydkie postkomunistyczne miasto w ciągu 5-ciu lat przerodziło się w kolorową metropolię z nowymi kwartałami w centrum miasta.
Zadbany biznesowy Düsseldorf, gdzie wpadłem na ulicę z witrynami sklepów w całości po chińsku tudzież podobnych hieroglifach. Urocze centrum Bielefeld, z obsadzonymi pięknymi drzewami śródmiejskimi pasażami. Przecudowny Brunszwik położony nad malutką, ale uroczą rzeką Oker, otoczoną willami z ogrodami kawiarnianymi tarasami schodzącymi do samej rzeki.
Docieramy bliżej polskiej granicy. Już za Brunszwikiem gęstość zaludnienia spada, rozpościerają się tereny z przewagą rolnictwa, niekiedy przemieniającego się w farmy wiatraków elektrycznych. Wielki, 4,5-milionowy Berlin zajmuje krąg o średnicy około 100 kilometrów. Brandenburgia Wschodnia to już równina. Lasy, pola, trochę wiatraków. Frankfurt nad Odrą. Przedsmak Polski- na polską stronę Brandenburgii Wschodniej praktycznie kolej już nie kursuje. Do największego miasta po polskiej stronie kursuje ledwie jeden pociąg osobowy dziennie. Który właśnie odjechał.
Idę więc piechotą. Idę przez opustoszały, wyludniony (po zjednoczeniu Niemiec uciekło stąd 30 % mieszkańców) i powoli wyburzany (ubyły bloki przy moście granicznym z Polską) Frankfurt nad Odrą. Nowe galerie handlowe obok wieży Oderturm. Obok- nieudolnie i brzydko odbudowany frankfurcki rynek. Most przez Odrę, na rzece łodzie wiosłowe niemieckiego związku wioślarzy (Polacy swojego nie mają). Na ulicach obu miast liczne plakaty wzywające do „Wyborów Komunalnych” 11 lipca bodajże.
To arcyudana prowokacja lokalnego artysty Kurzwelly’ego, któremu udaje się nawet burzyć „statecznych starszych wiekiem mieszkańców Frankfurtu nad Odrą” którym nie podobają się plany zlania obu miast w jedno, a sztuka myli im się z rzeczywistością. Kto wie, może zagłosują na „Słubfurcką Partię Kłótni” i inne tego typu wynalazki z jednym z dwóch lokali wyborczych?
Polska jest brudna. Brudne są Słubice, wystarczy przekroczyć granicę. Na al. Wojska Polskiego papiery, chodnik niezamieciony. Nagle dostrzegamy tandetę i kicz. Meksyk Europy. Całe osiedla domów socjalnych. Balkony podparte drągami, by nie pospadały (jeden spadł przy głównej ulicy miasta).
Musiałem na piechotę przejść granicę, bo w zasadzie nic przez nią nie jeździ. Po 4 kilometrach „z buta” wsiadam do autobusu na obskurnym dworcu autobusowym, od paru lat mającym za swoją siedzibę kontener. Przez większość trasy jestem jedynym pasażerem. Oglądam widoki, już zasadniczo inne. Polska wygląda na kraj ofiar socjalnych. Ludzi tak biednych że są niewolnikami swoich mieszkań. Mieszkań socjalnych. Nie mogą ich nawet sprzedać ani wynająć, by się gdzieś przeprowadzić, bo straciliby je. Niewolnicy socjalu.
Opowiadano mi dziś o przyjeździe na Pogranicze polskiego emigranta mieszkającego dziś w Holandii. Denerwował się na „polski burdel”, bałagan i brud widoczny już od samej granicy. Opowiadał że tak chciałby aby na Pograniczu pojawiło się jakieś ożywienie. A jest marazm, stagnacja. I tak tu jest od lat. A w Holandii- mimo że szef i szefowa to grubasy po 120-150 kilo, to państwo zarządzane świetnie, wszędzie ścieżki rowerowe sra ta ta. Aż chce się mieszkać. A tu?
Getta. Osiedla w których od upadku komuny praktycznie nic się nie zmieniło. Blokowiska zamieniały się w getta z balkonami w niepasujących kolorach. Trawniki stały się psimi toaletami. Pojawiły się twarde dragi. Zrobiło się niezwykle niebezpiecznie, miasta wskoczyły na czoła statystyk przestępczości w kraju. Ci mający ambicje i wymagania wyjechali. Zostały ofiary społeczne. Albo ludzie którzy żyją w sztucznym świecie zadbanych podwórek, wychuchanych domów, ludzie odcięci od niebezpiecznego otoczenia na ich własne życzenie. Rodzaj grodzonych osiedli, gated communities w mniejszej skali.
Polska, z perspektywy mojej dzisiejszej podróży, jest nie tylko bogatą Warszawą, ale przede wszystkim tą zapomnianą Polską C. Polską ofiar socjalnych, ludzi w popegeerowskich blokach. Ludzi w wielkomiejskich gettach. Tutaj nic się nie dzieje, nawet nie wiadomo czy ci ludzie jeszcze tu są. Trudno dociec co robią. Jest pusto. Pusty dworzec, puste autobusy, puste ulice. Może, tak jak Frankfurtczycy, i oni już uciekli?
Inne tematy w dziale Polityka