Crossen an der Oder/ Krosno Odrzańskie to miasto-ruina. Odbudowano jakieś 10 % zniszczonego centrum. Przelatujący autami przez miasto cudzoziemcy są zaskoczeni wpadając nagle na wielki plac z kostki brukowej, na którym nie wiadomo jak jechać, ale wszyscy grzeją przez środek. Ten dawny rynek był kiedyś otoczony dwupiętrowymi kamienicami z ogromnymi, dwukondygnacyjnymi poddaszami. Plac ten wyglądał bardzo wielkomiejsko. Dziś jest tylko otoczoną krzewami i trawą brukową zagadką na szosie Berlin- Breslau.

Odwiedzam lokalne muzeum. To wielka kolekcja kilkuset starych pocztówek, pokazująca „jak to pięknie było”. Panie z Urzędu Miejskiego mówiły że skupuje się je na Allegro. Pokazują malownicze miasto w dolinie Odry, „wenecki kanał” za meteorem, zasypany jakimś gruzem... Te pocztówki urzekają. Zatrzymał się na jednej z nich klimat jakiejś otwartej imprezy, pozbawionej tego wszechogarniającego dziś to miasto turpizmu.
Pocztówki przestawiają miasto bez obleśnych azjatyckich szyldów, szpecących dziś każdą ładną architekturę. Koło głowy Neptuna i jego wideł nad wejściem do barokowego kiosku rzutki biznesmen reklamuje swoją kwieciarnię. Ale idąc ulicą Bismarcka, taką nadoddrzańską promenadą, natrafiłem na estetyczny, przedwojenny jeszcze szyld podświetlany, dziś reklamujący „powiatową komendę policji”....
Pani z owego muzeum pokazała jeden z domków na pocztówce i stwierdziła że tam mieszka. Obok miała znajdować się ongiś winnica, restauracja i wieża widokowa. Zaciekawiony, postanowiłem po 64 latach od wkroczenia Polaków i przejęcia polskiej strefy okupacyjnej udać się w ową okolicę. Za kratownicowym mostem na Odrze skręciłem w lewo i znalazłem się w świecie z lat 40-tych XX wieku.
Przedwojenne barierki odgradzały brukowaną kostką ulicę od stromego nabrzeża. Nadrzeczną promenadę obsadzono drzewami. Idę wzdłuż nabrzeża na spacer. Drzewa z alejki wykarczowano naprzeciw kilkupiętrowych, znikąd nagle wyrastających kamienic. To świat sprzed 70 lat. Z tym że z domów łuszczy się farba i tynk, wszystko zapyziałe jakieś, nieświeże. To komunalne mienie zapewne. Pamiętam zaskoczenie w Lubaniu- na ulicy w kierunku Leśnej wszystkie niemal posesje oddano ludziom, były wspólnotami. Tu zaś nie.
Odkrywam dom z wieżyczką z pocztówki. Wdrapuję się. Okazuje się że po dawnej restauracji- ani śladu. Wieża widokowa spaliła się jeszcze przed wojną. W ogóle w całym mieście wygląda bardzo post-emigracyjnie. Czuje się jakby brak nadziei, brak pieniędzy, brak szans. To nie jest miasto rozwoju, nie produkuje się tu niemal nic, poza produktami małych firm. W Crossen dominują twarde narkotyki, amfetamina. Jeśli w okolicznych miastach młodzież pod blokami pali sobie blanta, to tutaj jadą amfetaminą- fetą i inną chemią.
Odkrywam Nadodrzańską Szwajcarię. Wąwozy rozciągają się w zboczu doliny Odry, wypłukały je strumienie ściekające do rzeki. Badam teren dawnych winnic. Dziś odzyskuje go natura. Wszędzie rosną jakieś zagubione świerki, zdziczałe tuje i rzadkie drzewa, porasta to głóg. Gramolę się tami wąwozem, potem wdrapuję się na jedno ze wzgórz. Przechadzam się między domkami z widokiem na przełom Odry. Ach, ile warty jest taki pejzaż z okna, z tarasu.
Dziś miasto jest areną skandalu. Jak mówią w szatni miejscowego ośrodka sportowego, Osiru, prezes tego ośrodka jest jednocześnie burmistrzem miasta, i sam sobie przyznaje dotacje i potem kontroluje ich wydawanie. Radnemu odpowiedział, że może go tak poklepać, że mu zęby czwórkami „wyjdą odbytnicą”. Prokuratura w Żaganiu umorzyła śledztwo o grożenie urzędnikowi publicznemu przez tego burmistrza, mimo że uchwyciła to kamera telewizji. Rzecznik burmistrza zastanawia się, czy radny „obawia się bardziej o odbyt, czy o zęby?”
Radny uzyskał dostęp do dokumentów dotyczących działalności gminy dopiero po wyroku Sądu Administracyjnego. Ponadto zarzuca że burmistrz zadłuża miasto, zaciągając kredyty na spłatę poprzednich. A wybrany został głosami nie mieszkańców miasta, ale mieszkańców okolicznych wiosek.
Miasto Crossen dziś to azjatyckie reklamy, opuszczona i zniszczona magistrala kolejowa ongiś łącząca Poznań z Dreznem, Lipskiem i południem Europy, puste place w miejscu dawnego centrum, zrujnowane przedwojenne nieruchomości. Jest pewna jaskółka. Upadł kartel przewoźników autobusowych na głównej linii autobusowej do Crossen. Mój kolega opowiada jak jeszcze niedawno płacił 11 PLN za bilet na tej trasie, gdy panowała zmowa cenowa (o której dyskutowali nawet kierowcy autobusów, co sam słyszałem), a po wejściu trzeciego czy już czwartego przewoźnika ceny biletów dominującego przewoźnika spadły o połowę, do 5,50 PLN, a studencki u najtańszego przewoźnika kosztuje podobno 2,50 PLN.
Crossen to problemy współczesnej polskiej prowincji w pigułce. To życie poniżej poziomu sprzed lat 70-ciu. Te pocztówki są niemymi dowodami niewydolności, upadku, rozpadu. Chaszcze zamiast restauracji, dzicz zamiast winnic. Trawnik zamiast kamienic wokół rynku. Chaos reklam, tablic. Ohydnie i obleśnie zastąpiło malowniczo i urzekająco.

Inne tematy w dziale Rozmaitości