Rynkowe młyny mielą nieubłaganie. Sudety-Lift to zarządca kolei linowej w Szklarskiej Porębie. Od 16 lat nic tam się nie zmienia, poza jednym nowym wyciągiem orczykowym 9 lat temu, co przyznaje na łamach prasy dyrektor techniczny spółki Sudety-Lift. Kolejka jeździ powoli, bardzo powoli, kilka razy wolniej od innych kolejek. Wszędzie obok wyciągi zmodernizowano, przyspieszono kolejki krzesełkowe dodając taśmociągi ładujące pasażerów, tutaj przez lata odcinano tylko kupony od tego co było.
W Sudetach klienci na ogół psioczyli na Szklarską Porębę. Że kolejki, że mała przepustowość. A teraz proszę. Nawet się nie stoi, idzie na bieżąco. Całe te chmary narciarzy i snowboardzistów, ongiś kłębiących się przy bramkach, gdzieś odjechały. Przyczyny są naokoło: wielkie kanapy po czeskiej stronie, albo inwestycja w Bad Flinsberg, gdzie uruchomiono nową kolejkę gondolową. Inwestorem były spółki biznesmena Sobiesława Zasady.
Rozumiem względy ekologiczne. Że nie powinno się wycinać rzadkiej przyrody pod nowe kolejki gondolowe. Ale przynajmniej można dodać taśmociągi i różne unowocześnienia do tych starych. Bo Szklarska Poręba jest przykładem że w tym biznesie można podupaść. Że całe miasto wokół takiego narciarskiego biznesu może obumrzeć. Podobnie obumarł też Karpacz. Gdy tam jestem, widzę zaniedbane domy, liszaje grzybów i zacieków na ich szarych fasadach. Ciekawi mnie, czy wciąż są komunalne.
Tylko w Polsce kurorty mogą wyglądać slamsowato. Gdy mój ojciec był w Karpaczu ze mną w ubiegłym roku, odprowadzał mnie na kolejkę krzesełkowa i zszokowany rozpoznał pojedyncze krzesełko ze swojego dzieciństwa. Dziś zaś przy stole, podczas wieczerzy towarzystwo zastanawiało się, czy Sudety-Lift to jakaś spółka państwowa.... Robi wrażenie zastygłej.
Mam swoją teorię na te pustki. Do kurortów po polskiej stronie generalnie Polacy zdemontowali tory. Zostały tylko gdzieniegdzie, tak jak w Szklarskiej, gdzie linię za komunistów zelektryfikowano, więc mogły tu docierać pociągi elektryczne, a autobusów spalinowych polskie koleje generalnie jeszcze nie odkryły (w Czechach obsługuje się nimi połowę pracy przewozowej na kolejach). Kolej przez lata dowoziła turystów, którzy nie byli zmotoryzowani, nie mogli więc wybrać się gdzie indziej. Oni więc przez lata jeździli na tym co było.
Ale ostatnio kolej upadła jeszcze bardziej. Gdy Polacy generalnie przesiedli się na samochody, masowy klient dojeżdża tam, gdzie ma do dyspozycji lepszą infrastrukturę, czyli do Czech lub Bad Flinsberg (czyli mocno zniemczonego dziś Świeradowa). Jeśliby zrobiono wreszcie zrujnowane tory do Czech, to nawet te nędzne resztki turysty masowego uciekłyby tam.
Tyle że porzucona przez laty przez PKP linia kolei pasażerskiej do Czech jakoś nie jest odbudowywana mimo kilkunastu lat obietnic. I jest to wielka szkoda- dostać się bez samochodu nie ma jak, a po polskiej stronie nie ma nawet snowparków, więc fani trików na desce albo muszą mieć tudzież kupić sobie samochody, albo nudzić się na tej zrujnowanej infrastrukturze do zwykłej jazdy.
Dziś w Sudetach śniegu jest tak mało, ze działa tylko Puchatek, trasa dla dzieci i osób starszych w zasadzie. Na reszcie tras tablice informują o ich zamknięciu, widać czubki kamieni, wystają ze śniegu zarośla, jest lód. Ludzi jak na lekarstwo, takiej bryndzy jak żyję tu nie widziałem. I dobrze, doigrali się. Kolejkowych monopolistów załatwiły zmiany dookoła nas- nowe inwestycje, uniezależnienie się mas od transportu zbiorowego. Ale kryska na monopolistę przyszła dopiero po kilkunastu latach odcinania kuponów, zgarniania renty monopolisty od tego co raz stworzono i nie poprawiano.
Dziś nie interesuje mnie nocna jazda w Szklarskiej Porębie- kilkanaście kilometrów dalej jest Bad Flinsberg albo Czechy. Myślę że ten pogląd podziela większość doświadczonych fanów tych sportów. Upadek Szkarskiej Poręby nawet mnie satysfakcjonuje, jest to efekt ich działania na tym rynku i olewania klientów.
Inne tematy w dziale Rozmaitości
