Mijają igrzyska, a ja zobaczyłem z nich tylko krótki występ polskich łyżwiarzy figurowych, siedząc z goszczącą nas rodziną na faweli w dalekim Rio de Janeiro. Obawiam się że po niespecjalnie wielkim treningu zrobiłbym to samo co oni- te kilka zakończonych glebami prób jakichś skoków i prostych trików. Występ polskich łyżwiarzy nazwałbym tragedią.
Od jakiegoś czasu interesuję się trikami akrobatycznymi. Trenuję malutko i mam jakieś malutkie sukcesy, takie na miarę 30-latka. Ale- po raz pierwszy od lat dopadłem salę do akrobatyki i klub sportowy otwarty na wszystkich. W wielu miastach tego nie ma- klubów sportowych w których trenerzy puszczają z głośników denshole i raggadżangle, a wiara trzaska sobie salta i fiflaki. W moim rodzinnym mieście tego nie było.
Zajęcia sportowe na mojej rodzinnej dzielnicy w stolicy prowincjonalnego województwa mieliśmy w salce tak absurdalnie małej, że po zrobieniu gwiazdy znajdowałem się na przeciwległej ścianie. Gdy odwiedziłem fawele w Rio de Janeiro, to zajęcia capoeiry odbywaliśmy w sali o powierzchni chyba 50-krotnie większej. Był to dom kultury na fawelach, bez porównania większy niż ten na mojej rodzinnej dzielnicy, ba, miał basen (bez wody co prawda) i boisko do piłki na dachu (tamtejsza norma, ogrodzone siatkami boiska na dachach miały też sąsiednie soc-bloki na faweli).
Polska mi się kojarzy z tabliczkami zakazującymi gry w piłkę. Nie wiedzieć czemu, w Polsce nie buduje się osiatkowanych boisk na dachach budynków, co uważam za przedni pomysł. Infrastruktura sportowa jest żadna. Mając rodzinę blisko gór w zachodniej Polsce, do snowparku muszę jeździć na czeską stronę gór, bo po polskiej stronie nic nie ma, te zapyziałe, zgniłe i upadłe kurorty młodych Polaków z deskami mają gdzieś. Z kumplami czasem pakujemy się w minibusa i jedziemy do Czech wioząc nawet pulpity didżejskie i i cały soundsystem.
Snowboarderzy w tym dzikim świecie potrafią sami sobie zorganizować miejscówki takie jak nielegalny snołpark przy skejtszopie w centrum miasta, ale ich sezon się kończy wraz z roztopieniem się śniegu. Choć mógłby dalej trwać. W Warszawie jest sztuczny stok, ale rajli czy hopki do skakania tam nie uświadczymy- został on zresztą niedawno upaństwowiony przez reżim konserwatywnych socjalistów. A ci nie mają zajawek na takie sporty.
Nikt sobei nie zdaje sprawy ile trzeba wydać na porządne uprawianie takich sportów jak snowboard. Deska dobrej marki to 1,5- 2 koła i w górę, ciuchy, buty, kask i ochaniacze to jakieś 5 koła. Na tydzień wyjazdu z tysiąc zika pójdzie. Nie słyszałem żeby rząd jawnie i otwarcie dawał kasę na trenowanie jakimś snowboardzistom, i żeby publicznie ogłaszał konkursy na jakieś stypendia. Cały ten sport kręci się dzięki prywatnym sponsorom, rozlicznym firmom z tej branży z których każda utrzymuje własny team. Mam kumpli w jednym z teamów. Uprawiają dośc niszowy snowkite. Inny mój kumpel jest w reprezentacji w boardercrossie i z zawiścią patrzy na moją deskę. Ostatnio zresztą kupił sobie jakiś supersprzęcior.
Reżim tych kon-socjalistów ma może i zajawkę na piłkę nożną, ale ci wg mnie ograniczeni światopoglądowo ludzie nie mają zajawek na całą masę innych rzeczy. Budują te swoje stadionowe piramidy oraz te orliki i muszę przyznać że możliwe że będzie to jedyna trwała rzecz jaka zostanie po tym porażko-rządzie, obiecującym populistyczny konserwatwny liberalizm a w rzeczywistości realizującym drętwy etatyzm. Ci ludzie możliwe że trwale poprawią jeden typ polskiego sportu, choć mój przyjaciel mnie wyśmiewa gdy to mówię.
Mój przyjaciel bada zależności między piłką nożną a polityką. Twierdzi że jest to wielki temat, że wielu polityków buduje w ten sposów swoje wpływy. Podaje przykład Berlusconiego i podobnych mu populistów. Możliwe że i Platforma w ten sposób buduje swoje poparcie. Ale poprawa polskiej piłki wymaga poprawy sytuacji kapitałowej klubów, bo piłka to coraz bardziej biznes. Choć w Polsce, jak twierdzi mój przyjaciel, piłka nożna to komunizm. Aż się cieszę, że nie jestem jej fanem.
Inne tematy w dziale Rozmaitości