Ot, to Państwo to trochę taka dusząca nas, ludzi mafia. Dziś młodzi ludzie już nie są patriotami i stąd po prostu wyjeżdżają- nie liczą na większe zmiany. Zresztą z Warszawy tego wcale a wcale nie widać. Polska jest bardzo różnorodnym krajem, problemy innych dzielnic kraju, takie jak emigracja, są nie tyle nie odczuwane co nawet nie znane. Centralizacja wszystkiego w Warszawie doprowadziła do sytuacji w której wielu gigantycznych problemów regionalnych tutaj ani trochę nie czuć, docierają jakieś dalekie, pojedyncze i nierealne głosy. Emigracja? Tam już nie ma połowy młodych, tutaj zaś mało kto w to wierzy.
Zresztą tak naprawdę jedyne co przekona tych ludzi u steru do jakichkolwiek zmian i reform jest jeszcze większa masowa emigracja. Ludzie muszą, po prostu muszą głosować nogami. To zawsze była najlepsza alternatywa dla nazbyt pewnych siebie rządzących, którzy są tak nieudolni że po prostu beznadziejni. Nasi rządzący nawet nie wiedzą, jak bardzo są fatalni. Tutaj wciąż zajmują się problemami, które inne kraje z naszego bloku definitywnie pokonały kilka lat temu. Z liberalizacją wielu sektorów gospodarki tamte kraje są o całe dekady dalej. Polska wielu reform nawet nie rozpoczęła, i zdaje się że nie rozpocznie. Polskie monopole wciąż mają się mocno: telefony, internet, koleje, autobusy, lotniska, porty, sieci energetyczne, wodne i gazownicze: to są kluczowe gałęzie które swądu wolnego rynku nawet za bardzo nie powąchały. W ilu regionach na rynku jest kilku operatorów telefonów naziemnych? Może w moim rodzinnym mieście, ale w Warszawie innego operatora telefonów stacjonarnych za bardzo nie widać.
Ci ludzie tak napawdę nawet nie wiedzą co w tym kraju się dzieje. Na jednej z dyskusji publicznych rozmawialiśmy o zwijaniu granic Państwa. Państwa które w Polsce napotykamy na każdym kroku- gdzie spojrzymy tam państwowe domy, gmachy, urzędy, uniwersytety. W Anglii, na pełnej rastamanów dzielnicy gdzie mieszkałem, jedyną państwową rzeczą był dom kultury dla mniejszości z Karaibów, w którym organizowano soundsystemy dla fanów dubu czy raggajungle z całego miasta, oraz prawdziwy park bez psich kup, szkoła z kolorowymi dziećmi, jednostka wojskowa (chyba od czasów Rzymian tkwiąca w tym samym miejscu) i drogi. Reszta, autobusy, uczelnia (notabene świetna), tory kolejowe, pociągi, rozmaite instalacje- wszystko było prywatne. Można było tam spacerować kilometrami i nie trafić na żaden państwowy budynek. W Polsce ten spacer zakończylibyśmy po 100 metrach.
Halo? Puk, puk- tutaj zmienia się za wolno. Ja już nie jestem patriotą. Będąc na zachodzie zobaczyłem jakimi nasi rządzący i tutejsi magnaci prasowi karmią nas bajkami. Patriotyzm? To chyba neoromantyzm mający na celu zrobienie z ludzi niewolników pracujących za psie stawki w kraju gdzie ceny są już takie same albo i lekko wyższe niż w Anglii słabego funta, ale pensje niższe 5 razy. W tym kraju się niemal nic nie zmienia, to po Rumunii i może Bułgarii najgorszy kraj w Unii Europejskiej. Taka Rumunia Północy. Estrella Cudu Gospodraczego i Urbanistyczno- Architektonicznego, nadbałtycki tygrys usadowiony przy Estonii, Szwecji, RFN, Czechach, Norwegii. Blisko Holandii, Danii czy Anglii. Mamią nas 6- % wzrostem, zresztą rekordowo niskim wśród nowych krajów UE, a nie podają wartości bezwzględnych.
Polska jest na 53. miejscu w rankingu PKB na głowę mieszkańca, w tyle nawet za Tryniddem i Tobago, swoją dawną kolonią zdobytą przez inflanckich kupców, a nawet za Botswaną. Jesteśmy o 50 % biedniejsi od Estończyków, z niższej pozycji niż my zaczynających swoją przygodę z gospodarką wolnorynkową. Od Czechów dzieli nas ok. 60 % większy PKB na głowę mieszkańca w kraju nad Wełtawą (24 tys. wobec naszych 16 tys. $ międzynarodowych). O jedną trzecią zamożniejsi są od nas Węgrowie. Polska to wciąż gospodarcze okolice Meksyku, Rosji, Chile i Libii. Jesteśmy 10 razy mniej zamożni od Luksemburczyków, 7 razy biedniejsi od Norwegów, 5 razy biedniejsi od Irlandczyków i 4 razy biedniejsi od Amerykanów, Holendrów czy Anglików. (http://en.wikipedia.org/wiki/List_of_countries_by_GDP_(PPP)_per_capita )
Polska powinna swoją politykę gospodarczą orientować na takich krajach jak Luksemburg, Irlandia. Norwegia, Islandia, Hong Kong, USA, Szwajcaria, Dania, Austria. To są najbogatsze kraje świata, tam średni dochód na mieszkańca jest najwyższy. Postęp jest, bo mój etiopski kolega jest ode mnie 14 razy biedniejszy. Bialoruski tylko 2 razy. Ale już w PKB na głowę za godzinę pracy jesteśmy aż dwukronie biedniejsi od Tajwanu (http://en.wikipedia.org/wiki/List_of_countries_by_GDP_%28PPP%29_per_hour_worked ). W Polsce aktywnych zawodowo jest 53 % obywateli, w Islandii 83 % (wg http://en.wikipedia.org/wiki/List_of_countries_by_employment_rate ). Jeśli chodzi o rozkład bogactwa, to współczynnik Gini jest najniższy dla Danii, Japonii, Szwecji, Czech, Nowrwegii, Słowacji, a Polska sytuuje się raczej ku dołowi tabeli, od pozycji lidera dzieli ją ok. 1/3 krajów.
Może to oczywiste ale każda cywilizacja jest zbudowana na kilku ewidentnych rzeczach. My wyszliśmy z komunizmu, a wg mnie przynajmniej staramy się wyjść, albo bardzo chcielibyśmy wyjść. Więc musimy także zmienić nasze zasady. Powinniśmy być jak ci rastamani z Ghany, którzy, gdy jeden z ich grupy ukradł ładujący się w ładowarce telefon komórkowy, to obcięli swemu koledze dready.
Ten filar to wg mnie dziesięć przykazań. Są tam i rzeczy miłe, i te mniej wygodne. Jedno z nich mówi: „Keep the sabbath holy"- czcij dzień święty, jak się tłumaczy to i dla chrześcijan z ich niedzielą, ale już dla rasta jest to szabat, sobota. Dzień jaki, nieistotne. Ważny jest cel: kultura, odreagowanie. Ludzie muszą wiedzieć że należy się bawić, odpoczywać, myśleć nic jednocześnie nie robiąc, bo to jest jeden z filarów naszej cywilizacji,pozwala nam nabrać dystansu. Ja codziennie chodzę na imprezę, albo spędzam czas, chwilkę dziennie, w jakiś miły sposób- impreza, rzadko wizyta w operze kinie etc. Kultura! Impreza to też kultura- trzeba słuchać słów piosenek, te nawijki dla rasta są bardzo mądre.
Mam nadzieję że kiedyś zniosą wizy do Stanów i będę mógł pomieszkać w okolicach San Francisco, podobno najbrdziej twórczego miejsca na Ziemi. Dziś pojawiła się, jak pisze się w czasopismach liberałów, nowa klasa: klasa twórcza, ta która kreuje „nowe". Dziś tworzy kto inny- już nie władcy i ich dwór, ale wyspecjalizowana kasta, ta liberalna śmietanka żyjąca w kompletnym wyzwoleniu od wszelkich zasad i używająca wszystkiego. Ona ma dla siebie liberalne regiony na tej ziemi, gdzie zaczyna się większość rzeczy. Wszystkie kroki prowadzą do Doliny Krzemowej. Ale tam, na wschodnim wybrzeżu też jest kolebka skejterstwa, snowboardu, surfingu, nawet tam najpierw pojawiły się bary dla wegan i cała ta kultura palenia marihuany i ekologicznego stylu życia. Tam wybuchła reakcja młodych WASPów na wpływy kultury czarnego kontynentu, religie wschodu oraz różne nowe ruchy religine na nowo interpretujące starą Biblię i inne księgi.
Miłość, zaufanie i pokój to filary na których zbudowano naszą cywilizację. Ale też są tam przykazania w rodzaju nie kradnij. Dziecko Jah nie kradnie. Po prostu. Jak coś ukradziono, to sądzi że to pomyłka, że ktoś przez przypadek po treningu spakował jego koszulkę. Koszulka później gdzieś się sama znajduje. Dzieci Jah nie kradną. Nie kręcą. Robią swoją pracę szczerze. Tak po prostu. Trzeba w coś wierzyć. Wierzmy w dobre rzeczy, nie w złe historie. Wierzmy w to że się jednak kiedyś polepszy. A sami po prostu dobrze postępujmy, postępujemy tak jak chcemy by postępowali inni, wówczas, jak tłumaczy Aldous Huxley, możemy być pewni zmian na 100 %.
Ale reszta polskiego narodu zdaje się mieć mało nadziei na zmiany. Józef Kozielecki na łamach kwietniowej Odry (4/2008) opublikował monografię pt. „Polacy w poszukiwaniu nadziei". Generalizuje, skądinąd w szczytnym celu, pokazując polskie wady: zbyt późne rozpoczynanie czynności które treba wykonać, problemy z ich zakończeniem, często zbyt późnym. Te wady to niestety część naszej kultury. Z niewiadomego powodu odbieram uwagi Kozieleckeigo jako słuszne. Być może my, Polacy, poprzez błędny system edukacji powielamy immanentne dla naszej kultury zestawy błędów w organizacji naszej pracy, od czego powinien nas jednak ustrzec system szkolnictwa. Ja, dzięki Bogu, w wieku lat nastu wyemigrowałem za granicę i zyskałem nieco inne nawyki pracy. Dziś dopiero dostrzegam jak słuszną decyzję podjąłem.
My, Polacy, już nie mamy nadziei. Szczególnie widać to w regionach przygranicznych, gdzie emigracja stała się swoistą normą w młodych pokoleniach absolwentów dobrze płatnych kierunków- kto nie wyemigrował, ten niedojda czy oferma. Kozielecki opisuje zachowania ludzi którzy są pozbawieni nadziei. Pierwszy z nich to emigracja talentów i wychodźctwie ludzi z pierwszych szeregów. Oni orientują się najszybciej, ku jakiemu kierunkowi się sprawy mają. Dobrze wykształcony ekonomista wystarczy że spojrzy w prasę, by przewidzieć politykę danego rządu i jej efekty na najbliższe 5 lat. Wymarsz najtęższych głów, jak podkreśla Robert Zajonc, obniży przecięty poziom zdolności i talentów, przeciętny poziom wiedzy. Zabraknie także osób któreby tą wiedzę i swe zdolności artykuowały publicznie.
Drenaż mózgów jest szczególnie groźny w zachodniej Polsce, wypłukiwanej przede wszystkim z „kasty twórczej". O ile w Polsce wschodniej wiedza o jakości życia w Europie Zachodniej jest dość abstrakcyjna, o tyle w odległych o kilkadziesiąt km od granicy dobrobytu miastach Polski Zachodniej ta wiedza jest czymś powszechnym. Wszystkie tamtejsze środowiska twórcze wręcz wychowywały się podróżując po Europie. O rozmiarze „przepaści" wiedzą na podstawie własnej percepcji, i ani im się widzi zostawać. Regony pogrążają się w marazmie, bez młodego pokolenia. Wyrwa demograficzna sprawi że skokowo spadnie liczba mieszkańców miasta, podobnie jak w sąsiednich wschodnich landach DDR nastąpi skurczenie się miast, Stadtschrumpfung. Naturalny ubytek ludności nie będzie już uzupełniany. To się już stało w wielu miastach Zachodu Polski, a na efekty poczekamy kilka, góra kilkanaście lat.
Obecnie od miliona do dwóch głównie młodych Polaków poszukuje szczęścia za granicą. W to że ci ludzie masowo powrócą nie wierzy chyba nikt poza żyjącymi w sferze mitów prawicowymi dziennikarzami. Wg Kozieleckiego po 2-3 latach wygasa motywacja powrotu. Inni zauważają że emigranci nie mają do czego wracać- w Polsce nie byliby się w stanie nawet utrzymać, tu nie mają swoich mieszkań etc. Brakuje współczesnej kultury, młodzi, wyjeżdżając, zabrali ją w większości ze sobą.
Kozielecki pisze że wielkie znaczenie dla wielu z nich ma także oderwanie od anachronicznych tradycji romantycznych, ksenofobii, bezinteresownej zawiści i systemu narodowych kompleksów. Czynią one z typowego Polaka osobę mającą zupełnie inny bagaż emocjonalny, a przez to zupełnie inaczej ukierunkowane działania i tok myślenia niż typowy mieszkaniec innego kraju. Z tym całym zestawem nie jesteśmy z stanie żyć i postępować tak racjonalnie jak przedstawiciele innych narodów. Nie jesteśmy tez dla nich interesującymi intelektualnie partnerami.
Drugie z tych zachowań w odpowiedzi na brak nadziei to podejmowanie walki o lepszą przyszłość. Często walki nasyconej negatywnymi emocjami, takimi jak agresja, złość czy furia. To aktywny opór aparatowi władzy, i ta forma dominuje. Państwo to wciąż wróg. Druga forma tej walki to walka łagodna, przekonywanie argumentami, środkami socjotechnicznymi. Tymczasem przeciwnik jest pewny swego, nierzadko brak mu podstaw wiedzy, czy to ekonomicznej, czy innej wiedzy specjalistycznej.
Wypadałoby wylać hektolitry atramentu, przepaść jest niestety zbyt wielka. Widząc ogrom zadania, jak i butę, arogancję i pewność siebie naszej niewykwalifikowanej kasty politycznej, przypominającej bardziej mających wysokie mniemanie o sobie Jaśnie Wielmożnych Panów Szlachciców niż normalnych obywateli, podejmujący ta walkę rezygnują. Zresztą w Polsce nie ma miejsca na takie dyskusje- brakuje nawet mediów, gazet codziennych dla intelektualistów, zupełnie jakby ich odbiorcy nagle wyjechali. Nie dalej jak wczoraj jeden z naukowców wspominał jak próbował jeden raz opublikować w polskiej prasie codziennej swój tekst. Próba się nie powiodła, więcej prób nie podjął. Powodów nie zna, a jest zbyt precyzyjny by spekulować popadając w paranoje.
I wreszcie trzecie zachowanie to rezygnacja. Ta wielka część Polaków straciła nadzieję na poprawę, jest apatyczna i głęboko obojętna. Zamyka się w sobie, jest podatna na patologie.
Polskę nie czekają wielkie zmiany. Wynika to choćby z sytuacji politycznej- klinczu dwóch wielkich partii, z których jedna czeka na porażki drugiej by objąć po niej schedę. Możemy mieć nadzieję jedynie na stagnację. Aby temu przeciwdziałać, jeśli jeszcze nie myślimy o emigracji, powinniśmy podnieść przyłbicę, atakować i otwarcie mówić to co myślimy. To małe kroczki, ale przynajmniej jest to jakaś strategia działań. Efekt tego jest niewielki, wręcz marginalny, ale zawsze. Gdy wszyscy będą w ten sposób postępować, wówczas efekt sumaryczny oddolnych działań może być znaczny.
Inne tematy w dziale Polityka