Nie mam do Jarosława Gowina najmniejszego żalu – pisze w swoim felietonie na łamach „Gazety Wyborczej” Jacek Żakowski. W ten sposób komentuje słowa ministra sprawiedliwości Jarosława Gowina, który stwierdził, że "ma w nosie literę prawa".
Publicysta broni Gowina, twierdząc, że „każdy z nas ma moralne prawo złamać każdy przepis, który uważa za sprzeczny z jego odczuciem moralnym lub zdrowym rozsądkiem.” Sam, jak przyznaje, wielokrotnie korzystał z tego prawa, które czasem staje się obowiązkiem. „Mówiąc to, co mówi, Jarosław Gowin zasługuje na mój szacunek tym bardziej, że nie będąc idiotą, musi przecież rozumieć, iż dla urzędnika, członka rządu, a zwłaszcza ministra sprawiedliwości ceną musi być utrata urzędu” – zauważa Żakowski.
Autor felietonu porównuje postępowanie ministra do kierowcy, który przekracza na drodze prędkość. Kiedy jednorazowo popełni takie wykroczenie, dostaje mandat. Gdy jednak zdarza mu się to stale, zrywana jest umowa między państwem a kierowcą, jaką stanowi prawo jazdy. Słowem – traci je. „Podobnie, gdy urzędnik, członek rządu, minister sprawiedliwości naruszy jakiś przepis (…), powinien być ukarany. Nawet jeśli ma rację moralną. Choćby tracąc część premii. Ale kiedy powtarza, że wykonując czynności urzędowe nie będzie przestrzegał przepisów, bo wyżej stawia ''ducha'' praw, którego sobie jakkolwiek wyobraża, to zrywa umowę, na podstawie której otrzymał swój urząd. I musi się z nim pożegnać. Kropka.” – konkluduje Żakowski.
Publicysta podkreśla na koniec: „Innego wyjścia w państwie prawa nie ma. Bez względu na to, czy się lubi Gowina, czy nie. I on sam powinien to wiedzieć.”
Cały felieton w „Gazecie Wyborczej”
Inne tematy w dziale Polityka