16 lat trwała produkcja autorytetów moralnych III RP. Kogóż tam nie widziano -
pojawiali się i znikali. Jakiż mieli dar wymowy. Któż pamięta jak
autorytatywnie wydawał wyroki Andrzej Szcypiorski w telewizorze. Jak wydymał
wargi gdy piętnował Polaków, jak gwałtownie czerpał powietrze, jak
manifestacyjnie marszczył czoło by dodać wagi swym słowom, by podkreślić
wyłapane przez siebie ksenofobiczne przywary u Polaków. Jak bezkompromisowo je
ganił. A inny autorytet moralny eleganckiego towarzystwa z rewirów czerskiej,
Czajkowski - z jakim przejęciem tropił antysemityzm, w jak wystudiowany sposób
postękiwał i sapał zanim rzucił oskarżenie. Gdy autorytety moralne z lekka
osłabły broniono je, słano listy poparcia i protestacyjne. Mija czas
autorytetów moralnych, przeżytku socjalizmu. W kapitalizmie występują
wirtuozi. Pierwszym nie nazwanym wirtuozem był Samson. Listy poparcia, to były
listy poparcia autorytetu moralnego, ale przede wszystkim świetnego fachowca,
wirtuoza psychoterapii. W IV RP zaczyna się produkcja wirtuozów.
Monopolistą jest GW
ps.
Piotr Pacewicz o aresztowanym kardiochirurgu:
"Słynny kardiolog, o rękach cenniejszych niż wirtuoz pianista, bo ratujący
nimi życie, idzie przez główny hol swego szpitala, ręce ma skute. Pacjenci
patrzą. Może nawet ktoś złapie się za serce."
Inne tematy w dziale Polityka