Górnicy mają swoje pięciominutówki co jakiś czas, nauczyciele mają, lekarze też, księża a jakże, ale jest jedna profesja, która notorycznie ma swoje „pięć minut” – non stop przez okrągły rok, a na zakończenie roku baluje ta profesja, by począć rok kolejny. Oczywiście myślę o naszej waaaadzy RP, o dziennikarzach. Dziennikarze pałętają się wszędzie, tylko nie tam gdzie trzeba - na salonach, w polityce, w biznesie, w teczkach IPN a także w WSI, ostatnio najwięcej ich przy Rospudzie oraz Wildsteinie. W telewizorach jest ich moc - przeważnie nie mają nic do powiedzenia, powtarzają tylko to co gdzieś usłyszeli, albo co należy powiedzieć, aby być ponownie zaproszonym, albo nie powiedzieć nic, gdyż wówczas mogą liczyć na ponowne zaproszenie, by ponownie nie powiedzieć czegokolwiek. Przykładem raport Macierewicza – i wiele jego wątkó1), całkowicie przemilczanych. Czy są już jakieś sprawy sądowe nie wirtualne ? Słyszał ktoś ? Najmniej dziennikarzy jest przy książkach – po prostu się rozwijających, zgłębiających wiedzę, przy raportach jest wielki niedostatek dziennikarzy – docierających do meritum sprawy, w miejscach gdzie rzeczywiście coś się dzieje, ale to dzianie się nie jest medialne i dość mało sensacyjne dziennikarza ze świecą szukać. Dlaczego tak jest ?
Może dlatego, że dziennikarze nie mają swoich mistrzów ? Czyż mistrzem jest chociażby dyżurny dziennikarz Bratkowski ? Któż jest od niego, kto potrafi wskazać uczniów? Nie ma szkół dziennikarskich, a szkoła dziennikarza to mistrz – w jednej osobie.
A przed wojną ? Byli. Byli dziennikarze, naprawdę z krwi i kości. A dlaczego dzisiaj nie ma dzienikarzy ?
Inne tematy w dziale Polityka