Dzisiejsze Arcana (dla mnie dzisiejsze) są poświęcone historii. Andrzej Nowak pisze "Ten numer jest o przeszłości, która jest niewygodna". I piszą Trznadel o rewolucji francuskiej i Głębocki, Prokop i Janina Hera -"Jak zostaliśmy faszystami". Chwila normalności gdzie właściwe miejsce zajmuje tak, tak i gdzie jest miejsce dla nie, nie.
Ale jeżeli jest Elżbieta Morawiec, to lekturę zaczynam zawsze od niej, nie skusi mnie nawet "Wieszanie" Rymkiewicza, ani Cenckiewicza "W kontenerach do Moskwy" - pulkownik Jasik o zagrożeniach dla III RP.
A więc Elżbieta Morawie - czytałem kilka wpisów w S24 o Ryszardzie Kapuścińskim, ostatnio redaktor Skalski zajął się poszukiwaniem usprawiedliwienia dla współpracy Kapuścińskiego z SB, mówi:
Gdyby nie zgodził się na współpracę, nie byłoby Ryszarda Kapuścińskiego
Czy aby na pewno ? Czy aby na pewno nie byłoby Kapuścińskiego ?A może byłby lepszy ? bardziej wiarygodny ?
Arcana są trudno dostępne więć cytuję obszerny fragment teksu Elżbiety Morawiec
"Zacznę od rzeczy smutnej. 23 stycznia zmarł Ryszard Kapuściński, wybitny reporter, którego nazwisko przewijało się w drugiej połowie roku 2006 wśród kandydatów do literackiego Nobla. Nie czas jeszcze po temu, ab y poddawać skrupulatnej analizie życie i dzieło Kapuścińskiego - ta śmierć zbyt jest świeża i jak każdą trzeba ją uszanować. Ale to powiedzieć muszę i powiem od razu - nie jestem bałwochwalczą poklonnicą twórczości autora „Chrystusa z karabinem na ramieniu", przekładu Che Guevary, ani nawet tak wysławianego przez apologetów, jak Polska druga i szeroka - „Imperium". Jest dla mnie autorem kilku naprawdę wybitnych książek: „Cesarza", „Szachinszacha", może „Buszu po polsku". Doskonale pamiętam, jak przyjmowany był „Cesarz" u schyłku lat 70 ( nawet w młodzieńczym, prapremierowym spektaklu Jerzego Hutka w Teatrze im.Jaracza w Łodzi). Widzieliśmy w tej książce nie tylko tragiczno-groteskowy obraz autorytaryzmu Hajle Selasje, widzieliśmy w „Cesarzu" Gierkowską Polskę, gdzie z okazji wizyty Paniska Sekretarza malowało się trawniki na zielono.
W dorobku Kapuścińskiego -jako Cesarza Reporterów - tak okrzykniętego od „Gazety Wyborczej" po „Corriere delia Sera", „Svenska Dagbladet" i wszystkie media krajowe - w dorobku tego pisarza pochylonego nad losami Innego zabrakło mi kilku wątków.
Przejechał całe postsowieckie imperium i on, humanista - ani raz nie zająknął się o tragedii Czeczenii, w swoich reporterskich wojażach nie zahaczył nigdy o Bałkany i dramat rozgrywający się pośrodku Europy - w miastach i miasteczkach Bośni i Hercegowiny — w umierającym w Alei Snajperów Sarajewie, w Gorażde czy Srebrenicy. Nie było go ani na Placu Niebiańskiego Spokoju, ani podczas obalania berlińskiego muru. O „Solidarność" walczącą w Stoczni Gdańskiej zahaczył chyba raz i jakoś nigdy nie odzwierciedlił tego -najważniejszego dla losów naszej i nie tylko naszej części Europy - historycznego wydarzenia.
Ojciec Innocenty Bocheński w swoim nauczaniu o mądrości pisał, iż rzeczą pierwszą jest pochylenie się nad losem „swojego", a dopiero potem „innego". Bo gdy masz wybierać, które dziecko ratować pierwej - własne czy sąsiada to, acz wybór jest dramatyczny -jest też oczywisty. Kapuścińskiego interesowały przede wszystkim losy krajów postkolonialnych, ale sowiecki i chiński postkolonializm jakoś niezbyt dogłębnie drążył.
Nie o Ryszardzie Kapuścińskim chcę tu jednak pisać, ale o powszechnym medialnym lamencie, jaki ogarnął całą Polskę - od „GW" , poprzez „Dziennik" i „Tygodnik Powszechny" po wszystkie kanały tv, publiczne, prywatne, wszystkie rozgłośnie Polskiego Radia.
(Reakcje Europy to inna kwestia, nie będę tu w nią wchodzić). Takiego larum nie było nawet po śmierci Czesława Miłosza, ani Gustawa Herlinga-Grudziń-skiego, dwu niezaprzeczalnych kolosów nie tylko polskiej literatury. Nie jest to tylko fenomen poszukiwania autorytetów (zwłaszcza w chwili, kiedy odchodzą z tego świata), ale przeklęte polskie zjawisko stadnego, bezkrytycznego myślenia, lansowania zjawisk „kupą" („kupą, mości panowie kupą"...) Nie zamierzam tu analizować wszystkich ha-giograficznych tekstów, jakimi uraczyły nas wspomniane media w ciągu ostatnich dni. Zacytuję tylko curiosum nad curiosami, myśl aberracyjną. Oto fragment tekstu Adama Michnika „Rysiek mądry i dobry" („GW" z 27 - 28 stycznia 2007):
„Wszędzie widział Polskę /..../ dlatego to polskie widzenie staje się dzisiaj nieusuwalnym składnikiem kultury uniwersalnej. Tak jak widzenia Karola Wojtyły z Bazyliki Św. Piotra, które odmieniły świat, jak widzenia Czesława Miłosza nad Zatoki San Francisco, jak widzenia „Popiołu i diamentu" Andrzeja Wajdy, jak widzenia kondycji Pana Cogito Zbigniewa Herberta".
No to sięgnęliśmy dna - rola, życie, przesłanie Jana Pawła II zostało zrównane z filmem, uszlachetnionym co prawda przez Wajdę, zrealizowanym na podstawie arcykłamliwej powieści Andrzejewskiego. Towarzysz Szczuka i Jan Paweł II... wielki patriarcha świata, codziennie swoim życiem świadczący o wyznawanej wierze, miłości, nadziei wbrew nadludzkiemu cierpieniu - i... towarzysz Szczuka, funkcjonariusz bezpieki. Kim trzeba być, aby posłużyć się takim porównaniem? Prymitywem, pomyleńcem czy bezczelnym, naigrawąjącym się z największych wartości cynicznym hucpiarzem? Nie gram w aktualnej krytyce Michnika, od lat zwalczałam na tych łamach zło, jakie wyrządziła Polsce „GW" pod jego kierownictwem. Adam Michnik, ten prawdziwy ojciec poniewierania wartości, moralnego relatywizmu, to dziś - mały demonek, który daje wyraz swoim ideologicznym aberracjom. Michnikowi pozostaje życzyć zdrowia psychicznego i raju stworzonego przez towarzysza Szczukę. Niechże tam czyta wiersze typu „Towarzyszom z bezpieki" itp., a nauczanie i życie Jana Pawła II pozostawi w spokoju."
Redakcja pisze na koniec słowa wstępnego -
"Numer dedykujemy przedstawicielom innej mniejszości (to też jest mniejszość, choć może wyjątkowo silna); naśladowcom i kontynuatorom hrabiego Adama Gurowskiego."
Inne tematy w dziale Polityka